JustPaste.it

Płeć i stereotypy: dyskryminacja, równouprawnienie czy przywileje?

W dobie postępującego feminizmu głos zabierają też obrońcy tradycyjnego systemu wartości. Ścierają się stereotypy, rzeczywiste różnice biologiczne i dążenie do równouprawnienia.

W dobie postępującego feminizmu głos zabierają też obrońcy tradycyjnego systemu wartości. Ścierają się stereotypy, rzeczywiste różnice biologiczne i dążenie do równouprawnienia.

 

         Był taki czas, kiedy kobiety nie miały zbyt wielu praw poza zajmowaniem się domem. Tam często miały sporo do powiedzenia. Chociaż nie zawsze. Dziś słyszymy wiele niepochlebnych opinii o aranżowanych małżeństwach w krajach muzułmańskich, a zapominamy, że jeszcze przynajmniej do połowy XX w. w Polsce też rodziny wybierały pannie męża, nie licząc się z jej zdaniem. W czasie, kiedy Maria Skłodowska-Curie studiowała na Sorbonie, w wielu krajach Europy kobiety nie miały prawa do studiowania. Nowoczesność zawitała w tej dziedzinie, tak jak i w innych. Kobiety zyskały prawo do głosowania, do kształcenia na uniwersytetach i wiele innych wcześniej dla nich niedostępnych. Mogły w końcu podjąć pracę zarobkową. Miały prawdo do opuszczenia swojego męża, jeśli nie były z nim szczęśliwe, a tym bardziej, jeśli były źle traktowane. Wcześniej do śmierci musiały cierpieć przez życie z sadystą, jeśli mąż okazał się takim być. Oczywiście w praktyce wyglądało to różnie, ale mimo wszystko zyskały takie prawa. 

         Z drugiej strony mimo ciągłej walki o równouprawnienie stereotypy związane z płcią są dalej głęboko zakorzenione w naszych umysłach. Kobiety dalej są kojarzone ze "słabą płcią", a mężczyzna jest tym "silnym samcem". Tylko pytanie brzmi, gdzie kończy się równouprawnienie, a zaczynają przywileje. Jeśli np. jestem pracodawcą i muszę zatrudnić przynajmniej 30% kobiet, to jest równouprawnienie czy przywilej? Raczej to drugie, bo równe prawa polegają na tym, że przyjmuję pracownika o najlepszych kwalifikacjach bez względu na płeć. Oczywiste jest, że w zawodach wymagających dużej siły fizycznej przeważać będą mężczyźni, bo zwyczajnie są fizycznie silniejsi. Są wyjątki od tej reguły, ale zazwyczaj tak jest. W czasach przesadnej politycznej poprawności bardzo łatwo zostać oskarżonym o molestowanie seksualne, które samo w sobie jest jak najbardziej karygodne, ale jeśli oskarżenia są bezpodstawne, albo wręcz powodowane chęcią zemsty lub osiągnięcia jakiejś korzyści, to szkodzi to wszystkim prawdziwym ofiarom molestowania. Po paru przypadkach niesłusznych oskarżeń trudniej jest udowodnić swoją wiarygodność. Udowodnić, że tym razem to naprawdę się stało. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do manipulantki osoba naprawdę pokrzywdzona będzie przeżywać ogromną traumę i będzie jej znacznie trudniej. Z drugiej strony, czy ja, jako mężczyzna, mogę oskarżyć kobietę o molestowanie, jeśli np. klepnie mnie w tyłek? Czy ktoś będzie mi wtedy współczuł? Raczej nie. Spodziewałbym się pogardliwych uśmieszków. Co mam w takiej sytuacji zrobić, jeśli sytuacja się powtarza mimo moich sprzeciwów? Jeśli użyję siły (nie chodzi mi o bicie, ale np. zwykłe złapanie za rękę i odepchnięcie od siebie), to pewnie dostanę łatkę tyrana. Jeśli w dosadnych słowach powiem, że ma się ode mnie od...czepić, to będę chamem i prostakiem. Jeśli tak samo zachowam się wobec kobiety, to prawdopodobnie bez problemu wygra sprawę sądową. Podobnie ma się sprawa z gwałtami. Sam gwałt jest czynem okrutnym i nie wiem, jakim bydlakiem trzeba być, żeby się tego dopuścić. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni, przeżywają po tym straszną traumę, ale kto uwierzy mężczyźnie, jeśli ten zgłosi się na policję? Kto potraktuje go z należnym współczuciem? Zdaję sobie sprawę, że kobiety w takiej sytuacji też mogą się spotkać z kompletną znieczulicą, ale w przypadku mężczyzn jest ona dużo bardziej prawdopodobna. Oczywiście gwałty na mężczyznach zdarzają się znacznie rzadziej, ale jednak się zdarzają.

