JustPaste.it

Brońmy własnej godności. Homilia ze świadectwem wiary

Jako młody człowiek szukałem odpowiedzi na bardzo trudne pytania. Gubiłem się też w swojej wierze. Ale zawsze w sercu miałem pragnienie kochania Boga do końca.

904a5cf0113a8e50eb5965ea9745439a.jpg

Zawsze, kiedy stajemy w takiej chwili, kiedy mamy głosić Słowo Boże, gdzieś w środku, w sercu, rodzą się różne pytania. Jak zrobić to najlepiej? W jaki sposób dotrzeć do ludzkiego serca? Ukochani! To niezwykła uroczystość. To spotkanie w Domu Matki co roku gromadzi tych, którzy są w szczególny sposób związani wiarą. Wiarą w Jezusa Chrystusa. Wiarą w to, że On jest jedynym Zbawicielem świata; że jest Drogą, Prawdą i Życiem. Wiarą w to, że nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przez Niego.

Kiedy patrzę i spotykam się z młodymi ludźmi, wracam do moich młodych lat. Zadaję sobie pytania: Jak oni dzisiaj przeżywają ten świat? W jaki sposób na niego patrzą? Czy mają takie same myśli, te same pragnienia? Ukształtowani są przecież w innej rzeczywistości. W jaki sposób trafić do ich serc? Kiedy patrzą na to, co oferuje im świat, a z drugiej strony na to, co oferuje im Chrystus. Kiedy widzą już wyraźnie na tym świecie i wiele zła, ale i wiele wspaniałych i wielkich rzeczy. Co wybiorą? Za kim pójdą? Za czym się opowiedzą? Jaki będzie finał ich życia? Te pytania zawsze rodzą się w sercu każdego, kto zastanawia się nad swoją tożsamością, nad swoim życiem, nad celem i sensem swojego życia.

Pamiętam, jak to było w moim młodym życiu. Analizuję je z perspektywy wielu lat i wiem, jak przeżywałem swoją wiarę – jakie jest moje doświadczenie wiary. Jako młody człowiek szukałem odpowiedzi na bardzo trudne pytania. Gubiłem się też w swojej wierze. Ale zawsze w sercu miałem pragnienie kochania Boga do końca. Były dwie rzeczy, które były zawsze obecne w moim życiu. To było to, że potrafiłem poświęcić Bogu godzinę w tygodniu. Nie pamiętam w moim życiu takiej niedzieli, żebym nie był na Mszy Świętej. Pewnie były, ale ja takiej nie pamiętam. To gdzieś w sercu miałem ustawione, że Bogu godzinę w tygodniu się poświęca.

I drugą rzecz, którą wiedziałem, to było klękanie przed Bogiem. Od najmłodszych lat widziałem dorosłych, tych, których najbardziej kochałem, którzy klękali przed Bogiem. Dlatego mówiłem sobie, skoro oni klękają, to znaczy, że to jest ważne. Pamiętam słowa tych, którzy mnie wychowywali: Jeśli  klękniesz przed Bogiem, to On nałoży ci koronę godności dziecka Bożego. Albowiem służba Bogu jest królowaniem z Nim. I pamiętaj! Jeśli klękniesz przed Bogiem, to już przed byle czym nie klękniesz, bo On ci nie pozwoli.

Chyba rzeczywiście tak było. Bo kiedy gdzieś w tym młodym życiu pogubiłem się w zrozumieniu, co to jest chrześcijaństwo, co to jest katolicka wiara, to wtedy w najmniej oczekiwanym momencie Pan Bóg do mnie przemówił. Przemówił do mnie przez strach, cierpienie i przez drugiego człowieka. Kiedy postawił mnie na krawędzi życia i śmierci. Kiedy uświadomiłem sobie, że zostały mi sekundy życia; że to już koniec – wszystko się kończy. Wtedy właśnie Pan Bóg doświadczył moje serce czymś niezwykłym. Przeżyłem pewne doświadczenie, które niektórzy nazywają takim filmem z życia. To jest moje świadectwo, a więc trudno z tym dyskutować. To zmieniło moje życie. Zobaczyłem moment, kiedy uświadomiłem sobie, że umieram. Że to już koniec. Zobaczyłem moment, kiedy pod sercem mojej mamy zrobiło się światło, które mnie ze wszystkich stron ogarnęło. A potem zobaczyłem całe swoje życie. Od momentu, kiedy rozpoczynało się ono pod sercem matki, do chwili, kiedy miałem skonać. Kiedy miałem umrzeć.

