JustPaste.it

Adam Mickiewicz - od radykalnego makiawelizmu do idealizującej afirmacji świata

                        ff0da0d749d62a4bde0805f0dbfaad0a.jpg

 

           Nie sposób zrozumieć fenomenu „Pana Tadeusza” bez uświadomienia sobie drogi, jaką przeszedł autor od „Konrada Wallenroda” przez III cz. „Dziadów” aż po narodową epopeję. Jest to droga rozpoczynająca się od zaakceptowania makiawelicznej zasady, iż „cel uświęca środki”, kończy się natomiast afirmacją świata.

Uwikłania polityczne Adama Mickiewicza sprawiły, iż został on zesłany w głąb Rosji. Nie była to jednak Syberia, bo takie konotacje rodzi natychmiast słowo „zesłanie”, ale europejska, cywilizowana Rosja. Mickiewicz błyszczał na moskiewskich salonach, budził podziw swoimi poetyckimi improwizacjami, prowadził ożywione dyskusje na temat polityki i sztuki. Bywał także zapraszany przez rosyjską arystokrację na wycieczki krajoznawcze. W ten właśnie sposób zwiedził Mickiewicz Półwysep Krymski, co zaowocowało powstaniem cyklu „Sonetów krymskich”.

W roku 1828 w Petersburgu została opublikowana powieść poetycka zatytułowana Konrad Wallenrod. Powieść historyczna z dziejów litewskich i pruskich. Powieść ta jest historyczną maską. Główny bohater jest w istocie dziewiętnastowiecznym spiskowcem, a walka Litwinów z Krzyżakami jako żywo przypomina konflikt pomiędzy narodem polskim a systemem carskim. Konrad Wallenrod jest średniowiecznym rycerzem zmuszonym do działania sprzecznego z kodeksem postępowania rycerskiego.

Od samego początku obserwujemy jakiś straszliwy fatalizm jego losów. Urodzony na Litwie, został uprowadzony przez Krzyżaków w czasie jednego z najazdów. Mały chłopczyk niczego nie pamiętał, nawet śmierci własnych rodziców. Profil wychowanka w Zakonie Najświętszej Maryi Panny był ściśle określony. Chłopak stać się miał wzorowym chrześcijaninem i dobrze wyszkolonym rycerzem. Walter Alf (zakonne imiona młodzieńca) wyrasta w środowisku, które dla niego jest zupełnie naturalne. Jego psychika i świadomość nie jest obciążona żadnymi rozterkami, wybory motywowane są przez oczywiste konteksty jednostkowej egzystencji, surowej i bezproblemowej. Sytuacja komplikuje się niepomiernie wówczas, kiedy na scenie dramatu pojawia się niejaki Halban. To niewolnik, Litwin, wędrowny śpiewak, którego w jego ojczyźnie nazywano wajdelotami. I to on właśnie opowiada Wallenrodowi historię, która, jak się okazuje, jest jego własną. Konrad odkrywa okrutną prawdę: nie jestem tym, kim myślałem, że jestem. Zostałem wychowany przez ludzi, którzy zamordowali moich rodziców. Ciężar takiej prawdy bywa czasem nie do zniesienia (Edyp). Ciężar ów rozkłada się na kilka zasadniczych elementów:

 

  • Świadomość życia w kłamstwie;
  • Odwrócenie wektorów etycznych;
  • Epifania prawdy;
  • Konieczność prowadzenia podwójnego życia;
  • Tragizm.

 

Halban uprzytomnia Konradowi, że to tej pory funkcjonował w rzeczywistości nieprzezroczystej,

Mgle fałszu i iluzji. Odwrócenie wektorów etycznych polega na radykalnym przestawieniu dokonanym na osi: swój-obcy, sojusznik-wróg. Swoi ukazali się wrogami, obcy – sojusznikami. To tak, jakby ktoś nagle przeorał naszą świadomość, jakbyśmy nagle stanęli oko w oko z potworem kłamliwej biografii. Taka sytuacja wymaga dokonania radykalnego wyboru: albo samobójstwo, albo pogodzenie się ze straszliwym losem i dokonanie wyboru o fundamentalnym charakterze dla dalszego funkcjonowania w świecie. Ten egzystencjalny zasadniczy wybór nie będzie miał nic wspólnego z potocznie pojmowaną etyką (w tym względzie Konrad bardzo przypomina bohaterów G. G. Byrona). Nieszczęśnik będzie musiał mieć plan i do niego dopasować strategię działania. Planem jest zniszczenie zakonu, a środkiem do tego celu wiodącym będzie zdobycie władzy.

