JustPaste.it

Bałtyzowany rekin czyli poradnik plażowicza

Już naprawdę ostatni tekst. Jutro zamykam dojesiennie komputer. :)

Już naprawdę ostatni tekst. Jutro zamykam dojesiennie komputer. :)

 

 

90ffb52537f9da57108728b303367d1c.jpg

 

 

I będziesz pamiętać, że pierwszym prawem wczasowicza jest życzliwość.
Hussarius Nadbaltius

 

Bałtyzowany rekin czyli poradnik plażowicza

 
Pomysłów i preferencji na spędzenie wakacji tyle, co ludzi. Jedni w góry, inni w chmury – pobzykując moskitowo motolotniami – kolejni zwiedzają Pendżab, Kaszmir lub inne Laos.
A jest i grupa morska, i ja do niej należę.
Do frakcji zresztą bałtyckiej, bo Bałtyk jest od jakichś 436 lat moim lojalnym re-generatorem mocy i nastroju.
I witalności. I takich tam.
Ponieważ plażowanie dostarcza mnóstwa przyjemności, ale też i kilku niebezpieczeństw, czuję się powołany (przez siły odgórne) do udostępnienia moim rodakom z frakcji bałtyckiej małego poradnika-niezbędnika – który pomoże im uniknąć niepotrzebnych potknięć na skórce bananowej tudzież tubce z oliwką.
A propos oliwki czy kremu do opalania – nadbałtom tegorocznym sugeruję medytację nad nabytym kosmetykiem, jakoby ochronnym i podjęcie decyzji, czy istotnie chcą chronić się przed promieniami słońca przy pomocy oxybenzonu tudzież innych zawartych w składzie dobrodziejstw. Ja z tym skończyłem i w tym sezonie wychodzę w wydmy nasze słowiańskie z olejkiem kokosowym.
Zawierającym, co ciekawe, olej kokosowy.
A nie zawierającym parabenów.

 

Zanim poprowadzę Was na plażę, poświęćmy kilka zdań kwaterom.
Osobiście preferuję mniejsze miejscowości, co nie znaczy, że moje urlopowe odprężenie zakłóci gwar spacerujących uliczkami grup letniczych, tak samo nie przeszkadza mi objaw życia na plaży. Jest to w gruncie rzeczy dzielenie endorfiny, na którą wszyscy razem harowaliśmy rzetelnie miesiącami. Poza tym wakacje zmieniają ludzi – nabierają luzu i humoru, co skutkuje co prawda nietrwałymi, acz przecież bardzo pozytywnymi znajomościami.
Przytrafiały mi się znajomości trzy-pięciodniowe, ograniczone do plaży. Co było sympatyczne.
Wracając do kwater. Popieram najwygodniejszą lokalizację, bo jeśli się jedzie nad morze, to przecież nie po to, aby maszerować z pokoju na plażę (i odwrotnie) 45 minut. Cztery razy dziennie.
A bombajskie riksze nie są oczywiste we wszystkich polskich kurortach.
Dobre położenie jest istotne. Rozkładasz koc i nagle odkrywasz, że zapomniałeś tego olejku z parabenem. I wtedy, zamiast zwijać majdan i maszerować do kwater, wyciągasz ramię cokolwiek szympansio, aż przez uchylone okno w wynajętym pokoju sięgasz po olejek.
Może zrobić to potężne wrażenie na plażowiczach-sąsiadach, którym przypadły kwatery bardziej oddalone. Sfrustrowani mogą być zwłaszcza tacy, którzy ze swoich pensjonatów zmuszeni są drałować na plażę dwa-trzy dni (co jest trochę kłopotliwe, zważywszy pogodową niestałość). Nie szydź z takich nieboraków, nie chichocz jak upojony arlekin, pociesz dobrym słowem, wysmaruj plecy oxybenzonem.
Życzliwość to pierwsze prawo urlopowicza.

