JustPaste.it

Telewizja

99c7a238fcc86744bf3ffa47f394cc8f.jpg

(Źródło: google.pl)

 

 

 

 Gruby Joe siedział bez ruchu w swoim ulubionym, acz zapadniętym fotelu i oglądał telewizję. Fotel, poza tym, że był zarwany, był też stary, brzydki, cuchnący i w ogóle do niczego – tak twierdziła Hela, małżonka mężczyzny, która co jakiś czas smęciła- bo musiała- drąc się w niebo głosy, jak na kobietę przystało, że trzeba go wymienić, bo szpeci mieszkanie, nie pasuje, jest stary, rwie się i takie tam babskie narzekania.

Joe jednak lubił swój fotel, dlatego też te wszystkie negatywne słowa, niestety, ku rozpaczy Heli, nie ruszały go wcale. Wiedział, że ona musi się nagadać, więc pozawalał jej na te teatralne występy. Czasami tylko, gdzieś tak raz w roku, kiedy nerwy puszczały mu szczękę, rozluźniały język i udrażniały układ oddechowy, tak jej odpowiadał:

  • Ty też jesteś stara, szpetna i niepasująca do mnie przystojniaka, a jakoś nie drzesz się jak stare prześcieradło, żebym wymienił Cię na coś lepszego.

Ta cięta riposta, co roku wyprowadzała ją z równowagi. Na te, raniące jej serce, słowa zawsze reagował tak samo - trzaskała drzwiami i wychodziła z domu. Wówczas udawała się do fryzjera, kosmetyczki, solarium, salonu odnowy biologicznej, by narodzić się po raz kolejny i jako bóstwo wrócić do męża, by wzbudzić w nim pożądanie, po czym, w akcie zemsty, wykręcić się zmęczeniem, bólem głowy i zasnąć.

Kiedy Hela wychodziła, to Joe, dzierżąc w ręku trunek bogów zatapiał się w swoim ukochanym meblu i oddawał się ulubionej rozrywce. Robił to, co co dzień robi większa część ludzkości. To, co uwielbia, a wręcz kocha czynić większa część ludzi, trwoniąc w ten sposób cenny czas.

A mówiono, że nie wolno kraść Bogu dnia!

Tak więc Joe, jak na statystycznego mieszkańca kuli ziemskiej przystało, gapił się beznamiętnym wzrokiem w telewizor plazmowy, kupiony ( w jego przypadku) za pieniądze uzyskane ze sprzedaży puszek.

Telewizor zajmował niemal całą ścianę w salonie. Nieźle wyglądał na tle czerwieni. Nieźle też prezentował się w towarzystwie tandetnej klasyki. Po prawej stronie, by nadać charakteru pokojowi i rozjaśnić telewizor, Joe powiesił obraz Dalego Uporczywość pamięci, wydrukowany z internetu, po czym umieszczony w antyramie zakupionej na wyprzedaży w Auchanie.

Po lewej stronie zaś, tak dla kontrastu, powiesił kopię obrazu Muncha, Krzyk.

Ten obraz, a dokładniej postać z tego obrazu przypominała Joemu żonę. Podobieństwo niepodważalne.

Joe siedział w tym swoim fotelu i jak niedorozwój śledził obrazy przesuwające się na plazmówce. Oglądał wszystko po kolei, jak leci. Nic konkretnego. Zresztą kto w dzisiejszych czasach jest w stanie skupić się na jednej rzeczy. Ze wszech stron stron zalewają nas kolorowe obrazy, a człowiek, jako istota ciekawa świata, chce je wszystkie przyswoić, oglądnąć, stąd też krajoznawczo – przyrodniczo – poznawcza wycieczka po kanałach. A kanałów było milion, jak nie dwa, więc było co poznawać.

Na kanale pierwszym migała telenowela rodzinno (małżeńsko) – edukacyjna. Poruszająca, pełna miłości, zrozumienia, zawirowań, zdrad. Tym razem lekcja z serii jak się skutecznie zdradzać, tzn. nie w tym rzecz, aby dowiedzieć się, co należy zrobić, żeby zdrada doszła do skutku, bo to w sumie żadna sztuka kogoś zdradzić. Chodziło o to, żeby dowiedzieć się, co zrobić, aby przyprawiane rogi nie wyszły na światło dzienne, czyli spod czaszki oszukiwanej osoby.

Ten program, w gruncie rzeczy bardzo pouczający nie na długo zainteresował Joego, dlatego też postanowił skierować zmieniarkę w stronę telewizora i strzelić nią, niczym kulą z pistoletu w środek tarczy, naciskając nacisk. Nie przycisk, bo przycisk się przyciska - taka krótka lekcja dla niewiedzących.