   3b8ac122a79e59554c1728ac81925675.jpg         Walter Alf w tajemniczych okolicznościach zabija sławnego krzyżackiego rycerza – Konrada Wallenroda. To nowy się etap życia. Walter ubiera się w płaszcz biografii prawdziwego Konrada Wallenroda. Podwójna biografia bohatera polega na dialektycznych uwikłaniach prawdy i fałszu zarówno w aspekcie zewnętrznym, jak i wewnętrznym. Nowa biografia umożliwia mu zdobycie władzy w Zakonie. Przez współbraci zostaje wybrany na Wielkiego Mistrza. Rozpoczyna się gra z bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem, którą dodatkowo utrudniały dylematy moralne Konrada. Jego misja jest straceńcza i zbrodnicza. Podobnie jak Szekspirowski Hamlet, Konrad uwikłany zostaje w egzystencjalną pułapkę. Jeśli nie wykona misji, będzie żył do końca swoich dni z tragiczną świadomością zaniechania. Mogłem wyzwolić własną ojczyznę, miałem do dyspozycji odpowiednie środki, ale nie odważyłem się ich użyć. I odwrotnie, jeśli misja zniszczenia Zakonu zakończy się powodzeniem, wówczas świadomość dokonanej zbrodni nie pozwoli na kontynuowanie życia. Co też w istocie się dzieje. Konrad popełnia samobójstwo! Nie odczuwa jednak ani ulgi, ani satysfakcji; raczej dumę, której towarzyszy bezdenne cierpienie:

 

                                               Jam to uczynił, dopełnił przysięgi

                                               Straszliwej zemsty nie wymyśli piekło

                                               …………………………………………..

                                               Ja to sprawiłem; jakem wielki dumny,

                                               Tyle głów hydry jednym ściąć zamachem!

                                               Jak Samson jednym wstrząśnieniem kolumny

                                               Zburzyć gmach cały i runąć pod gmachem!

 

            Konrad okazał się „aniołem zniszczenia” kierowanym przez „szatana zemsty” – Halbana. Na ołtarzu ojczyzny poświęca nie tylko własne życie, ale i zbawienie. Granica poświęcenia została przesunięta, a fakt ten rodzi pytanie – czy istnieją takie wartości ziemskie, dla których można byłoby poświęcić życie i zbawienie? Wydaje się, że nie istnieją takie wartości, ale pamiętajmy, że funkcjonujemy w romantycznej przestrzeni myślenia i odczuwania. Zbrodnia dokonana na innych kończy się zbrodnią dokonaną na sobie.

            Jak pisze Maria Janion w eseju Pośmiertna maska Konrada Wallenroda, dzieło Mickiewicza wywołało ogromne emocje. Jedni (klasycy) widzieli w nim apologię zdrady i propagowanie obcej duchowi polskiemu postawy etycznej (bajronizm). Inni (młodzi romantycy) dostrzegali w nim raczej apoteozę czynu, a dylematy moralne bohatera schodziły na drugi plan. Jak wielkie było oddziaływanie utworu świadczy napis, który pojawił się na murze jednej z warszawskich kamienic: Słowo stało się ciałem, a Wallenrod Belwederem.

Bronią słabych – podstępy i zdrady. Dla członków tajnych organizacji spiskowych, a później uczestników powstańczej akcji prawda ta była oczywistością. Słabi wyboru nie mają, muszą działać stosownie do okoliczności. A należy pamiętać, że garstka uczestników „nocy listopadowej” stanęła naprzeciwko potęgi carskiego imperium. Dla tych chłopców zbrodnicza misja Wallenroda czy strategia Alpuhara, traktującego zdradę jako metodę walki z mocniejszym przeciwnikiem, nie budziła żadnych kontrowersji.

