JustPaste.it

Tolerancja, akceptacja, równe prawa, przegięcia

Oto dziś, w Stanach Zjednoczonych Ameryki nie ma murzynów. Po prostu nie ma, są Afroamerykanie.

Oto dziś, w Stanach Zjednoczonych Ameryki nie ma murzynów. Po prostu nie ma, są Afroamerykanie.

 

Przy okazji dyskusji o związkach partnerskich, a za nimi o tolerancji i równych prawach w Konstytucji, natknąłem się w internecie na tekst mojej znakomitej koleżanki, zresztą świetnym jak zwykle tekście, z określeniem „Afropolacy”. I coś mnie… ruszyło.

Od dawna zauważam, że za zjawiskami tolerancji i konieczności równych praw dla wszelkich mniejszości – absolutnie słusznych praw, pod którymi podpisuję się bezdyskusyjnie, kryje się coś więcej: chęć dyktatu warunków owych mniejszości w stosunku do reszty społeczeństwa, szerzej – społeczeństw, bo sprawa ma wymiar globalny, w wielu obszarach już usankcjonowany prawnie.

Murzyni

Głownie idzie mi o dyktat poprawności politycznej. Oto dziś, w Stanach Zjednoczonych Ameryki nie ma murzynów. Po prostu nie ma, są Afroamerykanie. Nie daj panie boże nazwać murzyna w Nowym Jorku „murzynem”. Natychmiast można podpaść pod oskarżenie o rasizm. A ja się pytam, co złego jest w nazwaniu murzyna „murzynem”? Przecież nie jest on azjatą, europejczykiem, czy nawet afrykańczykiem, bo afrykańczycy to nie tylko murzyni, ale też arabi i afrykanerzy żyjący tam od wielu pokoleń. To po prostu określenie rasy i trzeba mieć naprawdę złą wolę, żeby uznać słowo „murzyn”, w odniesieniu do człowieka zamieszkującego „północne” rejony naszej planety, za obrazę, czy przejaw rasizmu.

Najpewniej, bo nie przeczytałem określenia „Afropolak” po raz pierwszy, wszystko zmierza w kierunku odejścia w Polsce od nazywania rzeczy po imieniu na rzecz…, poprawności politycznej. Jeszcze parę lat, a mogę się założyć o każde pieniądze, że nazwanie np. pana posła Godsona „murzynem” będzie skutkowało pozwem sądowym. I nie ważne jest/będzie, że słowo „murzyn” to nie to samo, co słowo „czarnuch”, za które to określenie (i podobne) poseł Godson i inni murzyni mogą się czuć jak najbardziej urażeni i obrażeni. I za które sam domagałbym się od posła Godsona i innych murzynów, postawienia chama przed sąd.

55036fe7095055dcc783d6c58b6e838d.jpg

To jest jakieś dziwne zjawisko, nieograniczające się tylko do murzynów.

Cyganie

Nie daj panie boże powiedzieć dziś o Cyganach „Cyganie”. To są Romowie i kropka. Oczywiście nie znam powodów takiej, raptem kilkudziesięcioletniej (chyba na przełomie lat 80-tych i 90-tych, ale nie jestem pewien), przemienieniu nacji Cyganów w nację Romów. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że Cyganie, wraz ze zmianą nazwy swojej nacji, chcieli zrzucić brzemię stereotypów z tą nazwą związanych. Przez sześćset lat Cyganie byli Cyganami i żyli, aż machnęli czarodziejską różdżką i zamienili się w Romów. To dziwne o tyle, że „Romom” bliżej do południowych grup nacji Cyganów. W Polsce przez wieki sami siebie określali (po polsku) mianem „Cyganie”. Nie da się wraz z nazwą nacji zmienić jej obrazu, wizerunku, stereotypów z nią związanych. Tym bardziej, że Cyganie nie robią nic, aby te stereotypy zmienić. Zmieniając tylko nazwę samych siebie, uznają pewnie, że należy ich traktować „od nowa”, po nowemu.

Nikogo nie dziwi (na razie), nazywanie azjaty azjatą, latynosa latynosem, araba arabem. Ale wkrótce to się może zmienić. Skoro Cyganów musimy nazywać Romami,  polskich murzynów wkrótce (jestem o tym przekonany) zaczniemy nazywać Afropolakami, to dlaczego Wietnamczycy i Chińczycy posiadający obywatelstwo polskie nie mieli by się stać Azjatopolakami, arabowie Arabopolakami, itd.

Jestem absolutnym zwolennikiem równości, poszanowania godności wszelkich mniejszości. Tak narodowych, jak religijnych, seksualnych, itd. (oczywiście seksualnych w rozumieniu hetero i homo – wyłącznie). Jednak jest dla mnie jasne, że w przeciwieństwie do związków partnerskich hetero, cele homoseksualnych są kompletnie rozbieżne. Hetero chcą być „prawie jak małżeństwo”, homo chcą… przyczółku dla dalszego frontowego uderzenia. Romowie chcą zamknięcia cygańskiego stereotypu, a murzyni chcą się wybielić.

Pan poseł John Godson. Polak, jak najbardziej oddany i znakomity, choć nie zgadzam się z jego chrześcijańską ortodoksją, jego oddania swojemu krajowi ludziom – wyborcom i po prostu trosce o kraj, w jego oczywiście „wizji”, nie mam zamiaru mu odbierać. Uważam go za znakomitego, szlachetnego obywatela naszego wspólnego kraju. Uważam go za znakomitego polskiego murzyna. I piszę to, jako komplement, bo wielu Polaków z dziada pradziada nie dorasta mu w temacie troski o nasz wspólny kraj, do pięt. Czy jestem świnią, bo nie nazwałem tak szacownego człowieka „murzynem polskim”, a nie „afropolakiem”? Przecież mimo różnicy poglądów nigdy nie nazwę go obraźliwie, a moim zdaniem określenie „murzyn” takim nie jest i być nie powinno.

I ogólnie rzecz biorąc…

Wracając do USA, zresztą przyrównując z nami: określenie w Stanach murzyna murzynem, jest tym samym, co w Polsce powiedzieć coś złego o Żydach. Tam, z automatu jesteś rasistą, tutaj, z automatu antysemitą. Nie poruszyłem kwestii antysemityzmu, bo po pierwsze nie jestem antysemitą (chociaż wiem, że mają sporo za uszami), a po drugie…, przecież to wspaniały naród – ofiara (polskiego – „też”, to fakt, ale niedługo będzie „tylko”…) holokaustu.

Coś mi się wydaje, że poprawność polityczna zaczęła już i dobrze jej idzie dalej, przekraczać granice absurdu. To, co się dzieje w poprawności politycznej z kwestią mniejszości (wszelkich), to to samo, co uznanie ślimaka rybą przez Komisję Europejską. Nieważne jak jest – ważne jak powinno być, żeby było jedynie słusznie, bo tak jest w dokumentach uchwalonych przez…  

Nie przemawia przeze nie ani gram sarkazmu. Mój szacunek do mniejszości istnieje od zawsze, znam murzyna, który u nas jest handlowcem i cieszy się ogólnym, również moim, szacunkiem. Jednak nigdy nie obraził się na murzyna, wiedząc, że to żartowanie z jego łamania języka polskiego - wspaniały, powszechnie lubiany gość.