Na drugim programie migała kolejna telenowela. Ktoś schodził ze schodów. Joe w tym momencie doznał dziwnego uczucia, coś na kształt deja vu. Wydawało mu się, że widział już tę scenę tydzień temu. Nie mylił się oczywiście. Odcinek temu. Co tam odcinek. Dwa odcinku temu. Co tam dwa odcinki. Trzy odcinki temu. Trzy, czyżby? Cztery odcinki temu ten ktoś też schodził ze schodów. Ba! Z tych samych schodów. Czy te schody są jakieś specjalne, że trzeba schodzić z nich aż tyle czasu? - zastanawiał się w duchu Joe. Wszyscy się nad tym zastanawiają do dziś. Żartowałam, kto by zastanawiał się nad problematyką takich filmów. O nich się co najwyżej mówi, tzn. o nich to najwyżej opowiada się w skrócie sąsiadce. W jednym zadaniu, czasem nawet w jednym słowie. Np. SCHODZIŁ!

Joe zatem, zdegustowany filmem, po raz kolejny postanowił strzelił z pilota, w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi, naciskając nacisk.

Joe gapił się w stronę telewizora i co jakiś czas popijał piwo. Musiał to robić. Bez piwa nie mógł normalnie funkcjonować. Piwo pomagało mu w walce z dziwnymi i nie do końca uświadomionymi, lękami. Po pierwsze cierpiał na lęk przed odwodnieniem. Miewał też takie straszliwe lęki związane z nerkami. Obawiał się, że któregoś dnia przestaną mu pracować i przejdą na emeryturę, taką wcześniejszą, bo w świecie nerek wszystko było możliwe. Dlatego też regularnie uzupełniał płyny. Codziennie, jak należy, wypijał po kilka litrów piwa bezalkoholowego – proszę to potraktować z przymrużeniem oka. To coś na wzór kobiety O(KOCIM) spojrzeniu.

Na kolejnym programie puszczali reklamę. Reklamowali krem (tłusty), który wygładzał wszelkie zmarszczki. Joe od razu pomyślał o margarynie, w końcu też była tłusta. Miał taką w lodówce. Margaryna nazywała się Delma, Joe tylko nią smarował kanapki, zresztą, od tej chwili, nie tylko kanapki. Wyjął ją z chłodziarki i zaczął wsmarowywać w twarz, w ten sam sposób, w jaki wsmarowywała krem seksowna modelka z telewizora – od środka twarzy, po czym delikatnie na zewnątrz, tak, aby wygładzić zmarszczki. Ruchy miały być wolne, acz zdecydowane. Trzeba było być pewnym tego, czy chce się pozbyć bruzd z twarzy czy nie. Nie można było pozbywać się czegoś w połowie. Trochę tak, trochę nie - Joe o tym doskonale wiedział. Był w stu procentach pewien tego, co chciał osiągnąć. W końcu był mężczyzną, a niezdecydowanie to domena kobiet. Dobrze, że Hela sobie poszła – pomyślał – ona pewnie nie wyciągnęłaby właściwych wniosków po przestudiowaniu reklamy. Nie podjęłaby też właściwych działań. Nie była tak bystra jak on.

Reklamy były ciekawe, ale ile można je oglądać. Zresztą w lodówce już mało co zostało. Była jeszcze tylko jakaś zzieleniała kiełbasa, chyba nadziewana jadem, zjełczałe masło, zsiadłe mleko i kilka puszek piwa. Także niewiele tego było, tak niewiele, że nie dałoby się z tym niewiele nawet troszkę poeksperymentować.

Joe przełączył na inny kanał. Program, który leciał ( leciał? )wzbudził w nim nawet jakieś emocje. Współczucie, obrzydzenie? Zdawało mu się, że transmitują na żywo obraz wprost z Oświęcimia - z obozu ma się rozumieć. W tym obrazie jednak było coś nie tak. Coś nie do końca zgodnego z prawdą – z prawdą, z jaką w kontekście Oświęcimia już nieraz się zetknął. Owszem, wystąpiła chudość, nawet, rzekłabym że słychać było dzwonienie kości, ale bohaterowie, a raczej bohaterki były nad wyraz wesołe, więc to nie mógł być ten obraz obozu, który Joe znał z rozmaitych źródeł, programów emitowanych w telewizji. Tamten, zapamiętany obraz, pełen był smutku, bólu, cierpienia, a ten obecny był raczej przeciwieństwem złych emocji. Tylko ta chudość tak jakoś go zmyliła.

Przełączył.

