JustPaste.it

Kto i dlaczego naprawdę rządzi w demokracji?

Państwo rządzone przez nominalnie suwerenny naród jest jak wielka tępa i bezwolna masa ludzka o charakterze bezmyślnej, ale wielkiej magmy.

Państwo rządzone przez nominalnie suwerenny naród jest jak wielka tępa i bezwolna masa ludzka o charakterze bezmyślnej, ale wielkiej magmy.

 

images?q=tbn:ANd9GcSOsDcVsnm-FDIALP2LmnwflhDA1heudgyUalWXtjIiWa2ctdgO

W zasadzie już nikt, nawet wysocy oficjele eurodemoliberalnego systemu politycznego, nie twierdzi, że zachodni system liberalnej demokracji funkcjonuje prawidłowo. Można wymieniać wiele jego bolączek, zaczynających się do fikcji demokratycznej legitymizacji władzy i samej zasady reprezentacji, przez załamanie gospodarcze i zbliżający się krach finansów publicznych. Mało kto już lekceważy zagrożenie, gdyż zbliża się widmo katastrofy gospodarczej, potem idącej za nią politycznej, a wszystko zakończyć się może triumfalnym pochodem neokomunistów i neonazistów.

I jakie rozwiązania proponują ośrodki demokratyczne? Coraz częściej słychać gromkie hasła i zapowiedzi konieczności „poszerzenia” lub „pogłębienia” demokracji, „zbliżenia” władzy z suwerennym ludem (z czego wniosek, że do tej pory nie był „suwerenny” i władza podchodziła doń olewczo). Pomijając już absurd wiary, że deficyt budżetowy może zostać zmniejszony dzięki częstszym wyborom do parlamentu, warto zwrócić uwagę, że podstawowym mankamentem demokracji jest właśnie fakt, że ludzie głosują zbyt często.

Z punktu widzenia logiki sprawowania władzy nie ma ustroju lepszego niż monarchia absolutna. Oczywiście poszczególni monarchowie mogą być rozmaici – lepsi, gorsi, źli, znakomici – ale system ten zapewnia przejrzystość władzy suwerennej. Jest oczywiste, kto podejmuje decyzje, kto je egzekwuje, kto musi się rumienić, gdy coś się nie udało; w skrajnych przypadkach buntu rebelianci nawet wiedzą, komu ściąć głowę. Podstawowy problem demokracji polega na tym, że tutaj zupełnie nie wiadomo, kto rządzi, o ile tylko przestaniemy powtarzać absurdy o jakimś „suwerennym ludzie”. Naród zawsze wyłącznie asystował przy procesach rządzenia. Tak było, jest i będzie. Ogół nie wykazuje stosownego zainteresowania polityką, aby móc podejmować racjonalne decyzje polityczne czy wyborcze. Przeciętny człowiek polityce poświęca 10 minut w tygodniu. Nie mam do ludu o to pretensji, gdyż zadaniem ludu jest właśnie być ludem. Dlatego jego decyzje muszą być irracjonalne. Gdyby było inaczej, to wszyscy magicy od marketingu politycznego, pijaru, wizażu itd. dawno straciliby pracę.

Ogół nie tylko polityką się nie interesuje, ale i nie zna się na niej: widzi obrazki, reportaże, newsy – dostrzegając, jak się kto uśmiechnął, kto ma czerwony nos, kto abstynent, a kto po ciężkiej nocy. Suwerenny lud przypomina rodzaj politycznej magmy czy – używając języka starożytnych stoików – „pneumy”, która przepełnia świat. Problem tylko w tym, że ta magma nie posiada własnej woli, nie ma wiedzy, nie ma dostępu do informacji, przede wszystkim zaś nie posiada politycznego rozumu. Kieruje się prostymi instynktami, namiętnościami i kliszami podsuwanymi jej przez polityków i media. Innymi słowy: rządy w demokracji nie są sprawowane przez żaden suwerenny naród, lecz przez tych, którzy znają techniki kształtowania opinii publicznej oraz posiadają media masowego rażenia, aby swoje techniki, produkty specjalistów od marketingu politycznego i prymitywne hasła podawać irracjonalnemu narodowi.

Własne idee kształtuje się jako sympatyczne, nowoczesne, postępowe itd., idee strony przeciwnej zaś przedstawia się jako faszyzm i ciemnogród (lub odwrotnie – w zależności od segmentu elektoratu, jakim interesuje się dana klika).

Państwo rządzone przez nominalnie suwerenny naród jest jak wielka tępa i bezwolna masa ludzka o charakterze bezmyślnej, ale wielkiej magmy. Wieczne prawa socjologii polityki są jednak bezlitosne: nigdy nie rządzą „wszyscy”, tylko zawsze rządzi elita. W jej skład wchodzą politycy, właściciele mediów, dziennikarze kształtujący nastroje społeczne, bankierzy i wielcy przedsiębiorcy finansujący polityków. Dość trudno jednoznacznie tę grupę zdefiniować, a nawet określić jej skład czy oszacować liczebność. Ten skład jest płynny i – jak wszystko w demokracji – zbliżony do magmy. Karol Marks próbował nazwać ją mianem „burżuazji” lub „kapitalistów”, poprzez sprowadzenie wszystkiego do mianownika własności; radykalni antysemici próbują ją opisać jako „Żydów”, tak jakby wszyscy politycy, bankierzy i dziennikarze byli Żydami. Każde uproszczenie tego rodzaju jedynie bardziej zaciemnia niż wyjaśnia, ponieważ próbuje wytyczyć tę grupę za pomocą jednego kryterium. Dlatego problem lepiej oddaje antyczne greckie pojęcie „oligarchii”.

Dlaczego nieliczne oligarchie panują nad wielomilionowymi masami suwerennego ludu? Jak to możliwe? To bardzo proste: lud-pneuma jest pozbawiony nie tylko rozumu politycznego, ale i organizacji. To bezmózga politycznie masa, nie mająca jednego ośrodka koordynującego interesy. Jego możliwości organizacyjne uniemożliwia zbyt wielka liczba. Mniejszości nie mają tego problemu, gdyż tworzą się i koordynują działania dzięki temu, że ich członkowie znają się osobiście. Dlatego w konfliktach klasycznego kapitalizmu przedsiębiorcy byli lepiej zorganizowani niż robotnicy, a Żydzi lepiej niż nacjonaliści. Dziś homosie są lepiej zorganizowani i przeważają w mediach nad heterosami dlatego, że znają się i wspólnie planują działania. Heteroseksualna masa jest wielka, liczna i bezbronna wobec tej obyczajowej agresji. Teraz łatwo nam zrozumieć, dlaczego na magmowaty charakter współczesnych demokracji sami demokraci proponują nam „poszerzenie” i „pogłębienie” tego ustroju. Im więcej wyborów, tym bardziej zorganizowana mniejszość uzyskuje przewagę, a niezorganizowana większość jest bezradna.

Innymi słowy: na kryzys demokracji w postaci postępującego spadku zaufania do klik politycznych te same kliki proponują nam rozwiązanie jeszcze bardziej wzmacniające ich władzę. Magma nabierze coraz bardziej magmowego charakteru, a lud odzyska zaufanie do rządzącej elity, gdy jeszcze częściej będzie na nią głosował. Czy więc jest jakieś lekarstwo na choroby demoliberalizmu? Nie ma innego niż wycięcie ropiejącego wrzodu. Rewolucja francuska nie zrównoważyła budżetu

Zrobił to dopiero Napoleon – wojskowy, który doszedł do władzy siłą…

 

Źródło: Adam Wielomski