JustPaste.it

Człowiek człowiekowi wilkiem a kiwi kiwi kiwi

Bycie emigrantem to ciężki kawałek chleba, przekonali się o tym nasi przodkowie od lat migrujący za pracą, pieniędzmi i lepszym życiem. Migrujemy bo taka jest nasza natura.

Bycie emigrantem to ciężki kawałek chleba, przekonali się o tym nasi przodkowie od lat migrujący za pracą, pieniędzmi i lepszym życiem. Migrujemy bo taka jest nasza natura.

 

 

Bycie emigrantem to ciężki kawałek chleba, przekonali się o tym nasi przodkowie od lat migrujący za pracą, pieniądzem i lepszym życiem. Migrujemy bo taka jest nasza natura, jesteśmy w ruchu bo bycie w ruchu to doświadczanie życia w jego czystej postaci.

 

Życie to ruch, ciągła zmiana, biologiczne reakcje chemiczne, przemiany fizyczne i wysoko zorganizowane sieci i cykle skomplikowanych i bardzo swoistych zjawisk. Jednym słowem, jest to proces. Proces ruchomy i w ruchu. Nie będzie tutaj dalszych dywagacji na temat ruchu i bezruchu, a o bezruchu jako formie przemieszczania się w przestrzeni napiszę innym razem.

 

Emigracja. To zjawisko jest tematem na dzisiaj. A właściwie to o fenomenie bycia emigrantem. Bo nie każdy jest emigrantem w pełnym tego słowa znaczeniu. Można sobie mieszkać poza granicami własnego kraju, ale są pewne cechy, które czynią emigrantem bardziej niż inne. Oto kilka z nich.

 

 Znajomość języka obcego.

Język obcy to potężne wyzwanie i aby poczuć się za granicą jak u siebie, trzeba ten dobrze opanować (język – tongue, dla wtajemniczonych: language). Tutaj zdania są podzielone, bo powszechnie autochtoni uważają, że ci co przyjeżdżają do ich kraju to muszą posługiwać się językiem płynnie. Ułatwia to sprawy urzędowe, zdrowotne i szereg innych jak na przykład komunikację z drugim człowiekiem. Druga opinia jest taka, że co ja będę się uczyć, jak ja czasu nie mam bo pracuję na rachunki i jeszcze odłożyć muszę na dom co go buduję to już w ogóle nie będę się pierdołami zajmować.

Rezultat rozumowania jest taki, że w zdaniu po angielsku używa się bezokoliczników bez ograniczenia a czas przeszły określany jest w czasie teraźniejszym. Głównym czynnikiem gwarantującym powodzenie takiej komunikacji jest cierpliwość i chęć słuchającego. Jest nieograniczona i aż dziw bierze, że da się taką mieszankę słów bez składu zrozumieć. Jesteśmy naprawdę inteligentnym narodem, sprawdzone, potwierdzone.

 

Traktowanie innego jak równego sobie.

 

Pisząc inny ma się tu na myśli drugiego człowieka. Jest to trochę o filozofii , mianowicie zahacza to o pytanie typu co powoduje, że jesteśmy ludźmi ( Mankind, dla wtajemniczonych: Human). Otóż z pozoru jest ciężko, ale można sobie odpowiedzieć bardzo szybko. O tym jakim jestem człowiekiem decyduje to, jak traktuję innych ludzi.

 

Jak dowodzą badania przeprowadzone przez śląskich naukowców z Zabrza, nie jest to takie oczywiste na emigracji. Przyjęło się za granicą pewnego kraju, żeby pytać:  how are you? Odpowiedź zazwyczaj powinna brzmieć: I’m fine, All right albo tylko małe ok, jeśli nie ma się zbytnio ochoty na dłuższa konwersację. Otóż dla niektórych emigrantów to nie jest wcale takie ok. Bo co do cholery obchodzi cię jak ja się mam? Przecież każdy wie, że jest do dupy a ja muszę jeszcze pracować, zapieprzać nadgodziny za najniższą krajową a i tak gówno z tego mam. To czemu te hał ar ju? Naprawdę obchodzi cię to? Bo ja mam w dupie jak ty łar ju, i dajcie mi wszyscy święty spokój.