Nie lubił wszystkiego tego, co przypominało mu o wojnie, o wojnie znanej zaledwie z literatury, z internetu, z telewizji, z opowiadań, ale wciąż poruszającej każdą jego, a było ich trzy, strunę wrażliwości

Mijały kolejne godziny, a Joe cały czas siedział w swoim starym fotelu, tak znienawidzonym przez żonę. Siedział niemalże bez ruchu, nieustannie gapiąc się w plazmówkę zawieszoną na ścianie. Telewizor – przyjaciel człowieka, tak na pewno określiłby swoje cacko Joe. Facet trochę głupi był, więc nadał mu nawet imię – Sindy, tak na niego i do niego mówił. Trochę dziwnie, biorąc pod uwagę to, że telewizor jest rodzaju męskiego. Może po prostu zmienił jemu „telewizorną” płeć.

Perfekcyjna pani domu, tego, skacząc po kanałach również doświadczył. Doznał nawet chwilowej paranoi. Program źle na niego wpłynął, na minut kilka wyłączył mu mózg. Co najdziwniejsze, Joe wstał z fotela. Widząc, jak jedna z panien gładzi meble ręką ubraną w białą rękawiczkę, zapragnął uczynić podobnie. Wzuł więc podobną ochronkę na ręce i zaczął biegać jak szalony po meblach, gładząc i tym samym, sprawdzając każdy ich zakamarek. Jego rękawiczka po teście nadawała się tylko do kosza. Była brudna i śmierdziała.

Już chciał ją wyrzucić, ale wystrzelił z pilota i przełączył na kolejny program. Grali reklamę.

Obsikałeś sobie majtki i śmierdzą? - mówił przystojny pan z Zonkiem w ręku.

Nie zdążyłeś na kibel i capią ci gacie? - kontynuował mężczyzna z zalotnym uśmiechem na botoksowych ustach

Za dużo wypiłeś i pawia puszczonego na koszulę wciąż czujesz w nozdrzach?

STOP! Nie wyrzucaj ubrań – zastosuj bryzę – powiew świeżego wiatru wywieje wszystkie smrody.

Joe podsunął rękawiczkę do nosa – śmierdziała. Na meblach oprócz kurzu znajdowało się wiele ciekawych, acz nieświeżych, niemalże rozkładających się już rzeczy. Wszystko to wchłonęła w siebie rękawiczka spacerująca po szafkach, szafeczkach, komodach i półkach.

Rękawiczka została ocalona. A co z powietrzem? Nieco stęchło.

Telewizja czasami...Tak, czasami. Zdarza się.

Romanse, zdrady, a więc życie.

Trójkąty, czworokąty, a więc geometria.

Przepraszanie, wybaczanie, a więc miłosierdzie.

Nienawiść, złorzeczenie, a więc ludzkość.

Mordobicie, zadawanie cierpienia, a więc humanitaryzm inaczej.

Pozbywanie się smrodów, a więc dobre rady.

Wszystko to Joe odnalazł w telewizji. Telewizja dużo mu dawała, dużo takiej wewnętrznej mocy. Wiele go uczyła, uczyła jak wybaczać. Wzruszyła go kiedyś scena w pewnym programie, w którym to żona wybaczała mężowi, że podbił jej oko, wybił trzy zęby, złamał nogę i wyrwał garść włosów. To była miłość – myślał sobie wówczas Joe. Czy Hela potrafiłaby go tak kochać, kochać pomimo wszystko, wbrew wszystkiemu i na zawsze, do końca.

Telewizja też potrafi zmęczyć. Wyprać mózg, pozbawić sił, szczególnie wówczas, gdy człowiek dzierży w ręce płynny, wyposażony w procenty usypiacz.

Joe zasnął, a tymczasem wróciła żona. Przestraszyła się, kiedy zobaczyła męża z tym czymś – margaryną – na twarzy.

  • Obudź się, pijaku! - krzyknęła mu do ucha, po czym szarpnęła ile sił miała w rękach.

    Joe ani drgnął.

  • No wstawaj! – nie dawała za wygraną.

    Ani drgnął.

    Poszła więc do kuchni. Wlała do butelki zimnej wody i wylała całą jej zawartość na głowę męża.

    To go nieco poruszyło, a może rozjuszyło. Poruszyło i rozjuszyło.

    Wstał z fotela, zamachnął się i w tym momencie żona przełączyła na Trudne sprawy. Usiadł więc z powrotem i pogrążył się w zadumie.

    Żona przyniosła piwo, widocznie przestała się na niego gniewać za poranną awanturę. Nawet fotel już ją tak nie irytował.

    Trudne sprawy łączą, uspokajają, niosą zapomnienie i eliminują złe emocje. Człowiek nawet zapomina o zemście.