JustPaste.it

Rzecz o odchudzaniu

Chciała się odchudzać. Miała wzniosły plan. Chciała zacząć już dziś, teraz, w tej chwili. Coś jednak zaczynało zmieniać się w jej życiu. Jeszcze wczoraj wszystko, co powinna była zrobić dziś, robiła jutro, ale dziś - dziś miał nastąpić kres jutra i koniec jego celebracji, kres bicia pokłonów temu dniu. Koniec, koniec.

Wszystko zawsze odbywało się od jutra, to znaczy miało odbywać się od jutra, ale jakoś dziwnym trafem, a może właśnie nie dziwnym, tylko naturalnym biegiem zdarzeń jutro nie nadchodziło wcale. Znikające jutro, to znaczy niepojawiające się. Tak więc:

Od jutra brała się za czytanie książek, czego wcale nie czyniła. Książki pozostawały zakurzone na półkach. Od jutra zaczynała układać skarpetki, co w konsekwencji, a może z powodu braku konsekwencji, prowadziło do niczego. Był nieład i nieład pozostawał. Chciałoby się napisać burdel, no ale po co się pogrążać. Od jutra miała rozpoczynać bieganie, ale wciąż siedziała na kanapie. Od jutra rezygnowała ze słodyczy i przerzucała się na marchewki. Od jutra rezygnowała z marchewek i przerzucała się na wodę. Od jutra odstawiała wodę i zaczynała żywić się powietrzem. Zawsze mogła żyć miłością, ale jakoś nie miała do tego głowy. Więc jadła słodycze, podgryzała marchewki, i piła wodę mokrą, niegazowaną. Wszystko w jej życiu miało dziać się od nienastępującego nigdy jutra. Wszystko miało zmieniać się od jutra. Wprawdzie było kilka rzeczy, które działy się już, ale one nie miały aż tak wielkiego znaczenia. Ot proza życia codziennego – siku, internet, mycie zębów, nóg...- to niczego nie zmieniało.

Dziś jednak jej życie miało ulec zmianie. Miało obrócić się o 180 stopni, o tyle, ile wynosi suma kątów w trójkącie. Zmienić życie o cały trójkąt, toż to było nie lada wyzwanie, nie lada osiągnięcie. Powinna była być z siebie dumna.

Zmienić życie o cały trójkąt. Jaki? Lubiła równoboczny. Wszystko, co równe, kształtne od zawsze wzbudzało w niej zachwyt. Dlatego też równoboczny.

Zmienić życie o sumę kątów w trójkącie. O pole trójkąta. O jego obwód, nie pomijając jego wysokości.

Dużo?

Mało?

Bardzo dużo, tym bardziej, że od wielu lat jej życie zamiast choć trochę się obracać, wciąż stało w miejscu. Stało bez ruchu, było jak w marazmie, nawet nie uczestniczyło w chocholim tańcu, biernie stało i przyglądało się innym życiom, i najgorsze było to, że tego marazmu nie można było racjonalnie usprawiedliwić. Bo niby dlaczego stało i gapiło się na innych, zamiast patrzyć na siebie, przed siebie? Bo tak. Co to w ogóle za usprawiedliwienie. Można byłoby wytłumaczyć się kryzysem, ale po co? I tak już o wiele za wiele niepowodzeń oskarżany i odpowiedzialny był kryzys, i teraz jeszcze to. Niepotrzebny balast na barkach kryzysu.

Tak więc postanowiła zmienić swoje życie. Postanowiła zacząć się odchudzać. Dla kobiety wygląd zewnętrzny, waga to dość istotne aspekty, może nie najważniejsze, może nie na tyle konieczne jak na przykład, konieczność podania długości boku trójkąta w celu obliczenia jego pola, ale to wszystko miało znaczenie. Tak jak kasa ma znaczenie i nowe adidasy.

Odchudzanie nie jest sprawą łatwą, ani też błahą jak na przykład przeprowadzenie kolejnej rewolucyjnej reformy, dajmy na to edukacyjnej. Bo tak, reformę tylko się wymyśla. No niby odchudzanie też musi pojawić się najpierw w zamyśle, ale później to już dzieje się inaczej. Na początek załóżmy, że odchudzanie wychodzi tymi samymi drzwiami co reforma – rewolucyjna reforma. Tylko później ich drogi się rozchodzą. Bo o ile rewolucyjna reforma wchodzi w życie bez planu, to już odchudzanie opiera się przede wszystkim na planowaniu. Dlatego też reforma jest sprawą łatwą, błahą i, należy dodać, ostatnimi czasy kończy się niepowodzeniem. A odchudzanie? No właśnie, w odchudzaniu nie bierze się pod uwagę niepowodzeń. To znaczy niepowodzenia nie mogą zaistnieć, bo już na początku planowania zostają wykluczone, w końcu odchudzanie jest dopracowane co do plasterka kiełbasy, której nawet od czasu do czasu nie można skonsumować, co do listka sałaty, którym można najeść się do syta. Mniam. Blee.

