JustPaste.it

Do Was wszystkich...

Jeśli chcemy by świat był lepszy nauczmy ludzi jak myśleć, a nie co myśleć

Jeśli chcemy by świat był lepszy nauczmy ludzi jak myśleć, a nie co myśleć

 

 

Siedzimy z kolegą przy piwie. Milczymy. Nic i nikt nie przeszkadza. Jest nam dobrze. Bardzo dobrze...  Nagle on odwraca się i mówi:

- „Wiesz, że każda populacja w około dziewięćdziesięciu procentach składa się z ludzi biernych, niekreatywnych.  W każdej jest też dziewięćdziesiąt procent ludzi myślących niesamodzielnie, albo wręcz niemyślących. Jakie to szczęście, że się tu spotkaliśmy, skoro obaj uważamy się za kreatywnych i myślących..”

Psiakrew! Musiał wszystko zepsuć! Znowu zmusił do myślenia. A było już tak dobrze… Przywołuję więc wspomnienie dawno nie widzianego kolegi…

               Kolega Janusz. Fascynujący facet. Przez naturę wyposażony w surowe, męskie oblicze nie zmącone żadną myślą.  Zresztą całe jego jestestwo nie zdradzało jakichkolwiek śladów funkcjonowania mózgu. Dorodny, klasyczny burak ze słomą wystającą z rozdeptanych mokasynów.  I co?.. I nic. Zupełnie nic!

Janusz to niezwykle skuteczny „biznesmen”. Nigdy nie było dla niego sprawy nie do załatwienia. Zawsze „do usług”. Brał każde zlecenie. Najlepiej trudne. Wtedy można dobrze zarobić. Ponieważ krążyła o nim opinia, że „potrafi wszystko”, więc nie był tani. Zarabiał krocie.

Jak to robił? Bardzo prosto. Przyjmował pracę, następnie podzlecał ją kompetentnemu, najczęściej młodemu, niedocenionemu specjaliście. Skąd ich brał. To też proste. Jego współpracownicy chodzili po korytarzach wyższych uczelni, urzędów i w pobliżu popularnych mediów. Najbardziej lubił pobliskie bary i stołówki. Miał atuty. Miły, otwarty. Szybko nawiązywał znajomości.  Błyskawicznie też przystępował do rzeczy. Żadnego tam sru tu tutu. Nie ma zlecenia, nie ma rozmowy. Szkoda czasu na pierdoły.

Janusz lubił się specjalizować w ekspertyzach prawnych, biznesplanach, ocenach. Brał zlecenia na wszystko co było niezbędne w załatwieniu jakiejś sprawy, wymagało wiedzy, umiejętności, ale nie musiało być potwierdzone formalnymi kwalifikacjami.

Było to wiele lat temu, więc można dziś otwarcie przyznać, że wśród jego „partnerów” ( - tak zwykł nazywać osoby, które dla niego pracowały) dość liczną grupę stanowili młodzi stażem pracownicy wyższych uczelni, sądów, prokuratury, urzędów wszystkich szczebli. Trudno się dziwić. Prace zawsze musiały reprezentować wysoki poziom jakościowy i merytoryczny. I nikt nawet nie przypuszczał, że ich „autor” nie umiał sklecić poprawnie dwóch zdań. Bywało, że prawdziwi autorzy ze zdumieniem po kilku dniach na biurkach znajdowali swoje własne opracowania podpisane nazwiskiem Janusza. W tym szaleństwie była jednak metoda. Dzięki temu każdy, nawet sam autor, mógł  je bez problemu zatwierdzić, zaakceptować, czy skierować do realizacji. Z oczywistych względów spełniały przecież wszystkie wymogi. Zawsze zatem pomyślnie przechodziły wszelkie kontrole formalne i merytoryczne. Wszyscy byli zadowoleni. Proste i genialne. 

Janusz miał jedną zasadę: chcesz zarobić - nie bądź chytry. Za każdą wykonaną pracę płacił hojnie. Pięćdziesiąt procent „od ręki”, resztę w ciągu tygodnia po odbiorze zlecenia. Nigdy się nie spóźniał. Zwykle na czarno, bez żadnych papierów, bez przelewów. Z ręki do ręki. Bez problemów „papierologii” – jak mówił. Szybko, skutecznie. Żadnych śladów. Same efekty. Właśnie dzięki temu każdą pracę zawsze mógł sprzedać jako swoją, autorską.

Bardzo lubił też bawić się w „menago”. W nawet najbardziej odległych zakątkach naszego pięknego kraju potrafił zorganizować imprezę z udziałem największych gwiazd mediów, filmu i estrady. Okazywało się bowiem, że zakompleksieni włodarze gmin i powiatów gotowi byli zapłacić za występ „gwiazdy” dużo więcej, niż ci sławni ludzie chcieli wziąć! Tacy skromni byli… A jak głęboko i bez wazeliny wchodzili Januszowi  w zadek…

Analizując przypadek Janusza warto poważnie zastanowić się nad powszechnie stosowanymi kryteriami oceny tzw. „inteligencji”. W świecie zwierząt niewątpliwie za najbardziej inteligentne uznamy te osobniki, które są w stanie przetrwać i zapewnić byt swemu potomstwu.  Janusz z pewnością to umiał. Robił to lepiej, niż jego uczeni „partnerzy”. Jednak to ich określano mianem „inteligentnych”, zaś Janusz to „burak”. I co?.. I nic. Zupełnie nic! Bez większego ryzyka można stwierdzić, że nasza cywilizacja zginęłaby marnie, gdyby wypełniali ją sami „inteligentni”, a zabrakłoby w niej „Januszów”. Smutne to, ale prawdziwe…

 

Parafrazując mojego kolegę można stwierdzić, że współcześnie około dziewięćdziesiąt procent osób z naszego szerokiego otoczenia nie czyta regularnie. Ba, większość nie czyta niczego – no, może poza ogłoszeniami i programem telewizyjnym. Jeszcze mniejszym ryzykiem obarczona będzie teza, że ponad dziewięćdziesiąt procent tej populacji niczego nie pisze - wyłączając oczywiście pisanie związane z wykonywaniem jakichś tam obowiązków służbowych. I co?.. I nic. Zupełnie nic! Żyją sobie, jedzą, piją, chodzą do pracy, do kościoła, do sklepów. Niektórzy nawet się rozmnażają. Są szczęśliwi. Jeszcze bardziej szczęśliwi, gdy tylko portfel wypełni się skromną wypłatą. A już zupełnie szczęściu końca brak, gdy od czasu do czasu na stole stanie jakaś pełna flaszka.  

 Ta witryna skupia ludzi, którzy czytają. Czynią to wręcz nałogowo. Co ważniejsze, również piszą. I co?.. I nic. Zupełnie nic! Nic z tego nie wynika. Gdybyśmy tak byli w stanie w jakiś sposób zjednoczyć siły, zrobić coś razem. Połączona moc tego, co nosimy między uszami zapewne byłaby w stanie chociaż troszeczkę zmienić ten świat, wprowadzić do niego nieco więcej ładu i porządku. Albo odwrotnie: rozpieprzyć w drobny mak parę układów i układzików, a następnie zbudować coś nowego, lepszego z tego co pozostanie … Ale do tego potrzeba chyba Janusza.