          Są różne sytuacje, gdy ze względu na płeć jesteśmy różnie postrzegani. Jeśli widzę płaczącą kobietę, to w pierwszym odruchu mam ochotę podejść, pocieszyć, przynajmniej na chwilę otoczyć opieką. Za chwilę włącza się rozsądek i zastanawiam się, co dokładnie się stało, ale pierwszy odruch jest taki, jak napisałem powyżej. Co się dzieje w naszych głowach, gdy widzimy płaczącego mężczyznę? Myślimy sobie, że to jakiś mazgaj albo stało się coś naprawdę poważnego. Zupełnie inaczej obie płcie są postrzegane w tak odrażającym zjawisku jak pedofilia. Wyobraźcie sobie, że dziecko wraca z przedszkola i mówi, że Pan dotykał jego siusiaka. Co sobie pomyślicie? Co zrobicie? Od razu nasuną się podejrzenia, że to pedofil, zadzwonicie do dyrekcji przedszkola i na policję, żeby przesłuchać podejrzanego i wyciągnąć konsekwencje. A jaka będzie wasza reakcja, kiedy dziecko przyjdzie do domu i powie, że Pani dotykała jego siusiaka? Spora część z was, a może nawet większość nie dostrzeże zagrożenia. Przecież kobieta nie może być pedofilem. Pewnie pomagała mu się umyć czy ubrać po skorzystaniu z toalety itp. Wg statystyk kobiety stanowią ok. 10% pedofilów, co stanowi bardzo mały odsetek, ale skrzywdzonemu dziecku statystyki są raczej zupełnie obojętne. Z drugiej strony ojciec, który na kilka dni zniknie z domu i pójdzie w pijacki ciąg, nie jest postrzegany aż tak krytycznie jak matka. Nawet, jeśli pozostawi dzieci zupełnie bez opieki. Gdzieś w naszej świadomości cały czas pokutuje ten mit matki polki i zrobienie przez matkę czegoś takiego jest dla nas absolutnie niewybaczalne. Ojciec spotka się z potępieniem, ale nie aż takim.

        Podobnie wygląda sprawa przemocy. Kobiety są postrzegane jako słaba płeć, więc mężczyzna podnoszący na nie rękę jest automatycznie katem, a ona ofiarą. Osobiście przemoc potępiam poza samoobroną, a wtedy płeć napastnika jest dla mnie bez znaczenia. Oczywiście inaczej powinna wyglądać taka samoobrona, jeśli drobna kobieta zaatakuje mnie gołymi rękami, a inaczej, jeśli będzie miała w ręku jakieś niebezpieczne narzędzie. Wg mnie w tym drugim przypadku osoba broniąca się powinna mieć prawo użycia wszelkich dostępnych środków w obronie swojego zdrowia lub życia. Nawet jeśli skończy się to poważnym uszczerbkiem na zdrowiu lub nawet śmiercią, to już problem atakującego. Cios zadany np. nożem ma takie same konsekwencje niezależnie od płci napastnika. Oczywiście wszystko wygląda inaczej, kiedy to mężczyzna jest ofiarą przemocy ze strony kobiety. Jeśli nic z tym nie zrobi, to będzie mięczak i pi...da, a jeśli stanowczo zareaguje i jeszcze przy tym użyje siły, to jest katem i tyranem. Uważam, że jeśli w związku występuje przemoc, to trzeba odejść. Zwłaszcza, jeśli nie ma w tym dzieci. Wtedy sprawa się komplikuje, ale trzeba zrobić wszystko, co możliwe, żeby zostawić agresora i zabrać dzieci ze sobą. 

       Tutaj chciałbym poruszyć kolejny temat, a mianowicie przyznanie opieki nad dzieckiem. W Polsce praktycznie z urzędu opieka nad dziećmi zostaje przyznana matce. Stereotyp matki - polki został zakorzeniony tak głęboko, że wielu Sędziów czy może Sędzin nie bierze pod uwagę, że może dziecko powinno zostać z ojcem. Czy ważniejsze jest to, żeby dziecko zostało z matką czy to, żeby zostało z lepszym z rodziców? Czy ktoś bierze w takiej sprawie pod uwagę opinię dziecka, ktoś kieruje się jego dobrem? Nie. Ktoś kieruje się stereotypem, czasami będąc całkowicie przekonanym, że to jest dla dziecka najlepsze. Zdarzają się żony, które chcąc jak najbardziej pogrążyć męża lub dostać jak największe alimenty, kłamią w żywe oczy na sali sądowej, obracają dziecko przeciwko ojcu, który być może patrzy na nie po raz ostatni, bo Sąd zakaże mu wszelkich kontaktów z rodziną, zasądzając przy tym alimenty w odpowiedniej wysokości. Czy to jest jeszcze równouprawnienie? Nie. To wynikający ze stereotypów przywilej, przez który cierpią ojcowie i ich dzieci. Całkiem możliwe, że w przypadku rozwodów większość dzieci powinna zostać z matkami, ale statystyki nie mają tu znaczenia. Dziecko powinno zostać z tym rodzicem, który zapewni mu lepszą opiekę.

