JustPaste.it

Jak zostać Złotym Sponsorem?

W moje dosyć spokojne i ustabilizowane życie wtargnęła niczym rakieta dalekiego zasięgu – Pierwsza Komunia mojego chrześniaka.

W moje dosyć spokojne i ustabilizowane życie wtargnęła niczym rakieta dalekiego zasięgu – Pierwsza Komunia mojego chrześniaka.

 

W moje dosyć spokojne i ustabilizowane życie wtargnęła niczym rakieta dalekiego zasięgu – Pierwsza Komunia mojego chrześniaka. Nie, inaczej! To nie Komunia wtargnęła – to wtargnął bystry jak uczestnik „Milionerów” i szybki jak strzała ojciec chrzestny mojego chrześniaka.

Siedzę sobie wieczorem spokojnie z książką w dłoni i lampką wina na stole, gdy mój spokój przerywa dźwięk telefonu. Dzwoni wspomniany wcześniej chrzestny:

- Cześć (i dalej sratatatatta... czyli jak się masz i co słychać) – mówi chrzestny.

- OK (czyli w skrócie: dobrze słychać) – mówię ja-chrzestna.

- Czy zastanawiałaś się już nad prezentem komunijnym dla naszego chrześniaka? - pyta chrzestny.

- Jasne – odpowiadam ja-chrzestna i trochę mijam się z prawdą, ale tylko trochę, a mimo wszystko już cała drżę, czekając na pytanie: co wymyśliłam, bo nic nie wymyśliłam, a kłamać nie potrafię.

- Bo my (czyt. chrzestny i jego żona) już kupiliśmy prezent.

Tu następuje chwila ciszy, która się niebezpiecznie przeciąga, ponieważ ja czekam na dalszą część wypowiedzi, a chrzestny czeka aż ja spytam: A co kupiliście?

- A co kupiliście? – jestem zmuszona przerwać w końcu tą ciszę.

- Laptopa za 3000 złotych – bombarduje mnie rakieta dalekiego zasięgu.

- Aha – odpowiadam ja-trafiona-zatopiona. I jednocześnie trochę zaskoczona precyzją odpowiedzi.

- I tak dzwonię, żeby Cię uprzedzić, żebyś mogła wybrać coś w podobnym przedziale cenowym – rakieta ciska jeszcze odłamkami.

„No żesz, (piiiiiiiiiiiiiiiiiii), chyba cię (piiiiiiiiiiiiiiiiiiiii), albo jesteś całkiem (piiiiiiiiiiiiiiiiiii)” - od razu nasuwa mi się na myśl.

- Chyba sobie żartujesz???? - mówię w zamian, za to z odpowiednią intonacją głosu, która mam nadzieję oddaje przynajmniej część moich (piiiiiiiiiiiiiiiiiiii).

Dalej rozmowa toczy się w sposób mniej przyjemny i elokwentny i kończy się irytacją chrzestnego i moim wkurwem. No po prostu bulwers mnie chwycił!

I tu chyba dochodzę do sedna sprawy. Ludzie! Czy was przypadkiem nie popierdoliło??? Szopka komunijna, która obrasta w mamonę jest dla mnie bardziej skuteczna niż jakikolwiek środek przeczyszczający. Prezenty przynoszone na targowisko próżności na równi ze strojami komunijnych „księżniczek” stają się antytezą Sakramentu Pierwszej Komunii Świętej. Podstawowym założeniem i powagą Sakramentu jest przyjęcie Chrystusa – i bez względu na to jak bardzo jestem antyklerykalna (i jeszcze kilka anty, w które nie będę się teraz zagłębiać), to pełen szacunek dla misterium zarówno czuję jak i wykazuję. Wyobrażam sobie, że Jezus zaproszony jako gość na to targowisko próżności wyrzuca uczestników (oprócz dzieci), tak samo jak wyrzucił kupców ze świątyni.

Pamiętam swoją Pierwszą Komunię. W latach 80-tych nikt nie liczył na wypasione prezenty, chyba że „przyleciała paczka od cioci z Ameryki” - i do mnie przyleciała!!! Z walkmanem Sony i dużym pudełkiem batonów Snickers, rozdawałam je później dzieciom na podwórku. Dostałam jeszcze złote kolczyki od chrzestnej matki – przechodziłam w nich całą podstawówkę i do tej pory trzymam je jak relikwie w szkatułce. Ale absolutnie nie pamietam żadnego oczekiwania na prezenty. Pamiętam za to, że noc przed Komunią nie mogłam zasnąć ze zdenerwowania, nie spałam tak długo, że w obawie, że z tego niewyspania zemdleję, albo zwymiotuję w Kościele, w nocy po kryjomu zarzyłam aviomarin wyszperany z domowej apteczki. W końcu zasnęłam. Dzień Komunii był olbrzymim przeżyciem. Pamiętam religijne piosenki i przysięgę abstynencji do 18-stego roku życia (przysięga dotrzymana). I w końcu przyjęcie Pierwszej Komunii. Prawie płakałam z radości i przejęcia. Niektórzy twierdzą, że tak małe dzieci nie są w stanie zrozumieć powagi tego Sakramentu. Ja mam odmienne zdanie na ten temat.

Nie czuję się bardzo stara (zaledwie 30+), a mimo wszystko czasami łapię się na myślach: „Za moich czasów”.... Straszne! Świat idzie do przodu i nigdy już nie będzie „moich czasów”, a jednak uważam, że

obecnie Pierwsza Komunia Święta staje się w głównej mierze oczekiwaniem na prezenty. I temu procederowi nie są winne dzieci, a dorośli, którzy tkwią w zbiorowej „świadomości” czy nieświadomości, a raczej owczym pędzie... Nie, to nawet nie jest owczy pęd. To głupota, tępota, pazerność, hipokryzja i moralność Pani Dulskiej w jednym. Ktoś zapoczątkował „nową tradycję komunijną”, a cała reszta baranków i „łowiecek” łyknęła bakcyla i poszła za przewodnikiem stada. „Nowa tradycja komunijna” rośnie w siłę i choć wszyscy na nią narzekają, to prawie nikt nic nie robi, by ten proceder ukrócić – co więcej większość lezie w to jak w dym, bo „Co ludzie powiedzą?”, albo „Nie możemy wyjść na gołodupców”.

Nie boję się co ludzie powiedzą, interesuje mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg. Nie boję się również głośno i wyraźnie mówić co myślę na powyższy temat. Dlatego ani nie kupię swojemu chrześniakowi prezentu „w podobnym przedziale cenowym”, ani nawet w połowie tego przedziału. I nawet jeśli pozostanę samotnym Don Kichotem, walczącym z wiatrakami, to wolę być Don Kichotem niż Panią Dulską.

Artykułów w sieci na temat: Co kupić na prezent na Pierwszą Komunię? Na ile wziąć kredyt? Jak się zastawić, żeby się postawić? - myślę, że jest wiele i nie będę z nimi polemizowała. Smutne jest dla mnie to, że przyjęcie na siebie zaszczytu bycia matką czy ojcem chrzestnym dziecka, staje się w obecnych czasach przykrym obowiązkiem, wieszczącym sporo materialnych komplikacji. Rola ta sprowadza się do bycia legendarnym Świetym Mikołajem, choć właściwie coraz częściej oklaskiwanym Złotym Sponsorem.