Pan Bóg miał przedziwny plan. Skoro dopuścił takie wydarzenie w moim życiu, dzisiaj, z perspektywy lat, wiem, że ono powoli zaczęło zmieniać moje życie; całą moją drogę. Wycisnęło ogromne znamię. Zobaczyłem swoje grzechy, tych, którzy mnie skrzywdzili, i tych, których ja skrzywdziłem. I ogromny ból w sercu, że już nigdy nic dobrego nie będę mógł zrobić. Myślałem, że ten ból rozerwie mi serce. Był najboleśniejszy, ponieważ chciałem być dobrym człowiekiem. I Pan Bóg tak zdziałał, że przeżyłem.

Dzisiaj stoję tu z Wami. I teraz wiem, że od tego momentu, od tamtego wydarzenia w moim sercu zapaliło się coś dziwnego. Jakiś przedziwny ogień. Było to pragnienie osiągnięcia szczęścia wiecznego. Pragnienie zbawienia. Coraz bardziej trawiło moje serce.  Coraz bardziej dochodziło do głosu. Chociaż zawsze byłem blisko Pana Boga, to zacząłem Go szukać. I to bardzo intensywnie. Aż w końcu nie mogłem sobie z tym poradzić. I pamiętam, leżąc gdzieś w nocy, pod jakimś przydrożnym krzyżem, mówiłem: Panie Boże, ja nie wiem, co to jest. Ale jeśli to jest od Ciebie, to pozwól mi się znaleźć. Jeżeli to naprawdę jest Twój ogień,  pozwól, żeby ten ogień płonął. I poprowadź moje życie.

Od tego momentu zauważyłem, że w moim życiu już nigdy nic nie było takie samo. Rzeczywiście to życie zaczęło się zmieniać. Po tylu latach, kiedy wszystkie moje plany życiowe zostały zmienione. Kiedy wreszcie zdecydowałem się na to, żeby zostać kapłanem; misjonarzem.

Dzisiaj mogę powiedzieć tyle, że rzeczywiście nie było od tego  momentu takiego dnia, żebym Panu Bogu nie dziękował za to, co zrobił z moim życiem. Zadawałem sobie wtedy wiele pytań. Patrząc na otaczającą mnie rzeczywistość, mówiłem: Panie Boże, dlaczego jest tyle cierpienia na ziemi, dlaczego ludzie siedzą już na zgliszczach domów, które budowali, na popiołach marzeń o szczęśliwym domu, o rodzinie, o ojcu kochającym i matce, o dzieciach, które będą odwzajemniały miłość rodzicom, dlaczego tak się dzieje? Co jest tego przyczyną, że zamiast wyznać sobie miłość – i choć każdy z nas wie, na czym ona polega, bo czuje, bo ojciec czy matka wie, co dać swojemu dziecku – dlaczego z drugiej strony potrafi skrzywdzić drugiego człowieka i na jego krzywdzie, na jego cierpieniu, nawet na jego krwi potrafi zarabiać pieniądze. Skąd to wszystko się bierze?

Szukałem odpowiedzi na te pytania i dzisiaj mogę wam powiedzieć, że je znalazłem. Te domy się zgruzowały, te marzenia się rozpłynęły, te popioły rozwiały wiatry. Wiecie dlaczego? Bo ci ludzie w znacznej części próbowali budować te domy, ale nie na skale, którą jest Chrystus. Wydawało się nawet nie raz, że to są wierzący, że to są ludzie autentycznie wierzący. Budowali, budowle stawiali, a one się gruzowały. Kiedy nasz ukochany, emerytowany Papież Benedykt XVI ogłosił Rok Wiary, to myślę sobie, chyba dlatego, żeby wszystkim ludziom, chrześcijanom, przede wszystkim chrześcijanom, katolikom, odsłonić fundamenty, żeby zobaczyli, jak wygląda budowla, na której od 2000 lat budujemy swoją wiarę jako chrześcijanie, katolicy. Tylko wtedy, kiedy wszystko odrzucimy i odsłonimy fundamenty, zobaczymy, że na tym jedynie fundamencie można budować, że każda najpiękniejsza budowa, najcudowniejsza katedra, jeżeli będzie częściowo zbudowana na fundamencie, a częściowo poza nim, legnie w gruzach, rozsypie się. Nie będzie można w niej mieszkać.