 

To tylko tak na przywitanie, bo jest jeszcze tak zwana komunikacją międzyludzka określająca głębsze relacje. Weźmy tu dla przykładu przekaz w wariancie Polak – autochton, kiedy to ten drugi ma być odbiorcą komunikatu. Tutaj absolutnie nie używa się słów proszę i dziękuję ( dla wtajemniczonych : please, thank you). Wali się jak leci, czyli konkretnie i treściwie, a brzmi to po pobieżnym tłumaczeniu mniej więcej tak: Ty, ej, weź mi to przynieś, szybko to zrób, szybciej ju lejzi bastard. Jest to wersja okrojona, pozbawiona polskich słów pełniących funkcję przecinka, sformułowań typu:  o kurczę, ja cię nie mogę, ojej.

 

Zupełnie inaczej sprawa wygląda gdy rodak ma wypowiedzieć się do rodaka. Język powszechnie obowiązujący, czyli obcy schodzi na dalszy plan. Główną rolę pełnią przecinki, które przy okazji są również główną formą ekspresji emocjonalnej. Weź no kurde to i zrób tamto, kurde ale szybko bo ja tu jestem szefem a masz się słuchać, bo mówię, ojej, tak. Trudno niezmiernie jest wyrazić akcent tego tutaj przekazu, jest mianowicie szorstki by nie powiedzieć chamski i odrażający. To tak jakby japoński akcent tylko bez skośnych oczu i bardziej biały niż czarno biały.

 

Spędzanie czasu wolnego. Wakacje.

 

Tutaj panuje dowolność. Na wakacje należy pojechać w miejsce, w którym można pochwalić się pieniądzem i dobrobytem. Trzeba wybrać kraj drogi i najlepiej taki, gdzie można się poopalać ale  przed wyjazdem wypadałoby jednak odwiedzić solarium, żeby białą łydą nie wyróżniać się z tłumu aż tak bardzo. Jedzie się więc do Polski.

 

To taki kraj gdzie atrybuty typu biała skarpetka do sandała i szminka na zębach są na porządku dziennym. Nie należy się więc wstydzić nowej bluzy lonsdejla i butów najka po 10 funtów sztuka. Jeśli ktoś natomiast zwróci nam uwagę na szpan i każe wracać do obcego kraju, należy go pokonać jego własną bronią. Trzeba narzekać jak to źle jest na obczyźnie, koniecznie akcentując fakt pracy po godzinach w zakładzie,  w którym nie ma perspektyw na awans i w ogóle jak to źle tam traktują. 

 

Narzekanie na własny los we własnym kraju jest niezwykle popularne. Ludzie lamentują,  bo żeby pracować to trzeba mieć jakieś umiejętności i wykształcenie a i tak nie da się tyle zarobić co na uchodźctwie, bez absolutnej znajomości języka i żadnych kwalifikacji. Pali się i pije bo jest źle, bo wykorzystują.  Nie robi się przy tym absolutnie nic, żeby ten byt własny poprawić. Bo perspektyw i możliwości bracie nie masz, nie doświadczysz, smutek i rozpacz.

 

Nurt ten należy kontynuować i pielęgnować, gdziekolwiek na świecie przyjdzie nam spędzać urlop. Utyskujemy więc a to na pogodę, a to na ceny w supermarketach, i już koniecznie na niedobre jedzenie.

 

Nie należy się absolutnie cieszyć urlopem. A już nigdy przenigdy pod groźbą wyśmiania pod pręgierzem - być szczęśliwym.

 

Tych oto kilka cech czyni emigrantów emigrantami. Są to cechy wyselekcjonowane z najlepszej grupy docelowej z najdelikatniejszej tkanki pobranej z najwyższych szczytów szczytu absurdalnie wspaniałej emigracyjnej królewsko dostojnej coś tam.

 

Albo nie. W ogóle to bez sensu. Zapomnijmy o tym.

 

Emigranci z Polski to w ogóle skazani są na wieczne wygnanie i już. Co z tego, że napędzają koniunkturę własnego kraju wysyłając tam pieniądze, co z tego, że rodzą dzieci i budują domy. Zapomnijmy o nich. Nie radujmy się. Bądźmy nieszczęśliwi i umierajmy młodo. Człowiek człowiekowi wilkiem! Cheers!