JustPaste.it

Od stukilowego misia do triathlonisty-półprofesjonalisty.

Uporządkowany rytm korporacyjnego życia: samochód, laptop, dużo kawy. Co się dzieje z czasem, który przecieka wtedy przez palce?

Uporządkowany rytm korporacyjnego życia: samochód, laptop, dużo kawy. Co się dzieje z czasem, który przecieka wtedy przez palce?

 

I co się dzieje z ciałem, które stopniowo coraz bardziej odmawia posłuszeństwa? Wieczne zabieganie i stres. W środku tego kociokwiku Łukasz Grass znalazł moment na to, by zdać sobie sprawę z tego, że tak się nie da.

fc7587bbcdc671a6ae9593bccb0c8b0b.jpg

I zaczyna się walka: lekkomyślny, wykonany bez koniecznej wiedzy zapis na maraton zaczyna szereg wielkich zmian. Zmiana diety, zmiana pracy, zmiana organizacji dnia… i Grass staje się szczęśliwy.

Po takim opisie łatwo powiedzieć: to nierealne, to bajka, to nie dla mnie. Dokładnie z tego powodu należy przeczytać tę książkę – ponieważ to jak najbardziej jest w zakresie Twoich możliwości. Trzeba tylko chcieć.

Książka Grassa jest wielkim wyzwaniem rzuconym malkontentom. Nie ma ona charakteru systematycznego poradnika, to raczej pamiętnik dokonującej się zmiany, zawierający wiele inspirujących porad dotyczących nie tylko sportu, ale przede wszystkim organizowania sobie życia, gdy chcesz uprawiać sport na poważniejszym poziomie (pół-amator, pół-profesjonalista). Słowem, więcej tu o łączeniu życia rodzinnego z pasją czy o tym, skąd brać motywację, niż o zaleceniach dietetycznych czy o planie treningowym. Jak ze stukilowego miśka robi się traiathlonista ze świetnymi wynikami, uczestnik Iron Mana? Przemiana zaczyna się w głowie, w sposobie myślenia o sobie i o świecie. Zarazem nie może się tam skończyć.  

Książka Grassa daje po prostu wielkiego energetycznego kopa – sprawia, że chce się wstać z kanapy, pobiegać, iść na basen, na rower… i wrócić do czytania później.

Wiele osób pisało o tej książce, że to nie jest realistyczny zapis przemiany, ale raczej baśń. Jasne, Grass nie rozpisuje wszystkiego krok po kroku. Widać, że ma dość zadaniowe i konkretne podejście do sprawy: jest zagadnienie do rozwiązania. Nie ma miejsca za wahania, na bolączki: jest określona ilość etapów, jakie należy pokonać. Ciało Grassa jest najlepszym dowodem na to, że można radykalnie zmienić swoje życie i odnaleźć w sobie energię - bardzo konkretną energię, którą można przekuć na równie konkretne działanie.

Wyobraź sobie własne ciało, które może więcej: jego granice sięgają coraz dalej i dalej. Wyobraź sobie uczucie, kiedy nogi niosą Cię w spokojnym, długim biegu; czujesz kolejne kilometry w mięśniach, w płucach. Jest wcześnie rano, pierwsze promienie słońca powoli przedzierają się przez szarość. Miasto jeszcze śpi, to przecież irracjonalne wstawać o 4.45 po to, by zdążyć się wybiegać przed pracą. Uśmiechasz się na myśl o tym, czujesz się prawdziwym wariatem. To przyjemne. 

Ten rodzaj doświadczenia jest w Twoim zasięgu. Twoje ciało jest elastyczne i pełne niewyobrażalnego potencjału, naprawdę może w ciągu kilku miesięcy przemienić się w ciało sportowca. Nie jest to tylko case Grassa, ale i choćby Harukiego Murakamiego czy Joshki Fischera. 

Pełna entuzjazmu wiara, jak ta, którą prezentuję w tych słowach, zapalona energią Grassa, często bywa krytykowana jako naiwna, dobroduszna, nieżyciowa. Może i jest. Jednak chcę ją bardzo mocno przeciwstawić cynizmowi i apatii; przeciwko tym, którzy mówią: e, tam, nic się nie da zmienić, to nie ma sensu, to jest takie naiwne i dziecinne wierzyć w wielkie zmiany. 

Wolę być po stronie zbyt dużych entuzjastów, niż po stronie zimnych cyników. Dlatego bardzo wierzę Grassowi. I sobie, swojemu ciału i swoim nogom. 

* Część tekstu zaczerpnięta z mojej strony, z recenzji książki Grassa