Chrześcijaństwo to nie jest wewnętrzne przekonanie o tym, że coś tam istnieje, ale jest to rzeczywista odpowiedź człowieka na to, co Bóg do człowieka powiedział, na Słowo Boże. Zawierzyliśmy Słowu, które ostatecznie przyjęło granice ludzkiej natury, stało się jednym z nas. To Słowo – wierzymy – przyjęło granice ludzkiej natury pod sercem Niepokalanej Matki, która dzisiaj gości nas tutaj, w tym miejscu. On to dla nas, ludzi, i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. Wierzymy, że ten, którego niebiosa pomieścić nie mogą i ogarnąć, tak ukochał człowieka i każdego z nas tak wielką i potężną miłością, że przyjął granice tej samej natury, którą sam stworzył, że stał się jednym z nas. Przyszedł jako dziecko bezradne. Chce do każdego z nas przyjść jak dziecko. Taka jest miłość, bo jest ona bezbronna. Co z nią zrobisz, zależy od Ciebie. Tak przychodzi Bóg do człowieka, nie inaczej.

Dzisiaj przychodzi tak do Ciebie. Przyjmuje granice ludzkiej natury, staje się jednym z nas. Gromadzi wspólnotę apostołów. Tłumy za Nim idą. Karmi ich Słowem, przyjmują to Słowo. To Słowo wzbudza w nich nieprawdopodobne pragnienia, największe pragnienia, ale to Słowo też dzieli. Niektórzy będą brali na Nie kamienie w ręce, będą próbowali Je ukamienować. A On im mówi o życiu wiecznym, o sprawiedliwości , o miłości. Ukochani, jeżeli dzisiaj mamy spojrzeć na Ewangelię, ale w perspektywie naszego życia, będzie tak samo. Nie będziemy inni, bo modlił się za nas: Ojcze, pragnę i proszę Cię za tymi, którzy dzięki słowu apostołów, moich uczniów, uwierzą we Mnie i staną się moimi uczniami. Jezus modlił się za każdego z nas, dlaczego? Bo za każdego z nas zapłacił najwyższą cenę, była to cena Jego Boskiej krwi. Tak, wyznaczył cenę ludzkiego życia. Każdy z nas kosztuje dokładnie tyle.

To On zgromadził grono apostołów. Jeszcze za swojego życia udzielił im władzy swojej Boskiej mocy. Była to władza nad chorobami, nad cierpieniami. Była to władza nad piekłem, nad demonami. Jeszcze za życia mówił: Idźcie i głoście Ewangelię, bo bliskie jest Królestwo Boże. Rozesłał grono apostołów, nakazując głoszenie Królestwa Bożego, uzdrawianie chorych, wyrzucanie demonów. Mówimy, że wyprawił ich w tzw. misyjną podróż, po dwóch do każdego miasta, do którego sam zamierzał dotrzeć. Czekał na nich u źródeł Jordanu, pod górą Hermon. Pod górą Hermon wypływa św. rzeka Jordan. Woda to życie, w zasadzie wszystko, co żyje, jest zbiornikiem wody. Woda to nie tylko symbol, ale to zasada życia, bez niej wszystko umiera. Dlatego to jest coś więcej niż tylko znak. U źródeł Jordanu czeka, apostołowie wracają pełni entuzjazmu. Mistrzu, ze względu na Twoje słowo nawet demony się nam poddają. Nie z tego się cieszcie, nie z tego, że piekło jest wam posłuszne, ale  z tego, że wasze imiona wypisane zostały w księdze życia.

