JustPaste.it

"Pomarańczowa" rewolucja w Turcji

W zamieszkach w Turcji użyto trującego „pomarańczowego gazu”. Gen Polko: Takie eksperymentowanie na ludziach nie mieści się w żadnych standardach

W zamieszkach w Turcji użyto trującego „pomarańczowego gazu”. Gen Polko: Takie eksperymentowanie na ludziach nie mieści się w żadnych standardach

 

1016010-1087265-16.jpg

„Pierwsze doniesienia o użyciu substancji chemicznych pojawiły się już w sobotę. Protestujący informowali, że policja używa niezidentyfikowanego pomarańczowego gazu, którego zapach znacznie odbiega od zwykłych gazów łzawiących lub pieprzowych. – Dym był pomarańczowy i powodował paraliż oraz wymioty – relacjonuje jeden z nich” - czytamy w dzisiejszej „Rzeczpospolitej”.

W Turcji w ulicznych zamieszkach używa się pomarańczowego gazu Agent Orange, preparatu zakazanego przez ONZ, używanego kiedyś w wojnie w Wietnamie przez Amerykanów. „Rzeczpospolita” informuje, że na ulicach, po jego zastosowaniu leży dużo martwych psów i kotów. Czy można, nawet zbuntowanych obywateli własnego kraju, taktować w taki sposób? To są nowe standardy?

- Takie eksperymentowanie na ludziach nie mieści się w żadnych standardach i jest to skandal. Jako, że jesteśmy z Turcją stowarzyszeni w NATO to powinniśmy na to zareagować. To, co się tam dzieje pokazuje i milczenie - pokazuje jak byśmy mieli stosować podwójne standardy etyczne. Na krótką metę może to „pomoże” Turkom, ale jak zaczniemy przechodzić nad tego typu zachowaniami do porządku dziennego to świat wartości zacznie się zawalać.

Rzeczpospolita” podaje, że stosowano wobec manifestantów gaz pieprzowy o podwójnym stężeniu.

- Jest to niedopuszczalne. Są to środki zbyt mocne, aby je używać w przestrzeni publicznej. Nie ma na to usprawiedliwienia. Jak to tłumaczyć? Okolicznościami? Nie.

Rozmawiał Jarosław Wróblewski

1016129-1087360-148.jpg

 

Demonstranci przypominają premierowi Erdoganowi o granicach jego autorytarnej władzy.

Czwarty dzień z rzędu trwały wczoraj demonstracje antyrządowe. Jest już jedna ofiara śmiertelna. W Ankarze policja użyła gazów łzawiących przeciwko manifestantom domagającym się dymisji premiera Recepa Tayyipa Erdogana. Przed wczorajszą podróżą do Maroka szef rządu zaapelował do obywateli o spokój, oskarżając „elementy ekstremistyczne" o wywołanie zamieszek.

– W ostatnich trzech wyborach wzrosło poparcie dla Partii Sprawiedliwości i Rozwoju. Partia wygrała też dwa referenda – przypomniał Erdogan. Dzień wcześniej potwierdził, że przy placu Taksim w Stambule, gdzie rozpoczęła się fala protestów, ma być wybudowany meczet. Wcześniej była mowa o budowie tam jedynie centrum handlowego.

O tureckim buncie „Rz" rozmawia z prof. Ilterem Turanem, politologiem z Uniwersytetu Bilgi w Stambule.

Czy plac Taksim 
w Stambule może się przekształcić w swego rodzaju turecki plac Tahrir? Czy prócz podobieństwa w nazwie obu tych miejsc dostrzega pan innego rodzaju paralele?

Erdogan sądzi, że dysponując większością w parlamencie, może robić, co chce

Prof. Ilter Turan: Nie sądzę, aby były. Nie można w żaden sposób porównywać tego, co dzieje się tutaj, z tym, co ponad dwa lata temu wydarzyło się w Kairze. W Turcji mamy do czynienia z funkcjonującą demokracją. Nikt nie kwestionuje, że rząd pochodzi z wyboru społecznego. Problem jednak w tym, że premier Erdogan wykształcił autorytarny system rządów i nie tai, iż inaczej pojmuje funkcjonowanie demokracji. Jest przekonany, że dysponując większością w parlamencie, może robić, co chce.

Robi to od wielu lat bez takiego rezonansu jak obecnie. Co się zmieniło?

