JustPaste.it

„Katolicy” i Kościół w natarciu

Biorąc „katolików” w cudzysłów chcę pokazać, że nie chodzi o całą rzeszę wyznawców Jezusa, ale o szczególną ich grupę: „politycznych wyznawców Jezusa”.

Biorąc „katolików” w cudzysłów chcę pokazać, że nie chodzi o całą rzeszę wyznawców Jezusa, ale o szczególną ich grupę: „politycznych wyznawców Jezusa”.

 

Jest przecież oczywiste, że zupełnie jawny, w żaden sposób nieskrywany związek hierarchii kościelnej, publikatorów katolickich(prasa, radio i TV) oraz zgromadzeń i miejsc kultu z jedną partią polityczną, nadaje tej organizacji, wbrew, jak się wydaje, większości wyznawców, charakter stricte polityczny.

Że Kościół Katolicki jest organizacją polityczną i jak każda tego typu organizacja dąży do władzy, wpływów i zdobywania, powiększania dóbr materialnych, wiadomo od dawna. Twórca instytucji Kościoła Konstantyn Wielki powołał przecież tę instytucję (i ludzi) wyłącznie w celach politycznych. Po to aby utrzymać władzę. Ewangelię poukładał tak, aby wyznaczała prawa, ale przede wszystkim obowiązki poddanych wobec przedstawicieli, „pomazańców” bożych, czyli wobec siebie i swoich „kościelnych” urzędników – dostojników. A najlepszym dowodem, nie wymagającym nawet komentarza dla tych, którzy odrobinę zechcą się tym zainteresować jest fakt, że reguły, dogmaty i filozofia chrześcijaństwa ulegały zmianom, podporządkowując je potrzebom politycznym i ekonomicznym. Owe więc tzw. „prawa boskie”, czyli dogmaty, reguły… są dziś o całe lata świetlne odległe od założeń Konstantyna, i nie mają już niemal nic wspólnego z naukami „podmiotu” – Jezusa z Nazaretu, sensu filozoficznego zaistnienia i celu chrześcijaństwa.

W przeciwieństwie do dogmatów i reguł, pisma służące głoszeniu katolicyzmu (czy w ogóle chrześcijaństwa) są niemal niezmieniane. Najbardziej znane wyjątki to manipulacje Konstantyna u zarania zinstytucjonalizowania chrześcijaństwa, poprzez wybranie czterech, spośród kilkudziesięciu ewangelii, najbardziej pasujących do pogodzenia jego interesów i do „miękkiego” przejścia na chrześcijaństwo z ówczesnych wierzeń „pogańskich” (choćby kult Izydy zaadoptowany dla kultu Matki Boskiej). Czy też „modyfikacja dekalogu”, poprzez usunięcie sensu zawartego w fundamentalnym – pierwszym(!) przykazaniu.

W wyniku tego Kościół Katolicki, w relacjach: słowo pisane – działanie, reguły, pełen jest sprzeczności, paradoksów, absurdów i oksymoronów. Choćby „Majątek Kościoła”. Nie ma nic bardziej absurdalnego od zjawiska „majątek Kościoła” w relacji: majątek Kościoła – nauki Jezusa. To się po prostu absolutnie wzajemnie wyklucza, a nawet więcej, Jezus zwalczał wszelkie przejawy „majątku” świątyni i przedstawicieli wiary.     

Zawsze jednak, przynajmniej od XX wieku Kościół ową polityczność i co z tym idzie cele organizacji umiejętnie kamuflował, osiągał, albo próbował osiągnąć nie wprost. Zresztą w dalszym ciągu tak się dzieje w całym świecie, łącznie z krajami bardziej od nas katolickimi, np. w Ameryce Łacińskiej, czy na Filipinach. W Polsce jednak kurtyna została odsłonięta przez sam „polski odłam” Kościoła Katolickiego. „Polski odłam”, bo trend światowy Kościoła Katolickiego ulega zmiękczeniu, dąży do dogadywania się nawet kosztem ustępstw ze swojej strony. Dostrzega się bowiem na świecie, że jest to jedyna możliwa droga do zachowania obecnego status quo, albo do zminimalizowania strat.

