JustPaste.it

Alfa Centauri

. Najtrudniej jest utrzymać pion. Pion między karczmą a kościołem.

Póbuję nabrać dystansu. Stworzyć przestrzeń, bufor oddzielający mnie od siebie.  Od siebie przede wszystkim. Tak. Wiem, że to działanie spóźnione. O dzisięciolecia całe spóźnione ale jeśli nie spróbuję to się nie dowiem, czy może się to udać. A, w każdym razie, będę mógł zastąpić dojmujące poczucie własnej głupoty, oczywistym kłamstwem, że próbowałem. Kolejna sztuczka umysłu. Kolejny wariant tego, co psychologia nazwała wypieraniem.

Alfa Centauri to potrójny układ gwiazd.

da43d6891749a70a9d424e0b6c514850.jpg

Staram się leżeć w moim, niewygodnym łóżku na tym świecie. Leżeć i nie wstawać. Tyle, że, z jego perspektywy, wszystko wokół wydaje się takie duże. Takie duże... Może muszę kupić wyższe łóżko? A może nie muszę, bo świat cały w istocie jest duży i perspektywa łóżka nic tu nie ma do rzeczy. Tylko dlaczego, do cholery, jest takie niewygodne. Nawet poleżeć, bez bólu, się nie da.

Dwie z nich są nawet podobne do "naszego" Słońca. Trzecia, za to, całkiem inna.

Im częściej widzę ogrom świata, jego złożoność, nieokreśloność, niedefiniowalność, tym bardziej drżą mi ręce. I dość trudno jest mi widzieć i dostrzegać najróżniejsze aspekty, kolory, dźwięki, zapachy patrząc nań drążymi rękami. Bo już nie wiem czy to one drżą coraz natarczywiej, czy świat jest rozedrgany, roztrzęsiony, dziwny. I nie jest już przyjacielem. Jest, jeśli jeszcze nie wrogiem to czymś (kimś?), czego nie umiałbym nazwać życzliwym. Jest miejscem niespokojnym. Przestrzenią, która zdaje się cierpieć i od nowa szukającą samozrozumienia.

Wszystkie trzy krążą wokół wspólnego środka masy. Dwie bardzo szybko, trzecia, za to, zdecydowanie wolniej.

Im dłużej leżę tym bardziej czuję niewygodę. Fizyczny  dyskomfort przeszkadza mi bardzo w desperackich próbach zrozumienia samego siebie. W uporządkowaniu postrzegania przeszłości. W spokojnej analizie tego, co za mną. I pojęciu dlaczego to tak bardzo nie wyszło. Jeśli nie zrozumiem dlaczego tyle rzeczy spaprałem to nadal będę pieprzył. Ale jak zrozumieć kiedy boli jak jasna cholera? Kiedy przewracam się z boku na bok? Kiedy moje, własne łóżko zamienia się w barłóg? I, kiedy nawet nie chce mi się zmienić pościeli? Tak, czuję, że śmierdzi. Moim własnym, osobistym a nawet intymnym smrodem. Niepojęte! Dlaczego człowiek może tak okrutnie śmierdzieć? I, może jedynie? Czy musi? Tak czy siak użycie mydła nie likwiduje przyczyny smrodu. Usuwa jedynie jego nieprzyjemne skutki. I to na krótko. To jest leczenie objawów. Przyczyna smrodu wydaje się być nieusuwalna.

Dwie, z trzech, wirują bardzo szybko. Jak cholera bardzo szybko. Trzecia nie. Dostojnie, pomału, pokonuje przestrzeń. Patrzy na te dwie jak na jakieś kretynki chyba. Jest mądra. Bo jest daleko.

Lubię porządek. Nie żeby przesadnie. Na pewno nie jestem pedantem. Mój dziadek był. Pamiętam rytuał prasowania jego koszul. I babcię. Z żelazkiem w dłoni. Bo kiedyś było inczej niż dzisiaj. Bardzo inaczej. Nie było automatycznych pralek, robotów kuchennych, odkurzaczy z turboszczotką, zajecichutkich i sterylnie antyalergicznych. Za to ludzie mieli czas. Nie mieli tylu wspaniałych udogodnień, tylu niesamowitych wynalazków współczesności. A czas mieli. Żeby rozmawiać, żeby być ze sobą a nie obok siebie. Cuda niepojęte! Nie było tak wielu rzeczy „ułatwiających” życie. Za to żyli. Żyli, nie wegetowali. Czuli a nie udawali orgazmów. A jeśli udawali to od razu było wiadomo, że udają. A dziś udają ale nie wiadomo kiedy. Trzeba zgadywać, domyślać się. A może, kurwa, sami już nie wiedzą czy szczytowali, czy im się jedynie wydawało? To chyba dobrze, że ja jeszcze wiem? Nie wiem. Znaczy, nie wiem czy to dobrze, że jeszcze wiem...

Niedawno, w Układzie Alfa Centauri, uczeni odkryli istnienie palenety. Uważają, że typu ziemskiego, znaczy „kamiennej”. Ale, mówią, że orbituje zbyt blisko gwiazdy macierzystej by mogło istnieć tam życie. A kto ich tam wie? I kto ją tam wie...?

