JustPaste.it

Paleo i neo – czyli trzy litery i dwa oblicza telewizji

„Nie można przebywać w jednym miejscu bez końca. Nie udaje się to nawet tym, którzy są nieporuszeni - bo wtedy to świat zmienia się dookoła nich.”

„Nie można przebywać w jednym miejscu bez końca. Nie udaje się to nawet tym, którzy są nieporuszeni - bo wtedy to świat zmienia się dookoła nich.”

 

„Nie można przebywać w jednym miejscu bez końca. Nie udaje się to nawet tym, którzy są nieporuszeni - bo wtedy to świat zmienia się dookoła nich.” Ot i cała prawda ‘wyśpiewana’ została w tym jednym zdaniu przez Jodi Picoult w ,,Zagubionej przeszłości”. Jeśli zastanowimy się chociaż przez chwilę nad tą sentencją zauważymy szybko, że pasuje ona naprawdę do każdej sfery naszego życia, każdej, bez wyjątku. Przykład? Banalny – telewizja. Felieton gotowy do biegu – start! (Nie stójmy we wstępie bez końca, bo świat zmienia się dookoła nas nieubłaganie!) 26 sierpnia 1939 roku, Warszawa – eksperymentalna stacja telewizyjna z Mieczysławem Foggiem na czele dokonuje próbnej transmisji telewizyjnej, którą staje się film pt. ,,Barbara Radziwiłłówna”. Kolejne lata, kolejne zmiany, paleotelewizja rozwija się dość prężnie. (słabo kojarzącym w razie trudności ze słowem na ”p” radzę skojarzyć ‘paleo’ z epoką kamienia łupanego – telewizja w tym czasie też była jak ten kamień – raczej sztywna i mało ogładzona). Ale zajmijmy się konkretami, geografia poczeka. Paleotelewizja miała proste zasady, z prostej przyczyny – sama była prosta. Dwa seriale na krzyż, jeden teleturniej, dwa wywiady i dobranocka. Dla każdego coś miłego, bez rewelacji, ale w umiarze tkwi urok – czyż nie? Gość z wywiadów w programie był naprawdę gościem – otoczony szacunkiem, należycie przyjęty, równał się z papieżem (może poza całowaniem rąk). Co więcej telewizja pośredniczyła jedynie pomiędzy nadawcą, który wychowywał, poprzez wiedzę przekazywaną w programie a odbiorcą, który tej wiedzy był żądny. Proporcje były zachowane, każdy wiedział kim jest i jaką ma rolę w całym tym procesie, technika nie pozwalała na połączenie ról czy ich zamianę i w ten prosty sposób każdy znał swoje miejsce w świecie i wszyscy byli szczęśliwi – gospodyni programu szczerząca zęby do kamery i my – w klubie siedzącego kartofla (czyt. na kanapie z chipsami i pilotem w ręku). 13 marca 1990 roku – do Polski dociera, dziś już przez wszystkich znana, nie przez wszystkich lubiana, MTV. W związku z tym przełom i wszystko naraz, bo przypłynął do nas wielki świat zza oceanu. I tak nastał kres paleo a zawitała neotelewizja. Neo, neuf, new – przymiotnik działający cuda – dodany na początku jako przedrostek wzbogaca wyraz o dużo więcej niż 3 (bądź 4) dodatkowe litery. Wraz z nazwą zmienia się dosłownie wszystko – odbiorca nie jest już jedynie biernym organizmem zalegającym na kanapie, staje prawie obok prowadzącego i w ten sam wypracowany sposób szczerzy zęby. Nie liczą się informacje, które chce nam przekazać nadawca, liczy się opinia widza na ten temat, jego poglądy, ON. Sms-y, maile, czaty, rozmowy telefoniczne, zaczepianie na ulicy. I nawet jeśli kończy się to jedynie wydukanym: ,,Panie, mnie polityka nie interesuje, do zoo to w każdej chwili pójdę, Panie” to jest to żądana informacja. Nic nie wniosła, niczego nie nauczyła, ale przecież jest i tyle w temacie. Co gorsza gości zapraszanych do studia zrzuca się z papieskiego piedestału – usadza cicho w kątku, często nie pozwalając na zbyt głębokie wynaturzenia na zadane pytanie. Studio przypomina wnętrze każdego mieszkania, czyli ‘kwiatek tu, kwiatek tam, papierów stół cały mam’, a gość to jedynie element towarzyszący wspólnemu biesiadowaniu. Nie oczekujemy od niego informacji, a jedynie obecności, uśmiechu, podnoszenia od czasu do czasu filiżanki z kawą (i to o ile kamera nas w tym momencie namierza). ‘Wszystko i nic’ to kolejna zasada neotelewizji. W najprostszym programie śniadaniowym mamy już full wypas i jeszcze więcej. A chociaż program trwa niecałe dwie godziny zdążą się w nim przewinąć wszystkie sfery naszego życia – gotowanie, stosunki międzyludzkie, biznes, urządzanie mieszkania, ćwiczenia na piękne ciało, najnowsze trendy modowe, najlepsze hospicja i 38 pomysłów na to jak być szczęśliwym. Zasada jest niezmienna – każdy ma znaleźć coś dla siebie, a nadawca musi to wykombinować w taki sposób, żebyśmy czekając na konkretny materiał, obejrzeli i pozostałą resztę. Jestem pewna, czy zdanie z samego początku jest słuszne. Nie wiem tylko na pewno, czy każdy człowiek, CHCE żeby świat ewoluował bez jego udziału. Słusznym jest, że stanie w jednym miejscu nie przynosi nic dobrego, cofamy się wyobcowując z kręgu danej kultury, ale tak samo słusznym jest fakt, że gnanie na „łeb na szyję” z postępem też nie zawsze kończy się sukcesem, tak jak w przypadku telewizji. I może nie będę postępowa i może będę totalnym przeciwieństwem zdania na początku, ale szczerze mówiąc chyba wolałabym oglądać w telewizji jedną szczerzącą się niemiłosiernie biało - czarną panią niż grono skaczących wokół kamery „aktorów” w rolach niczym nie różniących się od zachowania małp, bo jak słusznie zauważył pan zaczepiony na ulicy - ,,do zoo to ja sobie w każdej chwili pójdę.”