JustPaste.it

Z pamiętnika pozytywnej brunetki. Kryzysowe życie.

Tak się zdażyło nieszczęśliwie, że w kryzysie się urodziłam, w kryzysie żyłam, w kryzysie po raz kolejny przyszło mi trwać...

Tak się zdażyło nieszczęśliwie, że w kryzysie się urodziłam, w kryzysie żyłam, w kryzysie po raz kolejny przyszło mi trwać...

 

Człowiek w dobie kryzysu zrobi wszystko, by nie oszaleć... 

 

Życie... Jak nazwać życie w kryzysie? Kryzysowe życie? 

Życie w kryzysie jest trudne, męczące, zdradliwe. 

Pomimo wszystkich trudności próbuję dać sobie radę, by przetrwać w tym świecie. Łapię jakąkolwiek pracę, by uzbierać na opłacenie rachunków. Robię co mogę... 

Ostatnio szukam prac przy chorych, ponieważ w kryzysie pracy nie ma, a jeśli jest to jest przeznaczona znajomym, lub małoopłacalna. Mam niewielki wybór, iść pracować całymi dniami za marne 500 euro miesięcznie, lub szukać na własną rękę "dniówek", małych prac do czegokolwiek. Teraz znowu szukam. Byłam dzisiaj w dwuch szpitalach, wypytałam we wszystkich salach, rozdałam kilka kart, ale jeszcze nikt nie dzwonił... Zbliża się siódma wieczorem. Nadzieja moja wypala się powoli. Przestaję wierzyć, że usłyszę jakąś ofertę. Rachunki leżą na kupce na biurku, czekają... Czekają na swój dzień... Doczekają się? 

Najgorsza jest ta samotność w tym wszystkim. Znikąd żadnej zachęty do życia. Żadnego "dasz radę, wierzę w Ciebie"... Sama w tym wszystkim tonę... Przedwczoraj weszłam do tego samego szpotala co dzisiaj i jak tylko zobaczyła mnie znajoma z poprzedniego miejca zamieszkania, od razu uśmiechnęłam się, dała mi pracę na jedną noc. Ok... Ale co dalej? Minęła ta noc, pieniądze były, ale już poszły na część rachunku. Znowu muszę szukać... Dzisiaj weszłam między innymi do tego samego pokoju, przywitałam sie ze wszystkimi, ludzie mnie lubią, ucieszyli się, że ich odwiedziłam. Tylko owa znajoma była jakaś nietaka, nerwowa. Zapytałam, czy wszystko w porządku, ale wymachiwała dłońmi i krzyczała na mnie. Niestety niezbyt dużo zrozumiałam, bo ona nie mówi zbyt dobrze po grecku, jest z Albanii, mówi bardzo niewyraźnie, nieskładnie. Jej syn wytłumaczył mi, że pokłuciła się ze swoim pracodawcą- synem babci którą sie opiekowałam przedwczoraj. On twierdzi, że do mnie nic nie ma... Ja wiem, że nic jej nie zrobiłam, ani nie powiedziałam nic niemiłego, wiem, że nie zawiniłam. Wiem... Mimo to smutno mi jest... Nie jestem osobą, która chce ludzi denerwować. Jestem pozytywną osobą, pozytywnie nastawioną do życia młodą kobietą, która stara się przetrwać w tym szalonym świecie bez ładu i składu. Jestem by dawać szczęście, a płącę jakbym coś była winna...   

Znajomi milczą, ponieważ kasy im brak, a to dołuje, więc unikają kontaktów z ludźmi, żeby ich nie dołować... To samo dotyczy mnie. 

Dzisiaj życie wydaje mi się bardzo trudne. Na siłę staram sie odsuwać od siebie tę myśl, by nie wylądować w psychiatryku. Robię co mogę. Robię co muszę. Jeszcze mam w sobie trochę nadziei... A, tak przy okazji... W Polsce mówi się, że "nadzieja jest matką głupich", zaś w Grecji mówi się, że "nadzieja umiera ostatnia". Tak szczerze powiem wam, że bardziej przypadła mi do gustu grecka wersja. 

"Ja tak sobie marzę, że jesteśmy w siódmym niebie, że naszedł czas i w sam raz trafiło tam każde z nas"... -tak śpiewa Czesław Mozil... Ja też tak sobie marzę....