Z tego się cieszcie, bo księga życia otwiera nieskończoność, nieśmiertelność, ale we wspólnocie zbawionych, do której On nas zaprosił. Kiedy opowiadali o tych wydarzeniach, zapytał ich: Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? Jedni za Mesjasza, inna za kogoś innego, inni za Eliasza, za Jeremiasza. Eliasz to prorok jak ogień. Nikczemników i ludzi podłych, zakłamanych, karał śmiercią. Tego, który był jak ogień, powóz ognisty wziął do nieba. Jeremiasz cierpiał razem ze swoim narodem, był figurą Chrystusa. Inni mówili, że to Jan Chrzciciel powstał z martwych. Łatwo było opowiadać o kimś, co ktoś powiedział, ale Jezus w pewnym momencie mówi do nich: No dobrze, to mówią ludzie, a za kogo wy Mnie uważacie? Kim dla was jestem? To jest kluczowe pytanie, które Chrystus dzisiaj zadaje swoim uczniom – kim Ja dla ciebie jestem? I zrobiła się cisza. Jeden tylko odważył się powiedzieć, był nim Piotr. Panie, Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. Błogosławiony jesteś Szymonie, synu Jana.

Nie prawa fizyki, nie ciało i krew ci to objawiły, ale Ojciec mój, który jest w niebie. Ja tobie odtąd powiadam, Twoje imię będzie Piotr Kefas. Na tobie zbuduję mój Kościół, ty będziesz skałą. Tobie dam władzę, klucze Królestwa Niebieskiego. Co zwiążesz, związane będzie w niebie, co rozwiążesz, będzie rozwiązane. Bramy piekielne mojego Kościoła, na tobie zbudowanego, go nie przemogą, nie dadzą rady, bo na tobie go osadzę. A jestem dobrym budowniczym. Ukochani, i ten Kościół, zbudowany na Piotrze, głosi Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela świata. Piotr był poddany ogromnej próbie. Jeszcze musiał bardzo mocno upaść, zanim ostatecznie Chrystus władzę kluczy mu przekazał. Jeszcze Piotr po trzykroć musiał zaklinać się, że nie zna swojego Mistrza, musiał usłyszeć pianie kura, musiał gorzko zapłakać. Aż wreszcie musiał wyznać miłość, i to jaką miłość.

Jezus już nie pyta go po zmartwychwstaniu: Piotrze, czy ty za Mnie umrzesz? Czy ty będziesz głosił moją Ewangelię? Czy ty będziesz za Mnie wierzył? On pyta go o jedno: Piotrze, czy ty miłujesz mnie więcej aniżeli inni? Bardziej, bardziej po trzykroć. Bardziej. Aż Piotr zapłakał. I dopiero Pan powiedział: Piotrze, paś baranki moje. Wtedy przekazał mu władzę. Bo kto chce paść baranki, kto chce walczyć o nieśmiertelne dusze, kto chce głosić Słowo, kto chce autentycznie być apostołem Jezusa Chrystusak musi odpowiedzieć sobie na to pytanie: czy kocha go bardziej aniżeli inni. I tacy jesteśmy jako chrześcijanie. Tacy jesteśmy też jako kapłani.

To było najtrudniejsze pytanie, przed którym stanąłem, kiedy miałem zostać księdzem. Czy ja, Panie, będę potrafił Cię kochać bardziej aniżeli inni? To było tak trudne, że leżąc krzyżem podczas święceń kapłańskich, mówiłem: Boże, jeżeli nie będę Cię potrafił kochać, jeżeli miałbym Cię zgorszyć, jeżeli miałbym dokonać czegokolwiek – zniszczyć nieśmiertelne  dusze i miałyby się przeze mnie potępić, to proszę Cię, jeśli naprawdę mnie kochasz, zabierz mnie teraz do siebie. Niech umrę, a moje serce stanie. Tak się modliłem 15 lat. Bałem się o tym mówić. Tyle mnie kosztowało moje kapłaństwo – 15 lat. Bałem się o tym wspomnieć. Jakie to było dla mnie trudne. Choć cały czas byłem człowiekiem szczęśliwym.

