To opowieść o walce co niegdyś zasnęła,
i o tamtej miłości co gdzieś w myślach pląsa,
gdy dawno śpią w albumie stare fotografie,
gdy jakaś wiedźma z kosą kiwa się za barem,.
wódz chce wznosić toasty już kiedyś wypite…
Ja pamiętam zwycięstwa kiedy drżała ziemia,
podpisywałem wojny - wskazując kierunek.
Na znak czekały armie, by spełniać rozkazy
a ja sam dla kaprysu krzyżowałem miecze
i drżały na marmurach spłaszczone poselstwa.
Opowieść, co zasnęła miała swoje racje,
żeby się zawsze kończyć i zawsze zaczynać.
Pamiętam jakieś usta pięknej niewolnicy,
co była moją branką a później królową,
dla której karawany ciągnęły jedwabie…
Tyle słów nieprawdziwych i tyle prawdziwych,
że mógłbym mówić prawdą, kłamać każdą chwilą,
szarady moich myśli poskładane w kodeks
bawiły się szaleństwem o nazwie moralność
a znudzone kochanki snuły swe intrygi.
Tylko, że się tematy z czasem zakurzyły,
tylko, że zgasły światła, limit się wyczerpał.
Za sukces wykrzyczany nikt tantiem nie płaci,
milczą usta w albumach starych fotografii.
Ktoś chce wydać rozkazy - wodzowie nie żyją,
te bitwy były wczoraj…jutro…tylko jutro…
Ktoś chce ruszyć do walki ?… antrakt się nie kończy,
jutro otworzę oczy i ruszę do tańca
w jakieś moje …”igraszki trafu i miłości”...
Lecz chyba teraz zasnę… proszek zaczął działać…
dobranoc … menueta grają panie Marivaux…
obrazki z google
© Janusz D.