 

baltyk_plaza-4e07b394767f3d4690af0e7a2e21598721a2dfef.jpg
 
Dobre położenie. Takie na ,,ramię szympansa’’.
Sam sprawiłem sobie takie w tym roku. Wszelkie obliczone w sztabie mojej drużyny ruchy – ku plaży, do pizzerii, rybiarni, oscypkarni, wszelkiej smażalni, gofrarni, na plac gier i zabaw – założone są na czas 5-15 minut.
Jeśli jednak przypadnie Tobie pensjonat oddalony od wód bałtyckich o 45 minut lub dwa dni marszu (zamiennie: draługi), nie pomstuj, bo wszelkie negatywne emocje są latem kompletnym marnotrawieniem tej unikanej przestrzeni regeneracyjno-endorfizującej! Spójrz na to z humorem, delektuj się jodem, aromatem sosnowym lub opalonymi łydkami mijanych rodaków/rodaczek, co wszak stanowi widok estetyczny i przyjemny.
Można się zresztą spodziewać, że właściciele pensjonatów bardziej oddalonych od plaży czynią zabiegi rekompensujące. Pierwsze, co uderza, to zabieg architektoniczny. W miejscowości, w której się regularnie bałtyzuję, kwatery najbliższe plaży mogą się kojarzyć z… owszem, kwaterami, ale raczej postawionymi żołnierzom Bolesława Krzywoustego w 1115-tym. Im dalej, tym mniej krzywouście jednak. Robi się raczej ekskluzywnie. I przybywa atrakcji ,,wewnętrznych’’ – placów zabaw, basenów, parkingów na  sanosy, liazy i scanie.
Obserwuję nieskończony proces rozbudowy pensjonatów. Przy tych najnowszych zupełnie nie można się zorientować, że wymierzone są w urlop morski. Nawet jodu już nie staje. Rodzi się pytanie, co zmuszeni będą zaoferować właściciele kwater nadmorskich, którym się ,,zajdzie’’ pod Bydgoszcz.
O czym zapewne niedługo się przekonamy.

 

Kultura wewnątrzpensjonacka obowiązuje. Nie tup jak gnu spłoszone widokiem tropikalnego kasku na głowie brytyjskiego geografa. Nie krzycz – chyba że z miłości.
Krzyki z miłości są usprawiedliwione na wczasach. Bo gdzie, cholera? W biurze, szkole, bloku?...
Pamiętam kwatery kołobrzeskie w 2003, gdzie przybywszy z partnerką, zastaliśmy dziwną parę. Milczący posępnie, jakoś wakacyjnie nieżyczliwi (albo życzliwi niewakacyjnie), ciągle zamknięci w pokoju, w łazience, w ciszy pasującej polom po bitwie jazdy z pikinierami…
,,Mordercy seryjni’’ – szybko stwierdziliśmy. Pojawił się cień grozy, acz tylko na chwilę. Morderców seryjnych zneutralizowaliśmy krzykami miłości. To zawsze działa.
Acz w 2010 wczasowicze z pokoju naprzeciw pachnieli nam swingersami. Tu oszczędziliśmy krzyków miłości, nie prowokowaliśmy. Grunt to wyczucie sytuacji.
Polacy w kurortach nadbałtyckich nabierają takiego luzu, że w sumie ich dorosły płaszcz obumiera i schodzi jak skóra z węża spragnionego odnowy. Jeśli spacerując uliczkami kurortu dostrzeżesz stosy porzuconych skór wężowych, nie popadaj w trwogę, nie panikuj, nie wzywaj zoologów! Sam zrzuć swoją wężowiznę, wypuść wewnętrzne dziecko.
Osobiście widziałem dorosłą kobietę bujającą się na huśtawce z wybitnym wyrazem błogostanu.
Widziałem rozpromienionego sobowtóra Łukaszenki - lub jego samego.
Widziałem błogostany statecznych ojców i dziadków wznoszących urzekające budowle z piasku.
Sam co roku buduję z synem fort przecimorski. Zawsze przegrywamy, ale z charakterem, tak po termopilsku.
W 2003 zbudowałem warszawę-kabrio i aligatora wielkiego jak on sam.
Tak działa bałtyzacja. Nie wyśmiewaj ,,dziwaków’’, których spotykasz – dziel z nimi wyzwolenie radości! Pamiętaj, że będzie Ci brakowało tego, gdy przyjdzie październik i będziesz poruszać się w tłumie ludzi usztywnionych wężową skórą zasad i obowiązków.