Pamiętam, kiedy zostałem już księdzem, podszedłem do mojej babci, która kończyła prawie 90 lat. Była w bardzo ciężkim stanie, ale mogła jeszcze ze mną rozmawiać. I mówię: Babciu – siedząc obok niej jako ksiądz – ja ci dziękuję za twoją wiarę. Za ten różaniec, który ciągle w ręku trzymałaś. Był zniszczony od modlitwy. Ja ci dziękuję, wiesz za co, babciu? Za twoje ręce. A wiesz dlaczego? Bo one wyrabiały i piekły chleb. A ja czasem, jak przyjeżdżałem, to nie mogłem się nadziwić, bo czułem dom, który pachnie chlebem. I ona miała łzy w oczach. I mówi, to było, kiedy miałam 13 lat. Ile byłam młodsza od was? Miałam 13 lat. Zachorowała mi moja mama. Mój tata musiał iść do pracy, a ja zostałam sama. Tatuś mówi, pożycz od kogoś chleb, jak wrócę z pracy, to coś zorganizuje. Było kilkoro małych dzieci. Poszłam do sąsiadów, ale nie mieli. Wtedy myślę sobie, przecież widziałam, jak piecze go moja mama. Pomagałam jej. Zaczyniłam więc sama ciasto. Rozpaliłam piec. Było to jeszcze przed wojną; II wojną światową. Rozpaliłam piec i w wieku 13 lat wyrobiłam ciasto, włożyłam je do pieca. I kiedy mój tatuś wrócił z pola, zobaczył, że piec jest gorący. Otworzył drzwiczki, wyciągnął bochen chleba i ukroił kawałek. Pocałował go, przeżegnał i zjadł. Po czym przyszedł i wziął mnie na ręce. Mój tato. Przytulił mnie do serca. Pocałował w czoło i powiedział: Marysiu, ty sobie nie wyobrażasz, co się dzisiaj stało. Dzieck,o ty masz 13 lat. A ty dzisiaj udowodniłaś, że możesz zostać matką. Bo ty potrafisz upiec chleb, a twoje dzieci nie będą głodne, czyli wiesz, co to jest chleb. Pamiętaj, chleb Pan Jezus wziął w swoje ręce. Pobłogosławił i przemienił w swoje Przenajświętsze Ciało. To Ciało, które umierało na krzyżu. A ty potrafisz swoimi małymi rączkami to zrobić. Możesz zostać matką.

Babcia ze łzami w oczach mówiła: Już nikt w życiu nie powiedział mi piękniejszego komplementu jak mój tato. Z miłości do ojca i z miłości do Chrystusa Eucharystycznego. Wtedy złożyłam ślub, że dopóki moje ręce będą mogły, to będę wypiekała chleb. Ja byłem tego świadkiem. Kiedy teraz, po latach, myślę o swoim powołaniu, kapłaństwie, to zastanawiam się, przecież tu nic nie dzieje się bez przyczyny. Kochani! To, że tu jesteście, to nie jest przypadek. W wiedzy Bożej to wszystko jest. I dlatego tak ważne jest, abyśmy umieli odczytywać znaki czasu. Widzieli siebie w świetle objawienia Bożego, ale tu i teraz. I tak sobie myślę, czy nie zawdzięczam tego powołania miłości, którą miała moja babcia do Chrystusa Eucharystycznego i do swojego Ojca.

Albowiem wiara prawdziwa chrześcijańska, katolicka, to jest właśnie styl życia. To jest autentycznie widok ojca w domu na kolanach. To jest głos modlącej się matki. To jest coś więcej. To jest szacunek dla świętego dnia Bożego. To jest to, co my chrześcijanie, wnosimy w świat. To jest zrozumienie, czym jest życie ludzkie i jak wielką cenę ma w oczach Boga. To wiara chrześcijańska rodzi ogromną miłość, a miłość jest pragnieniem czegoś więcej. Dlatego jako chrześcijanie pragniemy szczęścia wiecznego nawet dla naszych nieprzyjaciół. Bo zasadą chrześcijańskiego, katolickiego życia musi być miłość. Jeżeli owocem wiary nie jest miłość, nie ma uczynków miłosierdzia, to ona jest wtedy martwa. Nie przynosi owocu. A prawdziwa, chrześcijańska miłość do Chrystusa potrafi zamknąć nawet piekło. Taka ona jest w rzeczywiści. Zastanawia tylko fakt, dlaczego tego inni nie rozumieją? Dlaczego tego inni nie rozumieją?  Dlaczego tego nie rozumie świat? Tylko ciągle przeciwko chrześcijanom wzbudzane są ruch nienawiści i ciągłe podżeganie, ośmieszanie. A my i tak będziemy ich kochać, bo taka jest chrześcijańska, katolicka wiara. Będziemy im przebaczać – bo taki był Chrystus.

