JustPaste.it

Nie jesteśmy tacy sami.

Angola...

Angola...

 

Na początku chciałabym zaznaczyć, że wszystko, co piszę to jedynie subiektywne odczucia a Afryka przez całe życie była dla mnie miejscem docelowym. Byłam jednym z tych dzieci, które nie chciały chomika – chciałam słonia. Marzyłam o wyprawach w nieznane najdalsze zakątki czarnego lądu, o wolności. Poniekąd marze dalej… Jestem jedynie nieco bardziej przyziemna w tych moich marzeniach.

Od pewnego czasu zmagam się z problemem rasizmu. I to nie, dlatego, że mój kolor skóry różni się nieco od białego - wręcz przeciwnie. Z urody jestem raczej Słowianką wiec tego typu problemy mnie nie dotyczą. Jednak w pewnym wieku przychodzi czas na świadome uformowanie swoich poglądów na różne tematy. Klika miesięcy temu przyszedł i czas na mnie. Przez całe życie miałam poglądy liberalne, głosiłam śmieszne (z perspektywy czasu) poglądy o równości ludzi, konieczności szanowania innych, generalnie przyświecała mi idea relatywizmu kulturowego. Okazało się jednak, że z czasem człowiek nie tylko się starzeje, ale i mądrzeje. Pewnego dnia w moim dość „białym”, (jeżeli o kolor skóry idzie) świecie zagościł – człowiek z samego serca Afryki.

Angola to jedno z tych państw, w których kolonizacja odegrała kluczową role w „rozwoju” – Portugalczycy narzucili tubylcom w zasadzie wszystko prawo, język, obyczaje. Do dzisiaj nieliczni mieszkańcy Angoli mówią w swoich plemiennych językach – języki z grupy Bantu w zasadzie zanikają. Młodzi Angolczycy nie mają potrzeby pielęgnowania dorobku kulturowego swoich przodków. Wręcz przeciwnie chętnie uczą się – a w zasadzie naśladują zwyczaje z ‘lepszego świata’ dopasowując te panujące w Europie do swoich potrzeb. Zniekształcając je i pozbawiając sensu. W kraju, w których 58% ludności to analfabeci, miałam okazje poznać osobę z nielicznej grupy osób wykształconych – potrafiących czytać i pisać nie tylko po portugalsku, ale także po polsku.

Starając się zrozumieć Afrykańczyków z uwagą przysłuchiwałam się wszelkim rozmową, jakie miały miejsce przez ostatnie kilka miesięcy. Pierwszym i nie ostatnim szokiem było pojęcie miłości. Tak bliskie nam Europejczykom, nie tylko z doświadczenia, ale i muzyki, literatury pięknej, filmów. Można spokojnie powiedzieć, że jesteśmy otoczeni miłością przez całe nasze życie. Mamy nawet specjalne święto, aby tą miłość celebrować – walentynki są oczywiście pewną karykaturą miłości i prawdziwej potrzeby okazywania jej. Jednak mimo to w jakiś sposób uczą już małe dzieci okazywania uczuć. Dziecko wzrasta w świecie pełnym serduszek, romantycznych piosenek, i napisów I<3U. Zupełnie inaczej sprawa miłości wygląda wśród naszych czarnych „przyjaciół”. Pojęcie „miłości” w zasadzie w ogóle dla nich nie istnieje. I to nie tylko w odniesieniu do partnerów/partnerek. Ale w ogóle. Miłość żony do męża oznacza dla nich absolutną akceptację wszelkich męskich wybryków, dlatego zdrada nie jest żadnym problemem – według filozofii” Skoro mnie kochasz to uszanuj to, że ktoś inny zaspokaja mnie lepiej niż Ty” W cywilizacji zachodu jest to nie do pomyślenia. Najmniejsze podejrzenie o zdradę może zrujnować wieloletni związek i skłócić rodziny na zawsze.