 

funny-beach-smileys.jpg
 
I jeszcze trochę kindersztuby. Pamiątkarstwo jest odruchem ludzkim. Jeśli spodobał Ci się kubek z kuchni pensjonatu, jeśli już w istocie MUSISZ go świsnąć, bo to ,,ten jedyny’’, no dobra, pakuj – ale zastąp uczciwie innym, kupionym (lub spamiątkowanym na zeszłorocznych kwaterach).
Rotacja musi trwać, tak jak wymiana energii pozytywnej, wczasowej.
 
Dobra, idziemy na plażę. To jest motopompa naszych wakacji, jakby nie było.
I cóż? Ano wracamy do kwestii lokalizacji. Czy chcemy być bardzo czy nie bardzo oddaleni od:
- wyjścia
- lokalu z chłodnym: chłodnikiem, mirindą, piwem…
- pasa wody?
Pod tym kątem należy rozważyć sprawę, zanim koce się rozłoży i wbije kołki parawanowe. Ja lubię politykę ,,ramienia szympansiego’’, więc lokuję się tak, by mieć blisko do wyjścia - bo wychodząc na pauzę obiadowo-kawową zostawiam ,,obóz’’ pod opieką sąsiadów-plażowiczów (pierwsze prawo urlopowe – życzliwość!), oszczędzając sobie fatygi.
A oszczędzanie sobie fatyg sprzyja regeneracji nerwowo-mięśniowej. Stwierdził to Arystoteles.
A jeśli nie on, to Archimedes.
Archidiecezjusz to już na pewno.
Uwaga! ,,Szympansie ramię’’ ma też wady. Jeśli usadowisz się blisko wejścia na plażę, będą Tobie towarzyszyć nieskończone kolumny jeńcó.. znaczy, do-plażowiczów i wy-plażowiczów, a także letników uderzających po linii prostej z wejścia od razu do wody. Ludziom wrażliwym w kwestii ,,pobliskich ruchów’’ sugeruję jednak oddalenie się od wyjść, gdzieś pod wydmy. Można pomyśleć i o zasiekach, to jest stworzeniu ochronnych linii-mażinotek z 2-3 parawanów.
Lub z dziesięciu, co jednak grozi utratą orientacji i atakiem ,,lęku labiryntowego’’.
Taki nie grozi mnie, bo lubię towarzystwo, a mała podtrójmiejska miejscowość to przecież nie Acapulco mimo wszystko...
Poza tym miło się obserwuje i wymienia energię z Polakami wczasowymi, no a rotacjum Słowianek w pasie nadmorskim… No toż widok przyjemny i estetyczny.
A może któraś poprosi o wbicie kołka parawanu?... Albo pleców wysmarowanie (para… no, już nieważne, czym!) – i wtedy patrz: prawo pierwsze.
Jednak mimo wszystko kontakty wczasowe są jedynie pobocznym bonusem – koncentruj się, urlopowiczu na chłonięciu bezmiaru morza i nieba, zapachu lata, pozwól sobie na żywiczny bezruch chrząszcza – tym samym gromadzisz niczym zmyślny generał armię na kolejną swą zawodową kampanię. Siły będą Ci potrzebne. Jeśli nie podzielasz chęci innych do dynamicznych wędrówek po muzeach, angkorskich reliktach czy Karkonoszach – nie miej wyrzutów. Laba regeneruje. Potem ciało aż prosi się o aktywność.
Pamiętasz wczasy w PRL? Spokojne, leniwe, rodzinne kontemplowanie, jadłodajnie, gry planszowe, spacery bez celu, bo wszak celem samym w sobie to one były? Pamiętasz ten spokój, brak dynamizmu, brak MUSU, by się czymś stymulować, coś oczami chłonąć-że-wow?...
Zdziczono nas i wpuszczono w bieg gnu!
Zwolnij, odetnij się od bodźców, od atrakcji. Chłoń po prostu labę! Przyrodę i bliskich. Po PRL-owsku.
Kiedy kolega w biurze zacznie Ci krzyczeć we wrześniu:
- Helołłł! Byłem w Tokio i Antwerpii, skakałem z Golden Gate na bungee, widziałem Abrahama Lincolna i Lwa Tołstoja! A TY???
- A ja odpocząłem – odpowiesz dobrotliwie.
Laba nie tylko sprzyja regeneracji nerwów i duszy. Ona też popiera refleksje i przetasowanie wartości, w przeciwieństwie do pędu za bodźcami. Masz skromne, ciche wakacje? Brawo! Skorzystasz, stworzysz nową armię na cały rok.
 