             Konrad Wallenrod jest przykładem na to, jakie konsekwencje wywołuje imperatyw działania, imperatyw czynu, który musi być spełniony, bez względu na etyczne implikacje. O ile jednak podstawową motywacją do działania w przypadku Konrada było pragnienie uwolnienia ojczyzny, o tyle w przypadku Halbana były to: chęć zniszczenia Zakonu4d25baad1130d3f7ab2e6db70771a9aa.jpg i odwet. Motywacja wzniosła miesza się tutaj z motywacją podłą, negatywną, a ta ostatnia zawsze przynosi opłakane skutki. Żądza zemsty jest motywacją paskudną, ale to właśnie ona została zaszczepiona Konradowi przez Halbana. I tym kontekście bardzo niewiarygodnie brzmią słowa o poezji jako Arce Przymierza. Odwołania do Biblii, w przypadku szatana-Halbana, są celowe i świadomie zastosowane, by zakłócać proces komunikacyjny. Mówiąc inaczej, Konrad staje się zwyczajnie przedmiotem manipulacji ze strony wajdeloty. Patriotyczna retoryka jest wyłącznie zasłoną mającą przykryć prawdziwe zamierzenia „śpiewaka”. Wallenrod zostaje narzędziem zemsty i to dzięki niemu Halban osiąga dwa cele: patrzy na klęskę Zakonu i dumnego Konrada, który po wykonanej misji podaje czaszę z trucizną starcowi, ale ten ani myśli pójść drogą Konrada:

 

                                               „Nie, ja przeżyję…i ciebie, mój synu! –

                                               Chcę jeszcze zostać, zamknąć twe powieki,

                                               I żyć – ażebym sławę twego czynu

                                               Zachował światu, rozgłosił na wieki.

 

           

            Czy nie brzmi to jak kpina?

            Za Halbanem stała szatańska moc poetyckiego słowa, za Konradem wyłącznie duma. Który z nich zatem jest prawdziwym bohaterem powieści poetyckiej? Wydaje się – wbrew tytułowi – że ten pierwszy, bo to on właśnie trzyma  w swym ręku wszystkie karty i rozgrywa nimi bezwzględnie i cynicznie.            

 

            Źródłem czynu jest bunt. Konrad Wallenrod neguje narzuconą biografię, stara się odwrócić logikę historii, podstawą której jest siła. W przypadku Konrada jest to bunt przeciwko takim prawom, które generują i potęgują zło. Szatan sprzyja każdemu buntownikowi, ponieważ jego natura pokrewna jest Duchowi Negacji. Zastanawiające jest to, że w powieści poetyckiej Mickiewicza nie ma dla zła żadnej realnej przeciwwagi. Bezsilny Kiejstut może tylko czekać na wyrok, którym będzie całkowite uzależnienie Litwy od Zakonu. Aldona, uosobienie dobra i miłości, usycha z tęsknoty w wysokiej krzyżackiej wieży. To świat, w którym zło tryumfalnie zawiesza sztandar swojej obecności nad pokonanymi wartościami.

            Bohater III cz. Dziadów także ma na imię Konrad. To nie przypadek, albowiem jest on kontynuacją postaci Konrada Wallenroda.

            Konrad jest młodym studentem, skazanym w procesie filomatów. W wigilijną noc, w ciasnej przestrzeni swojej celi, wygłasza monolog nazwany przez autora Wielką Improwizacją.

 

            Prometeizm  Wielkiej Improwizacji?

 

            Porównajmy ze sobą dwa fragmenty:

           

                                   Błąkać się w cudzoziemców, w nieprzyjaciół tłumie,

                                   Ja śpiewak, - i nikt z mojej pieśni nie zrozumie

                                   Nic – oprócz niekształtnego i marnego dźwięku.

                                                                                  (Prolog)

 

            Oraz:

 

                                   Samotność – cóż po ludziach, czy-m śpiewak dla ludzi?

                                   Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha,

                                   Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?

                                                                                  (Wielka Improwizacja)

 

            Poeta romantyczny widzi więcej i czuje bardziej niż zwykli śmiertelnicy. Oba fragmenty – jeden pochodzący z Prologu, drugi z Wielkiej Improwizacji – są do siebie zaskakująco podobne, zarówno pod względem problematyki, jak i poetyckiej frazy. Wieszcz jest samotny, gdyż głębie jego myśli i uczuć nie są rozumiane przez czytelników. Są również poza obszarem utrwalonej przez tradycję moralności. Konrad śpiewa pieśń, o której bez zbytniej przesady można powiedzieć, że „pachnie” siarką. Być może już tutaj odnajdziemy pierwsze ślady opętania.

