Jesteś fluidem mego istnienia,
Promykiem słońca,
I nieustannym pragnieniem,
Jego początkiem i końcem końca,
Brzaskiem przecudnym pierwszego poranka,
Moją szczerością w mej codzienności,
Łzą mej rozpaczy i łzą mej radości,
Tą codziennością ma miła, moja kochanka.
Ona wypełnia moje pragnienia,
Wskazuje piękno i sens istnienia,
Nawet łzy swe skrywa w bezsilnej rozpaczy,
Wiem... Ona mi wszystko wybaczy.
I radość życia, tę chęć płonącą,
I mroku bezsens, dobędzie gorącą.
Na twarzy jej w jasnym uśmiechu,
Ujrzę tę miłość, całowaną w pośpiechu.
Lecz czas już minął na zawsze stracony,
Okazał się tylko mym snem upragnionym,
Gdy oczy więc zamknę- samotny wieczorem,
Wracajcie wy do mnie, me sny upragnione.
Pól mi zielone błyszczą malachity,
Koralem maków tkane, srebrem rosy,
I niby namiot w błękitach rozbity,
Tak nad tą ziemią zawisły niebiosy,
W błękitach lśni tarcza złocona...
A jednak smutno, gdzie ona...