JustPaste.it

Klon

Czasy się zmieniają,a wspomnienia pozostają

Czasy się zmieniają,a wspomnienia pozostają

 



 

I



 

 

 

Iskrzyły barwami jesieni rzędy młodych klonów i ziemia szara złociła się ich urodą. Niebieskie niebo, białe obłoki i siwy dym palących się torfowisk uzupełniały głębię tej kompozycji. Siedziałem pod drzewem z ojcem, grzyby pachniały w koszyku, a złote liście w dłoni szeleściły

– drzewa jak ludzie mają duszę, czują ból i radość, tylko dłużej żyją od nas i umierają, stojąc – mówił ojciec patrząc na  liście w moich dłoniach

– A teraz co robią?

– Żegnają lato, mają swój los i swoje miejsce na ziemi, odpowiedział.

Szliśmy dalej, a rzędy klonów czerwieniły , świeciły się śród nich żółte liście brzóz, a do chatki ciotki było jeszcze daleko, słoneczny dzień towarzyszył nam .w długim krążyliśmy po leśnych dróżkach, nim pokazał się na wzgórzu słomiany dach, z komina unosiły się kłęby dymu.

. Dom ciotki był duży,zbudowany z grubych belek. Okna rzeźbione barwnymi ptakami przyciągały z daleka wzrok, a dym pachniał jałowcem. Drzwi otworzyła na oścież ciocia, aż róg łosia na nich zakołysał . Mąż poprowadził konia na łąkę, zaraz wróci-powiedziałazapraszając nas do srodka izby.

– Postawiła na stół gliniany garnek i drewniane kubki. Częstujcie się, mleczko chłodne – powiedziała i myknęła do kuchni. Piłem patrząc na drewniane rzeźby, głuszce, rysie i rude wiewiórki.terczały na scianach-to dzieło sztuki wujka-wyjasnił ojciec

Skrzypnęły drzwi i na progu stanął wujek , witajcie powiedział,ścisnął rękę ojcu, mnie podniósł aż pod sufit.

Ładnie u nas,duży las, obok rzeczka, żyć i nie umierać i gdyby nie bolszewiki byłoby jak w raju– powiedział, Ciocia smażone borowiki i butelkę samogonki postawiła na stol.Pamiętam,jak potem chodziliśmy po brzegu rzeki, wiła się wśród złocących się zagajników, w bagiennych zatoczkach brodziły siwe czaple i ganiały się stada kaczek, roztaczały się czarodziejskie pejzaże jesieni. Lłuchaliśmy opowieści o mądrych bobrach i ich budowlach. W zaroślach olszyny pokazał nam legowisko wilków .

Wydawało się, że człowiek nigdy tam nie był. Pod stopami trawa syczała i unosiły się niebieskawe bąbelki, a ziemia jakby stękała. To torfowiska, w nocy po nich biegają świetliki, a ludzie mówią, że duchy harcują. I dlatego tu raj dla zwierząt i ptaków. Unikali tych miejsc granatowi policjanci, nie wchodzą też enkawudziści. Wypita wódka dawała animuszu, zaczął opowiadać o swoim ojcu.

Z wojny Polsko–bolszewickiej wrócił kulawy,ale gajowym w lasach bratanka Piłsudskiego został

Był znawcą przyrody, do pięt jego nie doroslem – powiedział i uszczypnął mnie w policzek. Każde zwierzę, każdego ptaka po głosie poznawał i rozmawiał z nimi. Tam, wskazał, za ścianę stuletnich sosen, niedaleko czarnego stawu wył, żałobnie i trwożnie nasladując , donośny wilczy głos ojca leciał aż na drugi brzeg jeziora. I w lesie wiedzieli, że to wyje najsilniejszy przywódca stada – powiedział dumnie.

W milczeniu, łamiąc w ręku suchą gałąź sosny, prowadził w kierunku gęstych klonów, a potem powiedział w smutnej zadumie"bardzo kochał te drzewa ojciec" –Sadził je z matką przed wojną bolszewicką. W nagrodę dał dziedzic dubeltówkę i 30 złotych. Za pieniądze kupił krowę i konia. Dubeltówkę zabrał komisarz rejonowy, a zwierzęta kołchoz, zostawili wspomnienie. Na Syberię za stary – powiedzieli.

Na leśnej polanie miał pasiekę,na skraju lasu sadził ziemniaki, siał owies, a teraz leży na tym pogorku -oznajmił i poprowadził nas do niego w milczeniu. Przy grobie-wielkim kurhanie zdjął czapkę i powiedział |prosił – „zamiast krzyża posadzicie nad grobem klon". Spełniłem prośbę, mój ojciec wtedy objął go, zachodzące słońce liście klonu niby znicze złotem zapałalo ,spadały cichutko i zakrywały kurhan kolorowym kobiercem jesieni .To żywy pomnik ,lasy wiecznie spiewać mu będą- powiedzial ojciec . Wujek postawił zbutelkę gorzałki - wypijemy na pohybel naszych wrogów. Był to początek 1940 roku, a toast spełnił się dopiero za rok, sowieci zmykali przed Niemcami, w głąb Rosji.