     Przypomniały mi się jeszcze dwie sytuacje, o których chciałbym tu napisać. 

W moim miejscu pracy stołówce jest plakat jakiejś organizacji pomagającej kobietom nadmiernie kontrolowanym przez swoich partnerów. Taki partner cały czas przegląda jej garderobę, żeby wiedzieć, co sobie kupiła, wydziela jej pieniądze, a w razie, jak kobieta okazuje mu brak szacunku, to przysłowiowo przykręca jej śrubę. Mi nasunęły się dwie refleksje. Pierwsza to taka, co by było, gdyby odwróciły się role? Gdzie mężczyzna mógłby zwrócić się o pomoc? Druga to taka, czym spowodowane są takie zachowania mężczyzn. Może ona nie potrafi w odpowiedzialny sposób dysponować swoimi pieniędzmi, wydaje wszystkie pieniądze na jakieś bzdury, a on ze swojej wypłaty musi opłacić rachunki i wyżywienie. Może poza tym jest nawet wspaniałą żoną i matką, ale nie potrafi kontrolować swoich wydatków i co wtedy? Pozwolić jej na trwonienie wszystkich pieniędzy? Co zrobić, jeśli ona naprawdę go obraża i okazuje kompletny brak szacunku? Nie mówię o fizycznej czy psychicznej przemocy, ale co robić w takiej sytuacji? Dla mnie odpowiedź jest tylko jedna: odejść. Ale jeśli ktoś będzie chciał ratować taki związek, to ma z uśmiechem na ustach patrzeć, jak partnerka wydaje wszystkie swoje oszczędności i w ogóle go nie szanuje, zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, które samo sobie nie potrafi wyznaczyć żadnych granic? Co wtedy? Czy jakakolwiek zdecydowana reakcja ze strony mężczyzny jest już nadużyciem i kobieta ma prawo to zgłosić na policję?

Druga sytuacja miała miejsce kiedyś dość późną nocą, kiedy wracałem z jednego koncertu. To była ta godzina, kiedy w Irlandii zamykają wszystkie knajpy. Centrum miasta jak co tydzień przeżywało wysyp tzw. błędnych rycerzy i tak samo błędnych księżniczek. W przeciwieństwie do wielu z nich byłem prawie trzeźwy. W pewnej chwili zauważyłem, że jakiś chłopak wyzywa i popycha dziewczynę. On ledwo trzymał się na nogach, więc bez problemu mógłbym go spacyfikować. Ale że daleko mi do rycerza na białym koniu, który bez zastanowienia próbuje ratować damę z opresji (damę może i bym ratował, ale ona wcale nie była trzeźwiejsza od chłopaka), to postanowiłem obserwować dalszy rozwój wydarzeń. Co się okazało? Chłopak odpychał od siebie dziewczynę, która rzucała się na niego z pięściami jak zwykły uliczny chuligan. Gdyby chciał, mógłby bez problemu pozbawić ją przytomności, ale na tyle panował nad sobą, że odpychał ją od siebie i niezbyt kulturalnie dawał do zrozumienia, żeby sobie poszła. Nie widziałem powodu, żeby się wtrącać. On sam dawał sobie radę, a ona... Dla mnie napastnik jest napastnikiem bez względu na płeć. Poza tym zdarzają się niewiasty, które w poczuciu bezkarności prowokują lub wręcz atakują mężczyzn, bo przecież "kobiet się nie bije". Jeśli mężczyzna odpowie na atak siłą, to będzie tyranem i damskim bokserem, a jeśli pozwoli się atakować, to będzie mięczak, bo "babie się daje".

 

Tak więc gdzie jest granica między równouprawnieniem a przywilejami czy dyskryminacją. Te zjawiska przenikają się nawzajem, co jest związane z istniejącym stereotypami dotyczącymi płci i różnicami biologicznymi. Mężczyźni są zazwyczaj silniejsi fizycznie, ale to kobiety rodzą dzieci i karmią je piersią i zdecydowanie są bardziej potrzebne dziecku w pierwszych miesiącach jego życia. Czy walka kobiet o własną godność została sprowadzona do niedawnego Marszu Szmat? Wierzę, że nie. Że to są tylko nieliczne wyjątki, które myślą, że coś w taki sposób osiągną poza ogólnym zniesmaczeniem, tak samo jak przeciwnicy aborcji rozwieszający plakaty ze zdjęciami martwych płodów. Wiem, że są wartościowe kobiety, które mają swoją godność i domagają się szacunku, a nie przywilejów. Często nawet nie muszą się tego szacunku domagać, tylko po prostu go zyskują swoją godną do naśladowania postawą. Wiem też, że są też wartościowi mężczyźni, którzy potrafią takie kobiety docenię. Że w razie niepowodzenia potrafią rozstać się w atmosferze wzajemnego szacunku, kierując się przede wszystkim dobrem dzieci. Oby jednych i drugich było jak najwięcej.