 

                                   Pieśń ma była już w grobie, już chłodna, -

                                               Krew poczuła – spod ziemi wygląda –

                                   I jak upiór powstaje krwi głodna:

                                               I krwi żąda, krwi  żąda, krwi żąda.

                                                    Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga

                                                    Z Bogiem i choćby mimo Boga!

 

            Dalej mowa jest o tym, że pieśń jak wampir musi nękać rodaków, by zostali upiorami po to, żeby następnie gryźć ciało wroga, pić jego krew, a na końcu jego ciało przybić gwoździami i zstąpić razem z nim do piekła. Pieśń powstaje z grobu jak Upiór, jak samobójca Gustaw – podobieństwo to wręcz się narzuca.  Ksiądz Lwowicz upomina: „Konradzie, stój, dla Boga, to jest pieśń pogańska”. Przerażenie sługi bożego ma źródło w fakcie, że jedyną motywacją autora jest zemsta. Jeśli Bóg jest z nami, to dobrze, jeśli nie, to trudno. Pieśń to nie tyle pogańska, co szatańska. Zło manifestuje się w niej w tak jawny sposób, że żadne patriotyczne motywacje nie są w stanie go usprawiedliwić.

  7f850a91990a4e168e657f84f1897a13.jpgKonrad nieprzypadkowo jest imiennikiem swojego „starszego” kolegi (Wallenroda). Jest znakiem kontynuacji misji zniszczenia wroga za wszelką cenę zgodnie z zasadą, że cel uświęca środki. Dobrze! Jednak Konrad posyła cały swój naród do piekła, by żądza zemsty mogła być zaspokojona. Ona to właśnie mąci autorowi pieśni rozum, ale, co ważniejsze, zabija elementarny instynkt moralny. Zło manifestuje się w Pieśni Konrada z całą otwartością i nie pozostawia żadnej wątpliwości co do stanu ducha jej autora. Ale wszak już Więzień przeczuwa, co się będzie działo w jego opętanej przez „złego” duszy:

 

                                               I myśl legnie zamknięta w duszy mojej cieniu,

                                               Jako dyjament w brudnym zawarty kamieniu.

                                                                                              (Prolog)

 

            Przypomnijmy raz jeszcze, Wielka Improwizacja zostaje wygłoszona przez Konrada w noc wigilijną, w małej ciemnej celi. W taki dzień nawet więźniowie są razem, włącznie z Kapralem, który im towarzyszy. Wszyscy! Tylko nie Konrad. On w oddalonej celi daje się ponieść poetyckiemu szałowi, który ciemną klatkę przemienia w przestrzeń kosmiczną:

 

                                                           Ja mistrz!

                                               Ja mistrz wyciągam dłonie!

                                               Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie

                                         Na gwiazdach jak na szklanych harmoniki kręgach

                                               To nagłym, to wolnym ruchem,

                                               Kręcę gwiazdy moim duchem.

                                                                                  (Wielka Improwizacja)

 

            Poczucie osamotnienia w wigilijny wieczór, opętanie, odczuwanie potężnej mocy i władzy poprowadzą Konrada do konfrontacji z samym Bogiem. Ale zanim to nastąpi wciela się w rolę Demiurga, który na  nowo stwarza świat i nadaje mu swój porządek. Euforia  wygenerowana  przez spotęgowane wewnętrzne moce sprawia, że Konrad czuje się potężniejszy od Boga:

 

 

                                   Boga, natury godne takie pienie!

                                               Pieśń to wielka, pieśń-tworzenie.

                                               Taka pieśń jest siła, dzielność,

                                               Taka pieśń jest nieśmiertelność!

                        Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę,

                        Cóż Ty większego mogłeś zrobić – Boże?

                                                                       (Wielka Improwizacja)

 

Myśli wcielają się w słowa, słowa natomiast mają moc kreacyjną. Konrad podobnie jak Bóg stwarza wszechświat i nad nim panuje. Myśli to gwiazdy, uczucia to kosmiczne wichry. Zatem przestrzeń Wielkiej Improwizacji to mikrokosmos wnętrza Konrada. Ten wielki wzlot wieszcza jest naprawdę wędrówką do ostatecznych granic własnej duszy.

