JustPaste.it

Śmiercionośne karty i życiodajny Bóg

Zaczął od „zabaw” z wróżbiarstwem – karty, wahadełka, potem bioenergoterapia i joga. – Cały czas usprawiedliwiałem się, że wszystko to jest piękne i wspaniałe

Zaczął od „zabaw” z wróżbiarstwem – karty, wahadełka, potem bioenergoterapia i joga. – Cały czas usprawiedliwiałem się, że wszystko to jest piękne i wspaniałe

 

 9e6425727d4d99c1dec60b86713a4975.jpg

Basista chrześcijańskiego zespołu Anty Babylon System, który w zeszłym roku wydał płytę „Naham”, co po hebrajsku znaczy ciężko oddychać, jęczeć, a także doznawać pocieszenia. Muzyk przeszedł drogę od nurzania się w okultyzmie, magii i spirytyzmie aż po znalezienie Boga, który „dopadł” go, gdy już czuł „zapach siarki” i zimny pot na swoich plecach. Natomiast w teledysku „Jestem sam” idzie pustą drogą w takt słów: „Jestem sam, a chcę być z Tobą” i Tego, z Kim pragnie być, ciągle „chwyta za nogi”.

Na dnie bagna

W nocy słyszał nawoływania psów, chociaż okna były szczelnie pozamykane, w mieszkaniu przesuwały się meble, a w nocy spał góra trzy, cztery godziny. Reszta była walką z przerażeniem i coraz częstszym głosem, który z tyłu głowy namawiał go do popełnienia samobójstwa. – Czułem, że pewne rzeczy dzieją się bez mojej woli, poza mną… Coraz mniej spałem i coraz bardziej się bałem. Największe zadymki były przed większymi świętami – Wielkanocą i Bożym Narodzeniem. Wtedy też fizycznie zaczynałem odczuwać obecność złego ducha. Człowiek siedział, wróżył, a nagle przeszywało wszystkie moje komórki lodowate zimno – wspomina Jacek.

W tą rzeczywistość wszedł małymi krokami. Pierwsze odwiodły go od Kościoła – msza stała się tylko teatrem, który od czas do czasu przyszło się pooglądać, stał coraz dalej ołtarza, aż w końcu „podpieranie” filarów skończyło się całkowitym odpadnięciem. – Kościół był przedstawiany jako zgraja pedofilów i zboczeńców – podobnie jak dzisiaj. To są stare śpiewki odkąd Kościół istnieje. Przykleja mu się naklejki, aby siebie wybielić – podkreśla Jacek, opisując swoją drogę odejścia od wiary.

Odrzucił Kościół. I w tę dziurę zaczęło wkradać się coś innego, bo człowiek nie znosi pustki. Jego znajomi zajmowali się parapsychologią i ezoteryką. W duchy nie wierzył, więc nie czuł obaw. Podobno jedną z ulubionych sztuczek Szatana jest wmówienie człowiekowi, że go nie ma, jak opisał to w swojej książce „Listy starego diabła do młodego” Lewis. A jeśli nie ma, to przecież nie istnieje żadne niebezpieczeństwo… - Wciągnęła mnie ciekawość, zgodnie z powiedzeniem że jest ona pierwszym stopniem do piekła – stwierdza. Zaczął od „zabaw” z wróżbiarstwem – karty, wahadełka, potem bioenergoterapia i joga. – Cały czas usprawiedliwiałem się, że wszystko to jest piękne i wspaniałe –  Jacek opowiada o mechanizmach, które spowodowały, że w okultyzm wchodził coraz bardziej.  Dawało to efekt „fajerwerków” – działy się rzeczy, które nie powinny mieć miejsca – znał myśli innych osób, mógł przewidzieć niektóre wydarzenia, miał poczucie siły. Czy to tylko opowieści rodem z horrorów? Niestety nie. Gdy człowiek otwiera się na demoniczną rzeczywistość życie może stać się piekłem.  Co powoduje, że okultyzm jest tak niebezpieczny i trudno z nim zerwać? – To było uzależnienie od poczucia mocy. Nie musiałem chodzić na siłownię, aby wzbudzać respekt – stwierdza Jacek. – W tym wszystkim tkwi echo pierwszego grzechu z raju – człowiek chce być na równi z Bogiem, chce posiąść „wiedzę”, nadzwyczajne zdolności i to go gubi. Jednak to pochodzi od demonów. Byłem pełny agresji, non stop chodziłem z nożem, a pomimo tego uważałem się za spokojnego człowieka. Taka duchowa schizofrenia.