Odchudzanie jest sprawą poważną i trudną, przepełnioną wyrzeczeniami i zadaniami opartymi na odejmowaniu, ale też, nieco później na dodawaniu. Zaczyna się odjęciem z posiłków wszystkiego, co najlepsze. Czyli tak: zero masła, smalcu. Zero smażonego makaronu z jajkiem i ciągnącym się na długie kilometry serem. Zero makaronu z sosem śmietanowym. Zero lodów z bitą śmietaną. Zero czekolady, ciastek, ciasta, batonów, po prostu całkowita eliminacja cukrów, tłuszczów i węglowodanów. Za to do posiłków wprowadza się (dodaje) bogactwo zieleniny w tym trawy i szczawiu, bogactwo warzyw, owoców i wody – hektolitry wody w celu zrobienia żołądka w balona. Małe oszustwo, ale wielki cel, nawet można by rzec, że wzniosły.

Część pierwsza odchudzania sieje przerażenie i powoduje niepohamowaną chęć ucieczki, ucieczki w nieznane, albo wprost do fabryki czekolady. Tak, najlepiej do fabryki, by nażreć się do syta, a nawet trochę bardziej i więcej. Część pierwsza jest rygorystyczna – oj bardzo rygorystyczna, ale część druga jest nie mniej uciążliwa, bo do głodówki dochodzi wzmożony wysiłek fizyczny. Kopanie rowów w zmarzniętej ziemi. Przerzucanie worków z ziemniakami. Wyrywanie buraków. Ciągnięcie pługa. Noszenie samochodu na plecach, zamiast siedzenie w nim i przyczynianie się do chronicznego płaskodupia i rozrostu tkanki tłuszczowej. Odchudzanie polegać ma na eliminacji tłuszcz, a nie na zwiększaniu jego ilości, objętości, etc. Do tego dochodzi kilka ćwiczeń innego kalibru, nieco lżejszych, ale także istotnych, czyli jazda na rowerze, bieganie, skakanie, przysiady, skłony, skrętoskłony, zakrętoskłony, wykrętoskłony, rozkrętoskłony i wiele innych odmian skłonów. Nie lada wyzwanie, ale ona postanowiła mu sprostać.

Dlatego też podjęła nie łatwą decyzję o odchudzaniu. Postanowiła się odchudzać, ale nie od jutra, tylko od dziś. Od teraz, od tej chwili. Zatem wyrzuciła z szafek, szuflad i szafeczek słodycze, tłuszcze i wszystko to, co mogłoby pokrzyżować jej plany. Poza tym kupiła buty do biegania, samochód do dźwigania, rower do jeżdżenia, pług do ciągnięcia, łopatę do kopania, ziemniaki w workach do przerzucania. Zasadziła buraki, by później móc je wyrywać. Nabyła droga kupna skakankę, by móc przez nią skakać, a także śrubokręt, by móc skręcać, zakręcać, wykręcać i rozkręcać skłony. Szafy, szuflady, szafeczki i lodówkę zapełniła zieleniną, w tym trawą, mleczem, szczawiem, sałatą, kapustą, koperkiem, natką pietruszki, a także wodą, warzywami i owocami.

Wszystko dokładnie przygotowała. Wszystko zapięte było na ostatni guzik, nawet buraki już wyrosły i czekały na wyrwanie. Tylko...

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że nie było dobrze. Coś poszło nie tak. Mimo najszczerszych chęci, których miała cały wór, by poszło jak najlepiej, nie wszystko zadziałało jak miało zadziałać. Już miała sięgnąć po sałatę, już miała wdziać buty, chwycić w dłonie łopatę, napić się wody, przerzucić worek z ziemniakami, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Nie miała wyjścia, musiała otworzyć. Nie spodziewała się jednak najgorszego. Liczyła na łagodniejszy obrót zdarzeń. Liczyła na listonosza z rachunkiem za prąd. Obstawiała też sąsiada, który mógłby przybyć pożyczyć szklankę cukru. Ale nigdy, nawet w najśmielszych myślach nie spodziewała się ich. Oni zawsze pojawiali się w złych momentach, ale nie myślała, że i teraz się zjawią. Dlaczego miało być inaczej, dlaczego miało ich zabraknąć?

Dzwonek oderwał jej rękę od sałaty. Odrzuciła ją jak poparzona. Dziwne, zachowała się tak jakby zielona, przepełniona chlorofilem, zdrowa sałata, wyposażona była w broń poparzeniową. Głupia. Podeszła do drzwi. Szła wolnym krokiem, choć powinna była poruszać się nieco pewniej, szybciej, prężniej i z energią, w końcu się odchudzała – odchudzała od dziś. Uchyliła lekko drzwi, by sprawdzić kto to.

Dlaczego rodzice robią to swoim dzieciom? Dlaczego wszystko psują nadmierną troską, nadgorliwością?

Przynieśli tort urodzinowy, choć urodzin dziś nie miała. Miała za to rok temu, ale że tortu wtedy nie było, musiał pojawić się dziś. Akurat dziś. Nie jutro. Ot pokrętna logika. Przynieśli czekoladę, bo zapomnieli o dniu dziecka. Pojawiło się też wino, bo umknęły im gdzieś imieniny. Wór słodyczy, jako rekompensata za mikołajki. Przynieśli.... Czego oni nie przynieśli...Nie przynieśli sałaty, marchewki...

Chciała się odchudzać. Miała wzniosły plan. Chciała zacząć już dzisiaj. Nie zaczęła. Chciała zacząć jutro, od jutra i zaczyna – zaczyna od wciąż niepojawiającego się jutra...