Skoro nieustannie dostaję po ryju, to znaczy, że zasłużyłem. Mamy bowiem to, na co zasłużyliśmy. Nie wiem wprawdzie gdzie jest trybunał orzekający o konieczności dostawania po twarzy. Ale niczego to nie zmienia. Skoro dostają, znaczy, że ktoś, gdzieś zadecydował, że mam dostawać po gębie. Codziennie. Bez wytchnienia. I nawet leżenie w niewygodnym łóżku nie jest okolicznością łagodzącą. Wręcz odwrotnie. Gniecie mnie w żebra, rozrywa miednicę, rozszarpuje mięśnie, zwłaszcza łydki, no to jeszcze po gębie. Z plaskacza rano i w południe, a z piąchy wieczorem. Czasem trzeba użyć kastetu. Żeby się jucha z kinola puściła. A mam duży kinol. Mówią, że żydowski. A bo ja wiem z kim się tam moi praprzodkowie bzykali? No wiesz, człowiecze, jak nie wiesz? I czy, jeżeli, to Żyd Gojównę, czy Gojówna Żyda? Tak czy siak zbrodnia. Bo przecież nie mezalians. Mezalianse to się u „państwa” zdarzały. Nawet dość często... U prostactwa mezaliansów nie odnotowuje się. Za to ruja występuje i tu, i tam. Jest ponadklasowa, ponadnarodowa i ponadczasowa.

Trzy gwiazdy układu Alfa Centauri wirują wokół wspólnego środka masy. Środek ten jest skupiony w jednym, jedynym punkcie. Punkt, jak wiadomo, jest nieskończenie mały. Jedno z zajefajnych określeń ściemy. Bo jeśli jest „nieskończenie mały” to znaczy, że go nie ma... A jednak, wokół czegoś, wirują...

1341e1968d7bf4c2014ff177bded5084.jpg

Wpatruję się beznamiętnie w obraz. Znany obraz. „Wojna karnawału z postem”. Wielokrotnie w przeszłości wcinało mnie malarstwo. Nie żebym się na nim znał. Nie znam się. Ale bywa, że, nie wiedzieć czemu, jakieś malowidło mnie wessa. I jak wessa to trzyma. I ten obraz mnie wessał. I trzyma. Teraz. Nieskończoność prostackiej, karczemnej wesołości i nieskończoność niedookreślonej transcendencji. I ja. Okrakiem. W bardzo niekomfortowej pozycji. I raz mnie gibnie na lewo, raz na prawo. Najtrudniej jest utrzymać pion. Pion między karczmą a kościołem. Bywa, że waham się jak idiotyczna wańka-wstańka. Co mnie wegnie to mnie wyprostuje. Po to tylko, bym się wychylił w drugą stronę. Ale, by było jeszcze beznadziejniej, wahadadłu temu towarzyszy nieustanny ból. Ból, który wynika wprost z siedzenia na ostrej krawędzi. To jest zdecydowanie niepolityczna pozycja. Ale jak ją zmienić skoro ani noga lewa, ani prawa nie mają oparcia. Dyndają jak uschnięte konary, uschniętego drzewa. Gdzieś nad nieskończonością.

Gdyby ktoś znalazł się w owym środku masy całego układu Alfa Centauri to też nie miałby szans by wszystkie gwiazdy nażarły się atomami jego ciała po równo. O nie! Każda z gwiazd pochłonie go w nierównych częściach. Raz ze względu na różnice mas czyli też grawitacji, dwa, ze względu na szybkość ruchu wirowego, trzy ze względu na odległość. Jest jeszcze cztery, pięć i sześć... Nie ważne. Ważne, że nie zeżreją po równo. Bo się cały człowiek w punkcie zmieścić nie może. Choćby bardzo chciał, zawsze będzie mu coś wystawało.

Leżąc na niewygodnym łóżku na świecie, chciałem jednak wstać. No, nie tyle chciałem co musiałem. No za potrzebą. Zwyczajnie. I natychmiast złapałem wkurwla! Ktoś kopnął moje kapcie, które sam ułożyłem równiutko obok łóżka. Bo lubię kiedy stoją równo. A nie lubię kiedy nierówno. Tak już mam. Poza tym czuję się silnie związany emocjonalnie z moimi kapciami. Starymi i zadeptanymi. Ale moimi i basta. I won wszyscy od moich kapci! A tego kto je kopnął niech krew zaleje. A co? Kochaniutkie moje... Stare, zadeptane, niepotrzebne. Niepotrzebne jak...

Alfę Centauri można obejrzeć nawet przez lornetkę. To tylko ok. cztery tryliony kilometrów. Mniej więcej. Miliard w lewo czy dziesięć w prawo nie ma tu znaczenia. Można więc wyjść przed dom w nocy i popatrzeć. Ale... Ale nie z półkuli północnej. No to pojedź na południową. Palancie!

A jedna z trzech. Proksima Centauri jest karłem. I oczywiście musi być czerwonym. Jakby białych w kosmosie brakowało.

Zgubiłem sznurówki.