_
Cekcyn to niewielka miejscowość z charakterystycznym kościółkiem. Właściwie wieś nad ładnym jeziorem. Bardzo długim jeziorem. Jeżdżę tam od kilku lat, bo raz w roku odbywa się tam festiwal muzyki elektronicznej. Nie jestem może do końca fanem tej muzyki i jeżdżę raczej ze wzglądu na kolegów, którzy kibicują muzyce elektronicznej już od kilkudziesięciu lat. Podoba mi się również atmosfera cekcyńskich festiwali, przypominająca trochę festyn i wymieszanie muzyków z widzami. Bliskie spotkania 3 stopnia.
Do tego roku festiwal odbywał się na plaży na specjalnie w tym celu budowanej scenie. Stojąc na tej plaży można było poczuć brzmienie muzyki gdzieś w trzewiach. Wydawało się, że przepona drży w jej rytmie.
Festiwal rozpoczyna się zawsze wieczorem przeważnie około 20.00, gdy jest jeszcze całkiem jasno. Plaża zawsze zapełniała się powoli w miarę jak słońce zachodziło. Światła ze sceny były coraz bardziej widoczne, a tłumy ludzi tańczyły tuż przed głośnikami.
W tym roku klimat festiwalu był trochę inny, bo odbywał się on w nowo wybudowanym amfiteatrze, też nad jeziorem ale w pewnej odległości od plaży. Zwyczaje ludzi się nie zmieniły, jak zawsze tłum gęstniał wraz z zapadaniem ciemności i jak zawsze tańczyli pod sceną.