Premier oskarża obecnie media o wywołanie demonstracji. Zwłaszcza portal społecznościowy Twitter. Nad takimi nośnikami informacji nie ma kontroli, którą przez lata uzyskał nad telewizją, używając różnych sposobów wpływu na treści prywatnych nadawców. Nieprzypadkowo większość stacji podąża linią rządową informacji polegającą na nieinformowaniu o protestach. Z wyjątkiem kanału znajdującego się w rękach partii opozycyjnej.

Demonstracje ogarnęły połowę tureckich prowincji. Zdarzają się ataki na biura partii rządzącej Erdogana. Sytuacja wydaje się wymykać spod kontroli.

Nie przewiduję upadku rządu. Nawet po ujawnieniu się różnic opinii w samym gabinecie Erdogana. W mojej ocenie nie należy się też spodziewać rewolucyjnych przemian. Jednak frustracji społeczeństwa nie da się zamieść pod dywan.

Turcja rozwija się za rządów Erdogana w błyskawicznym tempie. Nigdy jeszcze poziom dobrobytu narodu nie był tak wysoki jak obecnie. Jakie są źródła obecnej frustracji?

Bezpośrednią przyczyną było osobiste zaangażowanie premiera w budowę kompleksu handlowego na placu Taksim w Stambule, w miejscu publicznego parku. To tak jakby Donald Tusk pojechał np. do Poznania i decydował tam, gdzie co budować. To jedna sprawa. Inną jest, że demonstranci skandowali na placu Taksim slogan, który po polsku brzmi „na zdrowie", nawiązując tym samym do niedawnej ustawy zaostrzającej przepisy o handlu napojami alkoholowymi. Ustawa powstała szybko i bez należytej dyskusji społecznej. Takie działania nie wywołują zachwytu sporej części społeczeństwa dopatrującego się w tej ustawie próby wprowadzenie całkowitego zakazu alkoholu, jak w niektórych państwach islamskich. Sam premier dolał oliwy do ognia, występując w niedzielę w telewizji, gdzie nazwał alkoholikiem każdego, kto spożywa alkohol.

Premier Erdogan był od samego początku oskarżany o chęć islamizacji Turcji i odejścia od tradycji sekularyzmu i laickości państwa. Nic takiego nie nastąpiło.

Nie nastąpiło, ale inicjatywy premiera i jego ugrupowania zmierzają w tym kierunku. Weźmy zmiany w szkolnictwie i rozbudowę szkół islamskich. Tzw. imam hatip, czyli szkoły religijne, przyjmują już uczniów po czterech latach podstawówki, a więc po pierwszym etapie nauki. Dawniej można było w nich się uczyć dopiero po ukończeniu szkoły podstawowej, czyli po ośmiu latach nauki. Co więcej, w całym kraju powstaje coraz więcej szkół religijnych kosztem podstawowych, tych z pierwszymi czterema klasami. Wielu rodziców nie ma wyboru i zmuszonych jest do wysłania dzieci do szkół religijnych. W dodatku do programów wielu rodzajów szkół wprowadzana jest religia w rozszerzonym wymiarze jako przedmiot obligatoryjny. Cel jest oczywisty: islamizacja społeczeństwa.

Rozwojem sytuacji w Turcji i jej destabilizacją zaniepokojony jest Zachód, zwłaszcza USA i UE. Są zarzuty szczególnej brutalności policji w tłumieniu protestów.

Erdogan jest politykiem, który nie cofa się przed konfrontacją. Zapowiada na przykład, że może wyprowadzić na ulice więcej swych zwolenników niż demonstranci. Mogłoby mu się to udać, ale grozi to destabilizacją kraju. Turcja znajduje się w trakcie normalizacji relacji z mniejszością kurdyjską. Destabilizacja systemu politycznego cofnie ten proces o lata.

Nie należy się spodziewać próby destabilizacji ze strony Syrii?

Ogarnięta rebelią Syria udowodniła, że jest w stanie wywołać zamieszanie w Turcji . Nie przeceniałbym jednak możliwości wykorzystania obecnej sytuacji w Turcji przez Damaszek. Iran przygotowuje się do wyborów prezydenckich, a w interesie Izraela nie leży destabilizacja Turcji. Zresztą jesteśmy daleko od takiego scenariusza.

rozmawiał  Piotr Jendroszczyk

http://www.rp.pl/artykul/1015785,1016129-Erdogan-uzyl-broni-chemicznej-.html

 

 

 

Źródło: Jarosław Wróblewski, Piotr Jendroszczyk