JustPaste.it

Ten wstrętny konsumpcjonizm

Odgrzewany kotlecik. Dedykuję Annie Dziedzik

Odgrzewany kotlecik. Dedykuję Annie Dziedzik

 

Co jakiś czas natrafiam na potępieńczą wypowiedź o dzisiejszym, rzekomo "rozbuchanym", konsumpcjonizmie.

Oto, co można się o nim dowiedzieć z Wikipedii.

Konsumpcjonizm – postawa polegająca na nieusprawiedliwionej konsumpcji dóbr materialnych lub pogląd polegający na uznawaniu tej konsumpcji za wyznacznik jakości życia (lub za najważniejszą, względnie jedyną wartość) – hedonistyczny materializm.

Uważam, że pierwsza część powyższej definicji jest bezsensowna, ponieważ opiera się na nieścisłych sformułowaniach. Jak, na przykład, ocenić, czy dana konsumpcja jest usprawiedliwiona? Przecież będzie to zawsze ocena subiektywna.

Natomiast założenia, na jakich opiera się hedonistyczny materializm, są absurdalne i nie uwzględniają ludzkiej natury. Człowiek jest istotą społeczną i jego celem jest zajęcie jak najwyższej pozycji w danej grupie. A materialny status to jeden z jej elementów.

 Krytykujący taką postawę tracą z oczu prostą prawdę. Nieustająca między ludźmi konkurencja jest głównym motorem rozwoju.

W artykułach potępiających powtarza się pewien charakterystyczny wątek. Przypisywanie konsumpcjonizmu czasom współczesnym, co zresztą wielu autorów wiąże z rzekomym upadkiem moralnym, jaki ma obecnie miejsce. A tymczasem konsumpcjonizm jest wpisany w ludzką naturę od tysięcy lat. Zmienia się jedynie rodzaj dóbr materialnych, do których konsumpcji człowiek dąży.

Ciągle są na Ziemi miejsca, gdzie nawet proste jedzenie jest dobrem luksusowym. W Europie z głodu raczej nikt nie umiera. Przynajmniej nie z przyczyn obiektywnych (braku żywności).  Jest więc rzeczą oczywistą, że zainteresowanie skierowane jest ku dobrom innego rzędu. Problem polega na tym, że dóbr jest zawsze mniej niż chętnych do ich konsumpcji. 

Co mi się najbardziej nie podoba, to automatyzm myślowy, łączący poziom materialny z wyznawanym systemem wartości.  Ograniczoność dóbr i, związane z nią, niezadowolenie tych, którzy nie mają do nich dostępu, generuje konieczność stworzenia ideologii, zniechęcającej do manifestowania chęci konsumpcji. Stąd gloryfikowanie ubóstwa.

Odgórne i totalne potępianie konsumpcjonizmu jest zwykłą demagogią. W skomplikowanych społecznych układach może on przecież przybierać różnorakie oblicza. Może mobilizować do racjonalnych działań – zdobycie lepszego wykształcenia, przedsiębiorczość. Może też mieć destrukcyjny wpływ na daną jednostkę. Czy można porównać kogoś, kto, dzięki własnym zdolnościom i wytrwałej pracy, podniósł swój materialny status na wyższy poziom z kimś, kto w tym celu wszedł na drogę przestępstwa? Więc, nie generalizujmy.

Poziom materialny i poziom moralny to dwa oddzielne zagadnienia i łączenie ich w związek przyczynowo-skutkowy jest nieuzasadnione. Podobnie, jak łączenie poziomu moralnego z wyznawanym światopoglądem. Każdy z nas dąży do poprawy swojego materialnego statusu. Deklarowanie czegoś innego, to zwykła hipokryzja.

Pojęcie biedy i bogactwa jest względne w czasie i w przestrzeni. Traktowanie ubóstwa, jako inspirującego w kierunku szczególnych cnót, nie znajduje odzwierciedlenia w faktach. Jest wręcz przeciwnie. To głównie z biedy wyrasta patologia.

Nie wstydźmy się konsumpcjonizmu. Jest jak najbardziej ludzki i w niczym nie przeszkadza. To, jakimi jesteśmy ludźmi, zależy tylko od nas samych. A kiedy przyjdzie nam ochota pokrytykować tych bardziej od nas majętnych za brak zalet, których my jesteśmy pełni a których pozbawił ich rozbuchany konsumpcjonizm, to zastanówmy się nad jednym. Czy przypadkiem nie kieruje nami pospolita zazdrość. 

 

Alicja Minicka

http://mysli-o-ludziach.blog.onet.pl