JustPaste.it

Grożono mi śmiercią

Z ks. José María Di Paola (padre Peppe), kapłanem posługującym w najuboższych dzielnicach Buenos Aires, rozmawia Agnieszka Gracz

Z ks. José María Di Paola (padre Peppe), kapłanem posługującym w najuboższych dzielnicach Buenos Aires, rozmawia Agnieszka Gracz

 

0f1b3733b11b55a3d0eed9acd22fb34f.jpg

Co skłoniło Ojca do posługi pośród ubogich i tych, którzy spychani są na margines społeczny?

– Już na początku mojego kapłaństwa chciałem pracować pośród dzieci i młodzieży. We wszystkich parafiach, do jakich mnie powołano, szczególną uwagę przywiązywałem do duszpasterstwa dzieci i młodzieży, ale szczególnie do tych młodych, którzy mieli najwięcej trudności i byli ubodzy. Duży wpływ na moje kapłaństwo miało życie i posługa św. Jana Bosko. Jestem księdzem diecezjalnym, ale przykład posługi tego kapłana zawsze był mi bliski i w praktyce realizowałem jego myśl. Później Pan Bóg posłał mnie właśnie do najuboższych dzielnic. Argentyńskie villas miserias to złożona rzeczywistość. Trzeba mieć wiele cierpliwości i to, co w Kościele nazywamy charyzmatem.

Jak argentyńskie społeczeństwo postrzega ubogich?

– W Argentynie jest podział między dzielnicami. Są te nazywane villas, które są ubogie, wykluczone, i pozostałe. Można zaobserwować brak integracji, izolację, dlatego też my, kapłani pracujący w villas, chcemy zintegrować mieszkańców tych dzielnic. To trudne wyzwanie. Istnieje wiele uprzedzeń. Uważa się, że ci, którzy mieszkają w najuboższych dzielnicach, są po prostu przestępcami. A jest zupełnie inaczej. My, którzy mieszkamy w tych miejscach, wiemy, że większość z tych ludzi uczciwie pracuje, a jeśli ktoś jest przestępcą, to właśnie dlatego, że państwo tam nie jest obecne. Te najuboższe dzielnice zostały opuszczone i zapomniane. W wielu przypadkach nie ma tu żadnych szkół, nie ma służby zdrowia, nie ma zapewnionego bezpieczeństwa, brak jest policji. To miejsca, gdzie ludzie po prostu osiedlali się bez jakiegokolwiek wsparcia. A kiedy są miejsca opuszczone przez państwo, wtedy pojawiają się problemy, często wzrasta wskaźnik przestępczości. Pierwszymi ofiarami tej przestępczości w zmarginalizowanym świecie są jednak osoby z tych samych ubogich dzielnic. Kiedy w 1997 roku, powstawała dzielnica Villa 21, ks. Jorge Mario Bergoglio posłał mnie do niej. Pamiętam, że między świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem z powodu przemocy zmarło pięć osób. Żaden dziennik o tym nie napisał. Kiedyś mówiłem do spotkanej osoby: „Wiesz, w czasie pięciu dni w mojej dzielnicy zamordowano pięć osób”. A on mi powiedział: „No cóż, niech się wzajemnie pozabijają.” Niestety, niewiele osób interesuje się losem ubogich, nie twierdzę, że tak sądzą wszyscy, ale ten przykład odzwierciedla sposób myślenia wielu.

Jakie są najpoważniejsze trudności, cierpienia mieszkańców villas?

– Jest wiele problemów. Te, które bolą najbardziej, to uprzedzenia: wiele osób nie chce przyjąć do pracy tych, którzy mieszkają w villas. Dlatego niestety niektórzy zmuszeni są kłamać i podawać inny adres zamieszkania. W najuboższych dzielnicach żyją osoby z różnych państw Ameryki Łacińskiej lub z innych regionów Argentyny. Za każdym z tych ludzi kryją się odrębna historia i inne problemy. Z powodów ekonomicznych, braku opieki zdrowotnej musieli pozostawić rodzinne miejscowości. Każda z dzielnic jest inna. Te w stolicy różnią się od tych na peryferiach. Największe jednak problemy są podobne: brak stabilnej pracy, brak mieszkań, przeludnienie czy handel narkotykami.