Nie patrzymy na te 50 lat życia na ziemi, ale my patrzymy dalej. My mamy wizję nieskończoności. Bo ten Bóg, w którego uwierzyliśmy i któremu zawierzyliśm,y rozpostarł przed nami perspektywy życia, które już nigdy nie będzie miało końca. Jak łatwo to wszystko wytłumaczyć? Te ataki, tę nienawiść, tą przelewającą się krew naszych braci. Nawet ręka wyciągnięta przeciwko naszej Matce. Ile razy słyszałem, to są ludzie chorzy. To są ludzie chorzy, którzy wyciągają rękę, walczą z Bogiem, z Kościołem. Ja nie znam fragmentu w Ewangelii ani w całej Biblii, żeby człowiek chory miał nienawiść do Chrystusa. Chorzy przychodzili do Chrystusa, klękali przed Nim; prosili Go o pomoc. Chrystus, nawet nieproszony, nie potrafił przejść obojętnie obok człowieka potrzebującego.

Nie dajcie się zwieść. Zawierzyliśmy Chrystusowi miłość jako chrześcijanie. I ta miłość wydaje ciągłe owoce. Nie dziwcie się, że akurat u nas, w naszej Ojczyźnie, kiedy po 123 latach niewoli nasi ojcowie przenieśli Ojczyznę w swoich sercach, bo wierzyli w Boga; wierzyli w coś więcej niż tylko w życie na ziemi. I odbudowali nam Ojczyznę po 123 latach niewoli. Po jednej ręce rodził się komunizm – czerwona zaraza. Po lewej ręce, kiedy patrzymy w morze – nazizm. Czarny, straszne systemy totalitarne. Pomiędzy jedną najstraszniejszą wojną a drugą w samym środku piekła. Można powiedzieć: Pan Jezus przychodzi do naszej s. Faustyny Kowalskiej, zakonnicy, i mówi: Córko, mów światu o Mojej miłości; o  Moim miłosierdziu. Bo jeśli nie zwrócą się do mojej Miłości Miłosiernej, to dusze nieśmiertelne zatracą się na wieki. Będziesz odpowiedzialna, jeżeli zaniedbasz tę naukę. Pamiętaj. Tak rozkochała się w Chrystusie, w tak gorący sposób, że potem żyła w notorycznej obecności Bożej, w ciągłym zjednoczeniu z Bogiem. Młoda dziewczyna rozkochana w Chrystusie do granic możliwości. To do niej przyjdzie wreszcie Chrystus i powie: Córko moja, miłość twoja jest tak wielka, że w taki sposób, jak z tobą, nawet z serafinami w niebie się nie łączę. Ona mówi: dlaczego, Panie? Bo miłość twoja jest inna. Serafin nie musi walczyć. On wybrał, jego pokarmem jest miłość. On płonie ogniem przed tronem Bożym, płonie ogniem miłości Bożej. Ty, żeby kochać, musisz walczyć ze swoimi słabościami, ze światem, który się przeciwstawia, z całym piekłem, które cię nienawidzi. Dlatego miłość Twoja wypalona jest w ogniu walki i cierpienia. Inną ma wartość. Trójca Przenajświętsza umiłowała sobie w Twoim sercu. Ojciec ściga, ciebie, dziecko swoimi darami, bo nie kradniesz darów Bożych dla siebie, tylko dla dusz nieśmiertelnych. Dlatego, o co prosisz, otrzymujesz. Wtedy, mówi, przytul się do mojego Serca, bo wiem, ile dzisiaj dla Mnie zniosłaś. Ona, wtulona w Jego serce, mówi: Panie mój, jeśli naprawdę jest Ci miłe to, co robię, to mam do Ciebie prośbę. Proszę Cię, Panie. A Pan mówi: Mów, dziecko. Proszę Cię, aby żadna z dusz nieśmiertelnych, które dzisiaj na całej kuli ziemskiej umrą i na Sądzie Bożym staną, nie została potępiona na wieki. Kochani, Pan Jezus zadrżał, jak usłyszał tę prośbę. Mówi: Dziecko, czy ty wiesz, o jak wielką rzecz prosisz? Ona nie mówi: ludzie dobrzy, szlachetni. Ona mówi: żadna. W jej modlitwie są wszystkie religie i wszyscy ludzie. Dobrzy i źli, przestępcy. A ona mówi: Panie, ale Ty jesteś Królem miłosiernym. Dla Ciebie dać więcej łatwiej niż mało. Po dłuższej chwili Pan mówi: Diecko moje, choć o tak wielką rzecz prosisz, stanie się, jak prosisz, bo miłość twoja przemogła sprawiedliwość Ojca.

