JustPaste.it

Państwo - potwór

NSZZ "Solidarność" zapowiada jesienną falę społecznych protestów. Pojawiają się momentalnie dwa fundamentalne pytania. Czy protesty te znajdują uzasadnienie w sytuacji społeczno-ekonomicznej AD 2013 oraz jaka będzie, jeśli rzeczywiście dojdzie do manifestacji i strajków, siła ich rażenia?

Na pierwsze pytanie odpowiedź wydaje się oczywista. Tak! Są uzasadnione. Pracodawcy dawno już nie mieli takiej przewagi nad pracobiorcą jak obecnie. Jasne jest, że ci pierwsi zwyczajnie wykorzystują sytuację na rynku pracy i proponują tzw. "umowy śmieciowe" oraz płacę minimalną. Korzystają też, jak się wydaje, z propagandy "kryzysu", by jeszcze bardziej zejść  z kosztów siły roboczej. Inną negatywną konsekwencją obecnego momentu na rynku pracy jest fakt, iż coraz powszechniej pracodawcy ignorują prawa pracownicze, a wynika to ze słabości związków zawodowych i strachu ludzi przed zwolnieniem. Działa tu pewien rodzaj sprzężenia zwrotnego - im bardziej pracownicy boją się dopominać o własne prawa, tym większa skłonność pracodawców do ich łamania; im częściej prawa te są łamane, tym większy strach. Związki zawodowe, niestety, uległy szantażowi "rzeczywistości kryzysu" i tkwią w stanie paraliżu od co najmniej trzech lat. Ten brak równowagi skończyć się musi, wcześniej czy później, wybuchem społecznego niezadowolenia.

No właśnie, i tu pora odpowiedzieć na drugie pytanie. Jaka będzie skuteczność akcji społecznych protestów zapowiadanych na jesień? Choć sytuacja ekonomiczna większości rodzin jest coraz gorsza, a państwo w żaden sposób nie pomaga, to jednak mentalnie nie jesteśmy przygotowani do radykalnych działań sądząc, że może być jeszcze gorzej. Ten polski fatalizm, od którego silniejszy jest chyba tylko rosyjski, każe nam znosić bezwzględny wyzysk pracodawców, jałowość państwa, coraz bardziej oczywistą niesprawiedliwość "wymiaru sprawiedliwości" i wiele innych patologii życia publicznego.

Taki stan ducha i umysłu sprawia, że wszystkie dotychczasowe strajki i demonstracje w III Rzeczypospolitej odbywały się na pół gwizdka. Brak było determinacji i siły woli, które cechowały robotników w roku 1980. Paradoks polega na tym, że obecnie jesteśmy członkami Unii Europejskiej, żyjemy w państwie demokratycznym, a jednocześnie coraz dotkliwiej towarzyszy nam świadomość, że bardzo niewiele, albo zgoła nic, od nas nie zależy. Wtedy, w 80 roku, zło było jasno zdefiniowane i konkretne - komunizm i ZSRR. W związku z tym jasno sprecyzowany był też cel: obalić komunę i uniezależnić się od wschodniego brata. Kiedy to już nastąpi, znajdziemy się w raju społecznej utopii. Dzisiaj potwór, będący ucieleśnieniem zła, jest bardziej abstrakcyjny, trudno uchwytny, rozpuszczony w otaczającym nas świecie. Z kim walczyć? Z państwem, Unią Europejską, Tuskiem? Ludzie podświadomie czują, że to tylko fasady. Dlatego i protesty takie mało zdecydowane. Przypomina to nieco boksera na ringu, któremu zawiązano oczy. Jak walczyć, w jaki sposób wyprowadzać ciosy, kiedy nie widzi się przeciwnika? A może przeciwnika w ogóle nie ma na ringu?

Władze "Solidarności" powinny dokładnie zdiagnozować rzeczywistość i odpowiedzieć na powyższe pytania, zanim wyprowadzą ludzi na ulice. Ułańska fantazja nie może wziąć góry nad racjonalnym namysłem. Zanim to nastąpi, trzeba związkowców, pracowników edukować, wyjaśniać skomplikowane procesy ekonomiczne, społeczne i kulturowe zachodzące we współczesnym świecie. Ja wiem, że o wiele łatwiej napisać kilka haseł, rozdać demonstrującym i pomaszerować na Warszawę. Protest społeczny to ostateczność w demokratycznym państwie. Czas, moim zdaniem, dojrzał, ale zanim wyjdziemy na ulice, musimy wiedzieć, z kim walczymy i o co walczymy.