 Teoria mikrokosmosu była Mickiewiczowi znana. Oczytany w literaturze ezoterycznej, badał między innymi koncepcje Swedenborga, Saint- Martina, Angelusa Sillesiusa czy Jakuba Boehmego. Najkrócej rzecz ujmując, teoria ta mówi, że wnętrze człowieka zbudowane jest tak samo jak otaczający nas zewsząd kosmos. Są w nas gwiazdy, planety, komety, wybuchają supernowe – umierają jedne dwiazdy, rodzą się inne. Pamiętajmy, że siły mentalne i psychiczne Konrada spotęgowane są obecnością w nim złego ducha (duchów?), dlatego też w owej podróży w głąb samego siebie z łatwością przebija się przez cienką skorupę świadomości, eksplorując takie pokłady własnej psychiki, o których istnieniu nie miał pojęcia. Konrad znajduje się w całkowicie mu obcym miejscu, ale jednak „własnym”. Intuicja poety podpowiada  „polskiemu Prometeuszowi”, że owa przestrzeń posiada szczególne właściwości. (…sam śpiewam w sobie/Śpiewam samemu sobie) Akt poetycki jest jednocześnie aktem stwórczym w najściślejszym tego słowa znaczeniu.  Bóg momentalnie pokochał to, co stwarzał, widział, „że dobre było”. Konrad pokochał to, co zobaczył w sobie, ponieważ był przekonany, że „zobaczona” rzeczywistość jest jego własnym dziełem. Stąd się bierze to pyszne stawianie na równi ze Stwórcą.

 

                                   Jam się twórcą urodził:

                                   Stamtąd przyszły siły moje,

                                   Skąd do Ciebie przyszły Twoje,

                                   Boś i Ty po nie nie chodził:

                                                           (Wielka Improwizacja)

 

Konrad wydaje się przekonany, że „świat” nie jest jego „psychiczną własnością”, ale właśnie jego dziełem, wywiedzionym  mocą poetyckiego szału.  Wzlot Konrada to jego euforyczna miłość, taki stan ducha, w którym wydaje się, że wszystko jest możliwe, nawet pojedynek z Bogiem. Transcendując  we wzlocie, osiąga Konrad pełnię istnienia.

Wydaje się jednak, że Wielka Improwizacja nie jest aktem stwarzania, ale  aktem poznania. Jego wewnętrzny byt już istnieje! Wewnętrzny byt, który jest istnieniem.

Zasadniczą różnicą pomiędzy Konradem Wallenrodem a III cz. Dziadów jest poziom refleksji etycznej. Ksiądz Piotr w dramacie jawi się jako element równoważący zło. To on właśnie przywraca światu etyczną harmonię, która jest wynikiem wprowadzenia symetrii. Pysze Konrada odpowiada pokora wiernego sługi bożego. Bezwzględności Nowosilcowa – miłość matki Rollisona. Koniunkturalizmowi towarzystwa przy stolikach – patriotyzm młodzieży  zgromadzonej przy drzwiach. Przypomnijmy – w horyzoncie egzystencjalnym Wallenroda nie było miejsca na dobro; zło było jedyną zasadą rzeczywistości. W takim horyzoncie ontologiczno – aksjologicznym jakikolwiek wybór będzie naznaczony stygmatem tak postrzeganej i  rzeczywistości i pojmowanej rzeczywistości. Mówiąc wprost – będzie to wybór zły.

Symetria przywraca światu, który „wypadł z formy”, ład, elementarny porządek. Więzień mógł zostać opętany przez szatana, ale mógł też zostać od niego uwolniony dzięki egzorcyzmom. Dobre i złe duchy mocują się o duszę bohatera. Upojenie władzą Senatora równoważą pełne trwogi sny. Męczeństwo polskiej młodzieży łagodzi świadomość, iż jest to potrzebna ofiara złożona na ołtarzu wolności. Ponieważ w rzeczywistości Wallenroda nie ma dobra, zatem nie też i sensu. Przywrócenie symetrii w dramacie pozwala odzyskać zagubione poczucie sensu. Symetria pomiędzy dobrem a złem gwarantuje każdej pojedynczej ludzkiej egzystencji, że będzie ona funkcjonować w przestrzeni etyczno – ontologicznego ładu. 

koniec cz. I

 

autor - Jan Stasica