Żadna z dusz nieśmiertelnych, które dzisiaj na całej kuli ziemskiej skonają i na Sądzie Bożym staną, nie zostanie potępiona na wieki, ale wiedz, dziecko, że o wielką rzecz poprosiłaś. Dlatego łącz nieustannie swoje serce, swoją miłość z Moim konającym Sercem na krzyżu. Ta sama siostra powie: Nie bójcie się zaufać Chrystusowi. Ratujcie z Nim dusze nieśmiertelne. Przecież ktoś musi im pomóc, ktoś musi się modlić za tych, którzy się pogubili, którzy nawet plują na Chrystusa i na nasze świętości. Ona mówi: Nie bójcie się, bo stopnie chwały w niebie będą uzależnione od rozwoju miłości, od pojemności serca. Chwała będzie nasza z tych, których wyrwiemy diabłu z rąk i którzy dzięki naszym modlitwom, naszej pracy, naszej postawie osiągną to szczęście wieczne. Oni, uwielbiając Boga za nas, będą nam przyczyniali chwałę. Ukochani młodzi przyjaciele, tym bardziej w takim dniu, kiedy jesteśmy tu, w domu naszej ukochanej Matki, chcę was prosić, abyście nigdy nie tracili ducha, byście byli tym zaczynem, tym ogniem, który pójdzie w świat.

W środowiskach, tam gdzie wy wchodzicie, tam my często nie mamy dostępu. To jest to twoje świadectwo – jestem chrześcijaninem, proszę, uszanuj to, co dla mnie święte; twoja postawa, bo okazuje się, że my nie potrafimy bronić swoich świętości, nie potrafimy obronić krzyża, który publicznie nam osikano. Kto to zrobił. Nie potrafimy obronić Biblii. Tysiące młodych ludzi to są nasi bracia i siostry, koledzy, koleżanki. Na koncercie bluźniercy, który drze Biblię, Świętą Księgę objawienia Bożego, i mówi: żryjcie sobie to, Ci młodzi ludzie stoją i nie wiedzą, co zrobić. Przecież to nie byli obcy. Wielu z nich być może w tym samym roku przyjęło sakrament bierzmowania, ślubowali, że mężnie będą wyznawali wiarę, według jej zasad żyli i ich bronili. Być może krew Chrystusa, którą przyjmowali, na ich ustach jeszcze  nie wyschła, gdy już uczestniczyli w czymś takim.

Dlatego nie przykładajcie do tego ręki, ale umiejcie obronić swoją godność, swoje wartości i to, co rzeczywiście ważne. Obrońmy też to, co teraz takie trudne – ukochaną naszą Telewizję Trwam, bo przecież jeżeli nie będziemy umieli prosić o swoje, choć boli mnie to strasznie, że w mojej Ojczyźnie i w moim kraju, gdzie moi ojcowie przelewali krew za godność i wolność religijną, ja się muszę dopominać, że ja też chcę mieć w domu głos Boży przez telewizję. To coś nieprawdopodobnego. Nie dziwmy się, bośmy wpuścili trochę tego swędu diabelskiego do Ojczyzny. Możemy to zrobić, ale tylko z Nim. To On daje władzę również nad piekłem. W mocy nasi ojcowie zaszczepili krzyż na naszej polskiej ziemi. Pod tym krzyżem żyli i umierali. Dlaczego? Bo wiedzieli, komu zaufali. Bo zawierzyli Temu, który autentycznie jest Drogą, Pprawdą i Życiem, który jest jedynym Zbawicielem świata, który jest Słowem Ojca skierowanym do człowieka, ostatecznym wyznaniem miłości Boga człowiekowi. Amen

 

Źródło: Bogusław Jaworowski