Wspomnienia nigdy się nie starzeją
W łazni nie tylko się myło, suszyło len,pędziło bimber,wędziło szynkę,na rozgrzanym piecu wszy z ubrań wiały w ogniu trzeswzczaly,znachorki wypędzały złe moce, kiedy ojciec wyjechał do Lotwy na zarobek z mamą i ciocią do niej chodziłem. nieraz ciotka sama
chłostała witką brzozową,nacierała tatarakiem , potem w Brzezince ze mną pływała,,tak wyleczyła koklusz i świerzb , a baby rechotały , bezpłodna jałówka -cudzym bachorem cieszy
– Dlaczego jałówką nazywają ciocię– pytałem mamy.?
– Dorośniesz, to się dowiesz.
Ale urodziła trojaczki, mąż z radości pił bimber i grał na bałałajce.
Opowiadałem ,jak ciocia leczyła z kaszlu. na pastwisku.
– A łasiczkę jej witką smagałeś-pytali chłopaki
-wodą nawet oblewałem.--ripostowałem
– dużo paplasz, , nim ojciec przyjedzie u wujka, będziesz – zadecydowała mama.
Laznia pod lasem u niego stała , pachniała żywicą,.,kiedy słońce chowało się za lasem, wujek , ciotka córka Tamar i ja wchodziły do bani. Tamara podobnie jak ciocia smagała brzozową witką,a potem do jezorka pędziła, mgła zasłaniała jej pupę.,goń mnie- wolała ..
W stodole z nią spałem,,opowiadałem ,że tatarak pomógł cioci mieć dzieci ,chichotała z tego aż bąki, puszczała rękę na łasiczkę kładła i cichutka do ucha szeptała-jutro pokażę jak się robi dzieci..
, Klekot bocianów na dachu,gęganie gęsi w sadzawce budziło, na śniadanie pora -wołał wujek,
chleb na klonowych liściach pieczony ,z miodem i mlekiem wprost od krowy pałaszowałem,a
– cioci pytała z kim chcesz iść na grzyby_
– Ze mną – powiedziała Tamara.
– żebyś nie narobiła wstydu– ostrzegała, grożąc palcem. Jakiego wstydu pytałem,
dobrze wie ripostowała ciocia
Do lasu biegliśmy ,śród stogów pachnących zielem , obok bociany chodziły ,który przyniósł ciebie” zapytałem._ Ten co siedzi w spodniach ojca, śmiejąc się powiedziała i dotknęła mojego siurka
Za co matka groziła -? Za cygankę,kochać uczyła,
jak-pytałem?
podkasała sukienkę , okrakiem dosiadła, - o tak powiedziała, i na mnie jak na rumaku skakała, w chabry i śpiew skowronka zamieniała,słońce chowało się za drzewa, ,a nam się nie chciało wracać...
–Jutro ojciec ciebie zabierze , innym razem dam wszystko co cyganka na polance uczyła- .
– ,długo was nie było.-podejrzliwie rzekła ciocia
–Szukaliśmy jajek czarnej czapli – odpowiedziałem, kłamiąc jak z nut.
Wracałem do domu wozem, Tamara machała chusteczką ,dziękuję za opiekę nad synem ojciec mówił i machał czapką , , mgła pełzła po łąkach jak wtedy , słyszałem jej jakby głos”goń mnie..Długo o tym nie moglem zapomnieć
we śnie nawiedzała , skrzydełkiem skowronka ku sobie tuliła , jęczałem ,co ci jest, pytał ojciec?
Wkrótce los wszystkich tam ludzi zmienili bolszewicy, kontakty ograniczono, potem partyzanci spalili łaźnię,a dobytek im zabrali, Niosłem żywność w koszyku, pewnego razu zatrzymali w lesie i ogołocili
– Zanocuj, będzie raźniej – wujek z Tamara poszedł na żebry powiedziała ciocia. Stukanie w drzwi zerwało ze snu.. – t
akowcy znów naszły– jęknęła przerażona ciotka
wdarli się jak burza.
– Zapalaj lampę!
– Nie mam – powiedziała
– suko, przyciskając pistolet do piersi – ryknął jeden,a drugi do komórki mnie wepchnął. tylko jęki ciotki dolatywały,rankiem , cichutko prosiła : „ nie mów nie komu” Dobrze , nie powiem.
– Jak było u cioci – zapytał ojciec. ?
Wypaplałem co słyszałem . wujek się dowiedział ,porachował jej kości,
W 1957 roku mama ich odwiedziła,ciocia pracowała w kołchozie, wujek umarł od wódki, Tamara ,urodziła córkę nieznanego partyzanta , tak podobna do siebie jak dwie krople wody ,patrzyłem na fotografię ,a zapach chabrów ogarniał, kłosy zbóż zaszumiały jak wtedy,gdy nad nami skowronek piosnkę dzwonił . Od przyszłości nie można uciec, tylko można zmienić o niej wspomnienia,czas szpeci nas,a one zostają jak żywe, nigdy się nie starzeją!.