Duszpasterstwo w ubogich dzielnicach to wielka zasługa obecnego Papieża Franciszka…

– Przed ponad 40 laty grupa kapłanów rozpoczęła duszpasterstwo pośród ubogich, ale to właśnie nasz arcybiskup, a później kard. Bergoglio w rzeczywistości podjął wielką pracę, by wesprzeć nasze inicjatywy. Posyłał kapłanów, ale przede wszystkim on sam w stały i czynny sposób wspierał nas. Dlatego nazywano go Cardenal Villero. Odwiedzał on ubogie dzielnice, chodził naszymi ulicami, wspólnie pił mate, udzielał sakramentów i błogosławił domy. Ten przykład, te gesty były dla nas najważniejsze. Przecież mógł nam tylko powiedzieć. „Dobrze, pracujcie tak dalej, błogosławię wam na czas tej posługi”. To ważne, owszem, ale on dał coś więcej, swoim świadectwem ukazał, że ci ludzie są dla niego ważni, że on jest dla nich.

Tu, w Buenos Aires, z ubogimi pracowało tylko dziesięciu kapłanów, a dziś jest nas już dwudziestu czterech. Celem ks. kard. Bergoglio było przede wszystkim wzmocnienie opieki duchowej w miejscach, gdzie ludzie byli jej pozbawieni lub była za słaba. Z miejsc ubóstwa uczynił centralne punkty duszpasterstwa. Przez cały czas czuliśmy i czujemy jego silne wsparcie i opiekę, jaką nas otacza. Wspierają nas też inni kapłani. Dzięki nim możemy realizować dzieła miłosierdzia w tych miejscach.

Jak zorganizowane jest duszpasterstwo?

– Przede wszystkim kapłani mieszkają w ubogich dzielnicach. Także ja mam swoje mieszkanie zbudowane z drewna. Dzielę z nimi każdy dzień mojego życia i organizuję życie tej wspólnoty, katechezy, czas wolny dla dzieci, zajęcia dla młodzieży… Jest to bardzo ważne, ponieważ jeśli młodzi mają taki wybór, to np. chłopak, który może wplątać się w narkotyki czy handel nimi, przemyt broni, przy naszej pomocy wybiera życie spokojnie, pozytywne. Dlatego też organizujemy czas poprzez zabawy, zajęcia sportowe, staramy się, aby dzieci coraz bardziej się rozwijały, zdobywały wiedzę i przede wszystkim wzrastały w dobrym środowisku. Jednym z naszych miejsc jest też tzw. Hogar de Cristo – to centrum pomocy dla dzieci uzależnionych od narkotyków. Najtrudniej jest pośród biednych, ponieważ młodzież nie ma oparcia i najczęściej pozostaje sama z tym problemem.

Wyciągając dzieci i młodzież z uzależnień od narkotyków, naraził się Ojciec wielu osobom, wielokrotnie otrzymywał groźby…

– Wraz z księżmi pracującymi w ubogich dzielnicach przygotowaliśmy dokument, w którym publicznie mówiliśmy także o sytuacji związanej z biznesem narkotykowym w ubogich dzielnicach. Nie mogliśmy milczeć, widząc, jak przez narkotyki cierpią i umierają dzieci. Ponieważ była to publiczna deklaracja, zareagowały pewne grupy związane z narkobiznesem. Rzeczywiście otrzymywałem pogróżki, grożono mi śmiercią. Mimo to przez półtora roku, może dwa lata pozostałem w parafii i pracowałem w centrum pomocy. Później czułem, że moja obecność może być zagrożeniem dla tych, którzy ze mną pracowali. Martwiłem się też o nasze dalsze duszpasterstwo, które przecież przynosiło wiele owoców. Niestety, praca wśród społeczności zepchniętej na margines społeczny niesie ze sobą takie ryzyko, że komuś to się nie spodoba. – My chcemy tylko działać zgodnie z Ewangelią – mówiłem ks. kard. Bergoglio, ponieważ kiedy pojawiły się te groźby śmierci, on przez cały czas był smutny. Obecny Papież mówił: „Wolałbym ja umrzeć, niż tobie miałoby się coś stać”. Odpowiadałem, że posługujemy zgodnie z Ewangelią, musimy więc być spokojni, nawet jeśli coś miałoby się stać. Późnej zdecydowałem się usunąć w inne miejsce, chociaż było to trudne. Ale myślę, że tak trzeba było uczynić, ponieważ zagrożone byłoby całe centrum pomocy dzieciom.