Boska interwencja

Spotkanie z kumplem parającym się tym samym „zajęciem” było jak oblanie wiadrem zimnej wody. Zlany potem, biały jak trup, z oczami wytrzeszczonymi ze strachu. Cały roztrzęsiony płakał z przerażenia. Jacek zrozumiał, że to nie są już przelewki i igranie z  tą rzeczywistością  jest jak otwarcie Puszki Pandory – nieszczęścia za nieszczęściami, człowieka ogarnia ciemność, a życie wymyka mu się spod kontroli. Została jeszcze jedna możliwość – choroba psychiczna. - Poszedłem do psychiatry i zacząłem opowiadać, jak meble się przesuwają, że słyszę jakieś głosy i nie śpię po nocach. Lekarz odesłał mnie z kwitkiem twierdząc, że to nic poważnego i jestem zdrowy. No może  najwyżej jest to lekka forma depresji…  Zrozumiałem wtedy, że problem tkwi w tych „niewinnych” kartach– podkreśla Jacek.

Zaczął szukać pomocy i przypomniał sobie księdza, który uczył go w technikum. – Razem z kumplem postanowiliśmy do niego zadzwonić … była już  jedenasta w nocy – opowiada. – Ksiądz przyjechał od razu, bez żadnych dociekliwych pytań. To był dla nas szok – ten, który zaliczał się do tzw. klechów pedofilów i innych „takich i owakich”. Rozmawialiśmy do północy. Skończyło się spowiedzią. – Nic nie miałem do stracenia. Zacząłem wylewać te wszystkie brudy. I w pewnym momencie po słowach: „I ja odpuszczam Tobie grzechy…” poczułem jak z moich pleców spada taki ciężar, jakbym zrzucił kilkudziesięciokilogramowy plecak – uśmiecha się Jacek. Po spowiedzi kapłan zawiózł ich do kościoła, gdzie przyjęli Komunię Św. – Eucharystia była dla mnie kawałkiem „ciastka”. A tu nagle… po spożyciu tego „ciastka” poczułem przypływ takiej ogromnej miłości, że rozpłynąłem się jak plastelina. Pierwszy raz poczułem się naprawdę dobrze, tak jak powinienem się czuć – wyznaje Jacek.

Do góry nogami

Bóg wywrócił jego życie „do góry nogami” albo raczej jego przewrócone istnienie postawił znowu do pionu. Droga nawrócenia wiodła najpierw przez oczyszczanie „terenu” – palenie książek i wszelkich oznak białej i czarnej magii. Siedzę naprzeciwko Jacka. Rozmawiamy, a on śmieje się i żartuje. – Nie zawsze taki byłem. To Bóg nauczył mnie poczucia humoru – uświadamia mi Jacek. - Zły duch nam tylko „wkręca śrubę”, dołuje nas.  Teraz dają mi mniej lat niż mam w rzeczywistości, ale gdy brnąłem w okultyzm byłem tak poważny, że nikt nie mógł uwierzyć, że mam dopiero po dwudziestce. Po nawróceniu Bóg zaczął ze mną terapię we wspólnocie, gdzie było dużo Bożych „wariatów”. I tam dopiero pokazał mi co to znaczy nie brać siebie zbyt poważnie i śmiać się na całego – wyznaje.

Dzisiaj ma kochającą żonę i rozbrykanego półrocznego synka. Na pytanie, co jest najważniejsze, odpowiada bez wahania, podając jednocześnie najskuteczniejszy egzorcyzm. – Warto chwytać Pana Boga „za nogi”. Nigdy nie żałowałem tego, że zwróciłem się do Niego. I trzeba kochać, po prostu kochać. Siebie, drugiego człowieka i Boga. A najtrudniej jest kochać siebie. Moje wplątanie się w okultyzm było właśnie wynikiem braku miłości. I potem szuka się potwierdzenia we wszystkim – w każdym błocie.

 

 

Źródło: Natalia Podosek