Przywiązanie także jest czymś obcym – Afrykańczyk nie wytwarza więzi – nie buduje stałej relacji z matką, kobietą, psem … ulubionym przedmiotem – z niczym. Każdy objaw miłości i przywiązania jest traktowany jak słabość, którą należy zwalczyć. Dlatego łatwiej im zostawić kobietę niż pozwolić sobie na przywiązanie. To ciekawe, bo zdawałoby się, że im mniej ktoś ma tym bardziej to szanuje i kocha. Nic bardziej błędnego. W oczach Afrykańczyka nie ma miłości i przywiązania do niczego. Wyruszył z Angoli z jedną torbą – miał zacząć życie w innym kraju na innych kontynencie w innych świecie, nie wziął ze sobą nic, co mogłoby mu przypominać o domu. Sam o sobie mówi jestem chrześcijaninem, jest to oczywiście regułka wyuczona przez misjonarzy, którzy sprawnie zajęli się zmienianiem codzienności Angolczyków na taką bliżej Boga. Niestety, nauczenie kogoś modlitwy i 10 przykazań, nie robi z niego chrześcijanina. Misjonarze tak naprawdę wyrządzili im wiele krzywdy. Zaczynając do nakazu posiadania tylko jednej żony. W kraju, w którym poligamia ma swoje korzenie u zarania dziejów. To w zasadzie nie możliwe. Oczywiście wszyscy mają jedną żonę na papierze, ślubują jej miłość, wierność i posługę małżeńską – jednak żadna z tych obietnic nawet nie próbuje być dotrzymana. O miłości nie ma mowy od samego początku, wierność – nie istnieje. Jest dla nich czymś niewykonalnym, być może przez zasady, jakie są im wpajane od dziecka być może przez nieumiejętność zapanowania nad sobą i brak samokontroli. Posiadanie kilku kobiet jest dla nich czymś oczywistym, same kobiety chętnie się na to godzą. W końcu to oznacza, że obowiązkiem gotowania mogą się podzielić z inną. Mężczyzna traktuje kobietę jak stołówkę. Samo jedzenie jest dla nich wyjątkowo ważne. „Najważniejsze, żeby kobieta umiała gotować i była czysta”. To złota zasada w ramach, której kwalifikujesz się lub nie – do bycia ewentualna partnerką. Jeśli już jesteś tą „szczęściarą” i udało Ci się zdobyć czarnego wojownika, pamiętaj, – że miara ich męskości jest umiejętność odbycia stosunku „ze wszystkim”. Homoseksualizm jeszcze nie jest dla nich problemem, bo podobno nie ma go w Afryce, natomiast Angolczyk chętnie odbędzie stosunek seksualny ze swoim kolegom, jeśli ten go o to poprosi.  To by się zgadzało z tym, w jaki sposób wychwalają swojego króla mieszkańcy Suasi śpiewając „Nasz król jest tak wielki, ze potrafi spuścić się i w krowie i w kobiecie”. Zwierzęcość i dzikość tych ludzi widać na każdym kroku, mimo, że są ładnie ubrani, noszą markowe zegarki, studiują i wydawałoby się, że są tacy jak my – tylko po prostu mają więcej pigmentu w skórze.

Wierz mi, kolor ich skóry to najmniejsza różnica miedzy nami …

Chciałabym wierzyć, że cała sytuacja Afryki wynika z braku funduszy, że to wszystko wina braku pieniędzy i środków do życia, ale tak naprawdę w cale tak nie jest. Afryka i bieda, jaką nam pokazuje telewizja to obłuda, i próba wyciagnięcia pieniędzy na budowę np. studni. Której Afrykańczycy i tak nie będą szanować. Panuje tam przekonanie, że biały dał raz – biały da drugi. Przez to wszystkie inwestycje i pieniądze, które są pompowane w Afrykę tak naprawdę są pieniędzmi straconymi. Afrykańczycy żyją tym, co jest tutaj i teraz. Ważne, żeby woda była DZISIAJ – to, że brak konserwacji spowoduje psucie się studni i w efekcie za jakiś czas wody może nie być w ogóle ich nie interesuje. Ich brak zainteresowania jutrem jest zdumiewający. Zapewne ta cecha charakteru wspólna wszystkim Angolczykom sprawiła, że Angola w 2013 roku wygląda tak samo jak 1000 lat temu i pewnie za kolejne 1000 będzie tak wyglądać. Mimo, że jeżeli chodzi o bogactwa naturalne nie ma sobie równych. Kopalnie diamentów, ropy naftowej, gazu ziemnego. Te złoża powinny uczynić z Afryki potęgę. Tak się nie dzieje, tylko, dlatego, że mentalność Afrykańczyków na to nie pozwala.

I tak! Uważam, że są sami sobie winni. Być może to nie popularny pogląd zważywszy na papkę, jaką serwują nam media o Afryce, pornografia biedy, zdjęcia dzieci zagłodzonych na śmierć, malaria, AIDS.

Nie zastanawialiście się nigdy jak to się dzieje, że Afryka tak sobie nie radzi. Nie można całej winy za to zwalić na „nieprzyjazne warunki pogodowe” Egipt już tysiące lat temu był potęgą, mimo, że jest tam równie upalnie. Egipcjanie poradzili sobie z nawadnianiem za pomocą systemów irygacyjnych, dzięki którym wody mieli pod dostatkiem. Później krok po kroku budowali swoje imperium. Wszelkie usprawiedliwianie Afryki jest nieuzasadnione. Im więcej ludzi stamtąd znam tym bardziej wiem, że to ich własny charakter nie pozwala im na rozwój a wręcz przeciwnie zacofuje ich. A wszelkie pieniądze, jakie są przeznaczane na pomoc Afryce są marnotrawione. Oni sami śmieją się z nas… Jak mówimy im o umierających z głodu dzieciach w Afryce. Oni sami nie czują się w żadnym stopniu biedni. Czasami sami pytają „ To u was nigdy żadne dziecko nie umarło? Nie macie biedy” Zastanówcie się… popatrzcie na wschód Polski na biedne tereny. Być może gdyby reporter National Geografic pojechał w tamte tereny z kamerą, nakręcił chwiejące się domy kryte strzechą, z umorusanymi błotem dziećmi, rodzicami alkoholikami. Może to dodałoby Afryce odrobinę mniej dramatyzmu, a nas skierowało bardziej na „własne podwórko”.