Polski Kościół jawi się wiec, jako odłam ekstremistyczny światowego Kościoła Katolickiego. I jak każdy ekstremizm, nie tylko nie pomaga, ale w ogólnym rozrachunku szkodzi pozycji i wizerunkowi całej umiarkowanej, czy tam „zwykłej” organizacji. Dlaczego dziś nienawidzimy, boimy się, nie ufamy Islamowi? Przecież muzułmanie żyją obok nas od dawna. W Niemczech, we Francji, Wielkiej Brytanii, że o USA nie wspomnę. I dawało się żyć, współegzystować, jedni drugim nie wchodzili w paradę. Do czasu. Nasilenia działań ekstremistów właśnie.

PiS dostrzegł, że organizacja polityczna zwana Kościołem Katolickim, która jednak praw (stanowionych) organizacji politycznej nie posiada, to znakomite pole do zagospodarowania. Stało się więc, najpierw zawoalowanym, a teraz już otwartym, politycznym ramieniem Kościoła Katolickiego. Nastąpiła zwyczajna symbioza: PiS daje Kościołowi reprezentowanie swoich interesów w polityce i biznesie, Kościół PiS-owi odpłaca rzędem dusz.

9dc5d1fe9eb369d282473761b834bf05.jpg

Hierarchowie widząc zaangażowanie prezesa Kaczyńskiego w chęć katolizacji Polski zacierają ręce. Przecież postulat umieszczenia na początku Konstytucji słów „W imię Boga Wszechmogącego” to miód na ich serce. Brak tych słów, w ocenie Kaczyńskiego (za hierarchami rzecz jasna), oznacza ateizację Polski, a ateizacja Polski to nic innego, tylko w rozumieniu prezesa (znów – za hierarchami) nasilona, agresywna walka z Kościołem. Innymi słowy, Polska nieskatolizowana, niewyznaniowa,  oznacza Polskę zateizowaną, walczącą z Kościołem. Czy można się więc dziwić tak otwartemu sojuszowi?

Na miejscu hierarchów jednak nie cieszyłbym się na zapas. Ludzie pokroju Jarosława Kaczyńskiego (i innych polityków też zresztą), chorzy na władzę, nie będą zbyt długo potulnymi wykonawcami woli hierarchów Kościoła. To nie są ludzie godzący się na wykonywanie poleceń kogoś „z tylnego siedzenia”, a jedynie to może w pełni zadowolić naszych hierarchów. Tajemnicą poliszynela jest bowiem, że tacy z tych polityków katolicy, jak sytuacja polityczna tego wymaga. Ot, ze zwykłych katolików chodzących co niedziela do kościoła, jak ich krewni, znajomi i sąsiedzi, zamienili się w gorliwych wyznawców Jezusa w piątek, świątek i niedziele, bo taka jest polityczna potrzeba a sojusz sam się pod rękę nawinął. Tak więc na użytek polityczny stali się bigotami, a ci, którzy na skutek gier wyborczych pozostaną w domu po 2015. roku, znów staną się, jak znakomita większość Polaków, niedzielnymi praktykantami wiary i niczym więcej. Walka będzie więc nadal trwać. Tym razem jako swojego rodzaju „wojna domowa”. Kościół będzie naciskany z góry (z Watykanu) o podległość, z dołu stopowany przez PiS.

Kościół, odsłaniając swoje polityczno-ekonomiczne cele sam sobie zakłada pętlę na szyję. Nie sposób bowiem nie zgodzić się z Tomaszem Lisem (choć za nim nie przepadam – jest bardziej platformerski od wielu platformerskich aparatczyków), piszącym: „Wielcy bojownicy ateizujący Polskę biadolą nad jej ateizacją. To jak towarzysze z KC PZPR potępiający wrogów socjalizmu i nie dostrzegający, że nikt owego socjalizmu nie kompromituje bardziej niż słowa i czyny samych komunistów”.

To prawda, rozdźwięk między głoszoną ewangelią a życiem jej głosicieli, chciwość uskuteczniana „duszeniem” państwa, musi się obrócić przeciw obłudnikowi i duszącemu. Nie ma wyjątków od tej reguły, o czym się zresztą Kościół przekonał w swej historii wielokrotnie.