decapitated-beach-babe.jpg

 

Pod oddalone wydmy wybierają się także plażowicze skłonni do większego obnażenia. Wobec dostępnej technologii i tendencji ,,obserwacyjnych’’ nie gwarantuje to ocalenia stref intymnych przed oczami łowieckiej rzeszy; obnażona wczasowiczka musi się liczyć z tym, że jeszcze wieczorem tego samego dnia będzie wysoce popularną odsłoną na YouTube. Co wszak dotyczy tak samo solariów, w których montuje się ukryte kamery. Przyznam tutaj szczerze, że nie bardzo rozumiem tę usilność w opaleniu całego ciała (w solarium, ekshibicjonizm w okolicznościach przyrody ma jednak mocniejsze podłoże), co jakoby ma być bardziej sexy… Ja twierdzę, że jeśli oczom mężczyzny objawi się naga kobieta, przy czym jej strefy ,,silnego obwarowania’’ będą odstająco białe, to w /pod/świadomości zdobywcy pojawi się ekscytujący komunikat: ,,Oto dostępuję obszarów dotąd ściśle chronionych i niezdobytych’’.

 

Moim ulubionym stylem plażowania jest etapowe przechodzenie z trybu smażalnia do trybu bałtyzacja. Po ugrzaniu ciała, pochłonięciu kosmicznej dawki słonecznej endorfiny, chłodzę się (zwolennicy zupy adriatyckiej powiedzieliby: mrożę się, phi!) w morzu naszym polskim. Co ciekawe: chłodzenie to powoduje wydzielenie kolejnej dawki endorfiny.
Etap bałtyzacji nie musi ograniczać się do podskoków na głębokości pół metra i okrzyków ,,hopla!’’. Jeśli tak będziesz robić, a do tego preferujesz tradycyjny kostium okołocielesny pasiasty, możesz wzbudzić zamieszanie i podejrzenia psychiatryczne.
Na upartego możesz krążyć wokół atrakcyjnych rodaków-pływaków i proponować to wysmarowanie pleców lub wbicie kołka. Niestety, ryzyko jest wysokie. Po pierwsze: jeśli sugerujesz się pięknem głowy, możesz zostać silnie zaskoczony resztą upatrzonego ciała, które wynurzy się po twoim zaproszeniu. Piękna głowa nie gwarantuje pięknego kadłuba.  Więc ostrożnie.
No i co innego proponowanie wbicia kołka na piasku, przy parawanie – który jest widoczny dla oka, zatem natychmiast kojarzony – a co innego w wodzie, gdzie myśl o tym, że chodzi Tobie o parawan A NIE O COŚ INNEGO, może przyjść zaczepionej osobie nie tak znowu prędko.

 

f974c7d0d68e1b8a941f03157ecfd800.jpg

 

Co jeszcze można robić w wodzie? No cóż, można grać w piłkę. Zawsze wychodzi to marnie i obserwuję szybkie zamieranie entuzjazmu. Piłka wszak od wody nie odbija się zbyt dobrze, raczej osiada, daje się też unosić w niepożądanym kierunku. A i zrywność graczy, w pogoni za piłką, jest średnia. Dlatego piłkarzy w Bałtyku nie spotyka się zbyt wielu.
Natomiast roi się od operatorów pojazdów gumowych typu orki, delfiny czy tradycyjne materace. Dmuchane orki też nudzą się szybko, tak dzieciom, jak dorosłym. To takie wydanie 70-150 złotych na godzinę czy dwie. Czasem na pięć minut.
Nie dramatyzowałbym jednak. Moim skromnym, acz wczasowniczo-subiektywnym zdaniem, prawidła ekonomiczne w czasie wakacji mają inną specyfikę i wszelkie fanaberie dorzucające drew do ognia serotonicznego są usprawiedliwione, a wręcz wskazane. Niczego sobie, wczasowiczu bałtycki, nie wyrzucaj!
O materacu powiem nieco więcej. Coś jest w materacu, jakiś fenomen oczywisty. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze coś działo się z materacami. Ludzie albo na nich spali, albo pływali – często to łącząc z różnymi skutkami – kradli je, skakali z nich, uciekali do Szwecji lub innego Laos.
Widuję ludzi podejrzanie wtulających się w materace, oddających im pieszczoty.
Coś jest w tych materacach, dalibóg…

