JustPaste.it

Poznaj Poznań (za pół ceny)

Dowiedziałam się niedawno od znajomych z Poznania, że tam, już po raz szósty, w ostatni weekend kwietnia odbędzie się impreza „Poznań za pół ceny”.

Dowiedziałam się niedawno od znajomych z Poznania, że tam, już po raz szósty, w ostatni weekend kwietnia odbędzie się impreza „Poznań za pół ceny”.

 

Panorama Poznania
Znajomi zachęcali nas, żebyśmy się wybrali, zachwalając atrakcje, jakie ma do zaoferowania stolica Wielkopolski w cenach o połowę niższych. Po przeczytaniu na stronie co jest do zobaczenia, zwiedzenia i zjedzenia, zdecydowaliśmy się z narzeczonym pojechać do Pyrlandii ;). Nie chcieliśmy ładować się znajomym na głowę w ich przytulnym, acz nieco zbyt małym dla czterech osób mieszkanku, wiec – idąc za ciosem – wyszukaliśmy hotel wśród tych biorących udział w akcji. Ostatecznie wybraliśmy Novotel, który ma fajny standard za naprawdę niewysoką w tych dniach cenę, a dodatkowo położony jest w odległości spaceru od wielu różnych poznańskich atrakcji (np. wystarczy przejść przez ulicę do Starego Browaru ;)).

 

Przyjechaliśmy pociągiem w piątkowy wieczór i od razu wciągnęło nas nocne życie Poznania – obowiązkowo na Starym Rynku. Szkoda, że w piątkowy wieczór nie było jeszcze promocji, z drugiej strony jednak, jak się potem okazało, w czasie weekendu w restauracjach biorących udział w akcji niestety napoje, alkohole i desery były w zwykłej cenie. Polecamy clubbing poznański, jest o tyle wygodnie, że wszędzie blisko, bo większość pubów i klubów znajduje się w obrębie Starego Miasta.

W sobotę, nieco zmęczeni poprzednim wieczorem, który w sumie zakończył się nad ranem, udaliśmy się na regenerację do dość nowych Term Maltańskich. Jest to kompleks basenów i saun, bardzo przyjemny i w naszym stanie był to idealny wybór. Po wypławieniu się w wodach termalnych i wyleżeniu na leżakach wśród tropikalnej roślinności (my dziewczyny, bo chłopcy byli twardzielami i poszli wypocić pozostałości piątkowego szaleństwa do suchej sauny), pojechaliśmy z powrotem do centrum. Ponieważ bardzo zgłodnieliśmy, zasiedliśmy w kawiarence o wdzięcznej nazwie Lawenda, obiecującej prowansalski styl i lekkie przekąski. Tak właśnie było, a że jeszcze za pół ceny, to tym milej. Po odpoczynku w przyjemnej atmosferze znajomi – lokalni patrioci – zaciągnęli nas na zwiedzanie Muzeum Powstania Wielkopolskiego 1918-19 – nota bene jedynego zwycięskiego polskiego zrywu niepodległościowego. Bardzo ciekawa ekspozycja w piwnicach pod Starym Rynkiem, wstęp darmowy, jak w każdą sobotę (zresztą chyba wszystkie poznańskie muzea mają w soboty darmowe wstępy na stałe ekspozycje).

Wieczorem wybraliśmy się do dość niezwykłej knajpki – Dark Restaurant. Tam w całkowitych ciemnościach, obsługiwani przez kelnera w noktowizorze, dostaliśmy do skosztowania coś: Mood Food opisany jako zestaw poprawiający nastrój i Bizarre Food, czyli zestaw ekstremalnych składników i ekstremalnych zestawień. Nie zdradzę co to było, ale powiem, że zadziwiające jest to, że kiedy nie widać co się je, czasem trudno zgadnąć co to jest. Po gorączce piątkowej nocy sobotnia zakończyła się wcześniej, abyśmy nabrali sił na niedzielne atrakcje.

Drugi dzień poznańskich atrakcji zaczęliśmy od zwiedzania schronu przeciwatomowego Prezydenta Miasta Poznania. Niezły klimacik, bo schron powstał na przełomie lat 50 i 60, pod niby zwykłym domem, był totalnie tajniacki, ujawniono jego istnienie dopiero w 2000 roku. Miał być schronieniem dla prezydenta miasta i innych oficjeli na wypadek ataku atomowego w czasach zimnej wojny. Ponoć i tak nie spełniłby takiej funkcji, bo był zbyt płytko położony, za słabo opancerzony i dość licho wyposażony. Miejsce jest unikalne ze względu na swoją historię i przeznaczenie, ale także dlatego, że okazało się prawdziwą kapsułą czasu. We wnętrzu schronu zachowało się w nienaruszonym stanie oryginalne wyposażenie z czasów głębokiego PRLu: od agregatów i filtrów powietrza, przez meble i mapy, aż po armaturę łazienkową, telefony, radio, a także... wersalkę prezydenta.

Po tej podróży w czasie zgłodnieliśmy, wiec zaszliśmy do jednej z knajpek biorących udział w akcji, a mieszczącej się w Starym Browarze, który w końcu też chcieliśmy obejrzeć. To znaczy bardziej ja chciałam i żałowałam tylko, że sklepy tam nie biorą udziału w akcji „za pół ceny” ;). Czas szybko minął i trzeba było jeszcze wstąpić do hotelu po rzeczy – na szczęście bliziutko i na dworzec też niedaleko.

Ogólnie weekend był bardzo udany i wcale nie tylko dlatego, że za pół darmo ;). Poznań, I love you!