Wspomnienia o dzieciństwie pachną j wiosną z daleka
Ojciec nie chciał być fornalem u dziedzica,na Łotwie zarobkował, w listach pocieszał ,ale czytać nikt na wsi nie umiał, mama do dziedzica szła przez rzekę z podkasaną spódnicę,a list trzymała w w zębach a on wołał „wyżej podnoś kieckę, nic nie widzę...”. Na kamieniu czekałem na powrót ,machałem nogami, rybki płynęły pod prąd.,czemu tak płyną?Czerwona na twarzy , ,zapinając rozdartą bluzką warknęła,zapytaj ojca jak wróci i ocierała chustką łzy..Nie becz,wróci pocieszałem, bociany brodziły po mokradłach. Szkoda że nie jestem boćkiem, pofrunąłbym do taty-
„ masz we łbie pokręcone,sarkała i przyśpieszała kroku.W domu braciszek beczał, krowa niedojona ryczała.Kiedy ujrzał mleko i razowy chleb z listkiem klonowym -uśmiechnął,zjadł szybko i pobiegł na podwórko, w kałuży błota udawał bociana. ,
Mama myła w beczce i sarkała, ,drewna do pieca przynieś za takie pilnowanie brzdąca , za płotem sąsiadka się śmiała "was ojciec porzucił" Mama zapłakała, dłonie na pękatym brzuchu położyła i krzyknęła,wróci,! .Usłyszała to obłąkana Frania i też wrzeszczała wróci wróci,udając wronę,machała rekom,biegła do fornali nad rzeczkę. . , zwariowała od brudu mówili na wsi
. Zbliżały kolejne żniwa bez ojca, kłos,uginały ku ziemi, wyłuskiwałem z nich ziarna i zjadałem.Snopki wymłócę cepem, w żarnach zmielę,nie będziemy głodować synku – pocieszała. Sierpem migała niby chłop kosą. ,nie nadążałem stawiać snopki . Póki słonko świeci ten zagonik oprzątniemy-szeptała,a pot spływał z czoła. Tak mamo, puki świeci -powtarzałem i stawiałem snopki w kopki ,a od rozlewiska pełzła siwa mgła , zakrywała nam bose stopy.,koniec pracy oznajmiała.W rzeczce pluskają ryby zachęcają do kąpieli, popływamy,odpoczniemy powiedziała . Szorowała plecy tatarakiem , śpiewała piosenki .Czy dolecą do ojca-?
on je już słyszy-powiedziała ,a łzy popłynęły z oczu..Tata wróci-pocieszałem i też płakałem .
Polna ścieżka prowadziła do domu obok urwiska,,”nie wchodź tam nigdy” ostrzegała-– bolszewicy niechrzczeni w nim leżą"
Kiedyś wlazłem, a byłem już na gorze,liście nagle zawirowały jakaś siła uniosła i rzuciła na ziemię. Z rozbitym nosem i pełnym portkami przybiegłem do domu.Śmierdzisz jak borsuk,” karciła mama,do rzeczki wygnała.
Od tego czasu nie spalałem znów na piecu z pluskwami.
Kolejny miesiąc minął bez ojca, jesień chodziła po brzegach rzeki i kładła pajęczą sieć na trawie . Kropelki rosy błyszczały na nich jak łzy w oczach mamy, a listy rzadko przychodziły, i nikt nam ich już nie czytał,leżały pod ikoną na ślubnym wianku mamy, patrzyła na nie i wzdychała, trzymając się oburącz za brzuch. Czemuś gruba?
„Zapytaj ojca” cichutko szeptała
Stałem obok niej wpatrzony w gwiazdy,a one mrugały.,a wieczór pachniał skoszoną trawą.
Ku sobie garnęła, w ramionach unosiła ” ,gdzie jest moja szczęśliwa gwiazdka-pytałem?
w sercu – musisz ją zaleście- tylko bogaci, pod nią rodzą się a my na nią mozolnie zapracować musimy”.,dorośniesz to to zrozumiesz–
Patrzyłem w roziskrzone niebo i myślałem o ojcu, bez niego smutno i głodno , mama śpiewała rzewnie o „gwiazdach i ludzkiej goryczy,której nikt ,nikt nie policzy”, a wieczór był taki piękny ,pachniał skoszoną trawą, a księżyc jakby się pochylił nisko nad słomianą strzechą i na rzęsach liczyły moje marzenia, oświecały one ojcu drogę do domu. Mamo, nie płacz, tata wraca, budząc się wołałem i biegłem do jej łóżka.
Ojciec po dwóch latach wrócił , do stodoły z nim na noc chodziłem,tam wyjaśnił, trąba powietrzna,a nie bolszewicy, ciebie tam porwała , miejsce to omijałem na kilometr.,
Życie toczyło się teraz raźniej, . Za kominem świerszcz cykał głośniej, na strychu gruchały gołębie weselej, mama śpiewała radośniej,a ojciec przygrywał na harmoszce i noga przytupywał , karetą dziedzic z żoną jechał, rzucał cukierki bosonogim dzieciom.
Silniejsi wyrywali mi z rąk,powiem ojcu , uciekali, wołali "skarżypyta"..Jak to dobrze, mieć ojca w domu
Szlachcic,który listy mamie od niego czytał,nie wiedział,ze wrócił, na ganku stanął , do mężusia napiszę-rzekł , mama ” ścisnęła moją dłoń i krzyczała „śmierdzący stary wieprzu,won,won!"Ojciec wnet nadbiegł i gnaty mu porachował.
Dziękuję ci mamo za tamte życie,za snopki żyta i kołysanki,za wspomnienia o tobie, oświecają szarzyznę dnia, jak tamte nad naszą Brzezinka.,a do prawdy do szczęścia droga i tu daleka,tylko ” miłość bliźniego” bokiem wychodzi . ,ale twoja pierwszą nie rdzewieje,, o dziewczęcej mówić tu nie uchodzi...zmienia,kolorowa, i zwodnicza,szkoda słów.