Ojcze, czego możemy nauczyć się od ubogich?

– Czasem możemy sądzić, że to tylko my możemy pomóc ludziom ubogim i na tym wszystko się kończy. Możemy pomóc, to prawda, ale jest jeszcze jeden element. Ci ludzie mogą nas wiele nauczyć. Na to wskazywał nam św. Franciszek z Asyżu. Na to wskazywał nam Jezus i o tym mówi nauka chrześcijańska. A czego moglibyśmy się nauczyć od biednych, z tak licznymi problemami? Oni przede wszystkim chcą być blisko Boga. Mają tak wiele potrzeb i jedynym rozwiązaniem jest ufność Bogu. Często ludzie mający zabezpieczenie finansowe, żyjący w dobrych warunkach uważają, że wszystko zależy od nich samych, zapominają o Bogu. Kiedy jednak to bezpieczeństwo zniknie, drżą i zaczynają szukać Boga. Świat ubogich to świat, w którym Bóg jest bardzo obecny. I Ojciec Święty Franciszek o tym mówi. Pomagajmy ubogim, ale uczmy się od nich.

W ubogich dzielnicach widać radość wiary i nadzieję. Proszę zauważyć, że tutaj wszyscy wierzą w Boga, nie ma ateizmu, nie ma agnostycyzmu. Ci ludzie zachowują swoją tradycję, pielęgnują zwyczaje. Wielu z nich pochodzi z różnych państw kontynentu. Żyją z radością, dzielą się każdym dniem z innymi, nie zamykają się we własnym indywidualizmie, potrafią być solidarni, wspierać siebie, znają się wzajemnie, dziękują za każdy dzień, mimo tak wielu bolesnych doświadczeń. Mimo braku pracy, częstego poniżenia czerpią radość z życia, angażują się we wspólnotę parafialną. Jakże byłoby pięknie, gdyby zindywidualizowany zachodni świat to zobaczył!

Zwróćmy uwagę na słowa Ojca Świętego, który wskazuje nam człowieka prostego, ubogiego. Franciszek powiedział, byśmy byli Kościołem ubogim dla ubogich, chce takiego Kościoła także dlatego, aby wspólnota Kościoła powszechnego mogła się wzajemnie uczyć.

Wszyscy, którzy dziś pełnią posługę wśród ubogich, mogą chyba być pewni, że mają wielkie wsparcie samego Papieża…

– Kardynał Bergoglio jako nasz biskup cały czas nas wspierał i nam towarzyszył. Myślę, że w tym czasie kapłani, siostry zakonne, świeccy, ci, którzy posługują pośród ubogich, mogą być pewni i spokojni, że mają też za sobą Papieża. On całym swoim sercem i uwagą jest z nimi. Będzie z pewnością towarzyszył całemu Kościołowi powszechnemu, tak jak czynił to w Buenos Aires, ale uprzywilejowane miejsce w nim będą mieć ubodzy. Wiele osób mówi, że centrum Buenos Aires jest plac Majowy. Tu jest władza narodowa, władza miasta, znajdują się ministerstwa… Dla ks. kard. Bergoglio centrum naszej stolicy były najuboższe dzielnice, a teraz centrum Kościoła powszechnego są dla niego miejsca opuszczone przez świat, niedostrzegane, niebrane pod uwagę.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Źródło: Agnieszka Gracz