 

32be8498401b0d5798b5577b4a0914df.jpg

 

Myślę, że samotny rejs na materacu, poddanie się jego kołysaniu i dryfowi, oddaje jakąś namiastkę wymarzonej podróży kosmicznej tudzież eksterioryzacji.
Ja sam pamiętam rejsy materacem po jeziorze z moim psem w latach 90. Nie narzekał. Może też marzył o podróży kosmicznej.
Co do jakości – to wszyscy wiemy. Dobre czasy PRL minęły. Kojarzysz go z bublami?! Śmieszne. PRL-owskie materace mogły przetrwać 10-20 sezonów i być użyte przez czerwone berety w ramach desantów. Dzisiejsze materace to jednorazówki. Od biedy przeciągną sezon, ale i tak grozi Ci eksplozja-niespodzianka w powodów termicznych, fabrycznych i wszelkich innych.
W wypadku eksplozji przyjmij to jako atrakcję, żart posejdonowy. Zachowaj fason, jako i ja zachowałem, gdy w 2001, w centrum Opola, naprzeciw autobusu pełnego gapiów, zarwało się pode mną krzesełko wędkarskie.
 Materac to czysty relaks, ale odnotowuje się przypadki zapędzonych rekinów w rewir bałtycki. Sugeruję podczepić do materaca kilka drobiazgów: żerdź do odtrącania zalotów rekina, toporek, paralizator, halogen, masę mączno-drożdżową w misce dla neutralizacji paszczy, zaś w przypadku większych zasobów finansowych i dojść militarnych - dwie, trzy bomby głębinowe dla ogłuszenia natręta.
Można by niby pomyśleć o moździerzu umocowanym do pokładu, ale przy dzisiejszej produkcji szajsu nawet nieostrożny ruch wąsem może przebić materac, co dopiero żelastwo.
Jeśli uzbrojenie materaca przerasta Twoje możliwości aprowizacji, pozostaje pokrzepiać się raportami, które mówią, że liczba Polaków zjedzonych w Bałtyku przez rekiny jest całkiem niewysoka.
A poza tym… Materac to świetny środek do ,,przypadkowego’’ zderzenia z upatrzoną osobą… Może to być ,,eksplozja inaczej’’. Nigdy nie wiadomo. Wakacje to jest zupełnie nieobliczalne zjawisko, jak się wydaje.
Coś jest w tych materacach, mówię Wam… Obserwujcie materace i ich operatorów.

 

love-on-the-beach.jpg

 

Reasumując.
Szanowny nadbałcie!
Kubek – wymienić można. Nie buchnąć.
Skonsultuj ulotkę olejku, ale nie z farmaceutą.
Lepiej bliżej niż dalej. Szympansie Ramię, tak jest. Na plaży lepiej przy wejściu, jeśli nie chcesz z powodu przerwy obiadowej dźwigać majdanu cztery razy zamiast dwa. Ani błądzić potem pół godziny, bo ,,gdzie do cholery jest nasz parawan?!''
Nie za daleko od wody – przyjechałeś nad morze i ono Cię wzywa. Częstuje minerałami i energią planety.
Ale i nie za blisko. Dzieci biegają, skaczą, chlapią. Mają prawo.
Raczej dołącz. Choć niekoniecznie w pasiastym kostiumie atlety.
Łap za materac. Dryfuj (do boi). Życzę eksplozji.
Serotonicznej. ;-)
 

 

d9de6b24f4648945008ee080d890c51e.jpg