JustPaste.it

Książka uczy czy bawi?

Tytułowe pytanie jest przedmiotem wielu – nieraz nader ożywionych – dyskusji w sieci

Tytułowe pytanie jest przedmiotem wielu – nieraz nader ożywionych – dyskusji w sieci

 

Każdy z nas na pewno zna ze swojego otoczenia osoby, których ulubionym zajęciem jest pouczanie innych z wyżyn swojego intelektu, doświadczenia czy niebywałej umiejętności dokonywania trafnych ocen.  I niekoniecznie musi to być teściowa.

Tytułowe pytanie jest przedmiotem wielu – nieraz nader ożywionych – dyskusji w sieci. Jak się okazuje, także w tym temacie jest liczne grono znawców, którzy wiedzą najlepiej, a przynajmniej lepiej niż tak zwany przeciętny czytelnik, po jakie utwory należy sięgnąć, aby się duchowo ubogacić.

Przyznam, że takie alternatywne podejście do celu, jaki ma przyświecać wyborowi lektury, absolutnie do mnie nie przemawia. Więcej, uważam, że jest bezsensowne, gdyż zabawa i nauka są nierozdzielne, niezależnie od naszych intencji.

Nawet, jeżeli chodzi jedynie o rozrywkę, to i tak, sięgając po książkę, czegoś się dowiadujemy. Autorzy w większym lub mniejszym stopniu odsłaniają się w swoich utworach, nie tylko w autobiografiach. Przemycają do nich swoje poglądy, budując fabułę niejednokrotnie czerpią z własnego życiowego doświadczenia, dzielą się marzeniami a także własnymi lękami i frustracjami.

Czasami bohater powieści jest wzorowany na znanej pisarzowi, nieraz bardzo bliskiej osobie. Tak było w przypadku Ireny, kluczowej postaci „Sagi rodu Forste’ów” Johna Galsworthy’ego. Bywa, że pisarz nadaje bohaterom swoje cechy a ich książkowe perypetie są odzwierciedleniem wydarzeń z życia samego Autora. Dla przykładu: Georges Simenon – komisarz Maigret, Agatha Christie -  panna Marple, Ian Fleming – James Bond, Jarosław Hasek – wojak Szwejk.

Postawmy na indywidualność. Nie powtarzajmy za innymi opinii, które nie są naszymi. Jedna z moich ulubionych bajek Hansa Christiana Andersena to „Nowe szaty cesarza”. Dlaczego tylko małe dziecko miało odwagę powiedzieć głośno prawdę? Bo nie ma w głowie stereotypów i nie obawia się o swoją reputację, jest sobą. Może powinniśmy czasami uczyć się od dzieci? Zdarza się, że ich szczerość i bezpośredniość generują kłopotliwe sytuacje, ale przynajmniej wiemy, że mówią zgodnie ze swoim postrzeganiem.

Chciałabym jeszcze dodać parę słów odnośnie reklamy i promocji, które, w moim odczuciu, bywają demonizowane.

Czego oczekuje dzisiejszy odbiorca od reklamy książki? Sądzę, że najważniejsza jest jej funkcja informacyjna. Przesadna i zbyt nachalna reklama budzi z reguły rozbawienie. Na pewno nikt nie zachwyci się utworem tylko dlatego, że w promocji posłużono się wyświechtanymi zwrotami w rodzaju: „dla wyrobionych czytelników” albo „obowiązkowa lektura dla wrażliwych i myślących”. Jeszcze gorzej, gdy o swoim dziele pisze w ten sposób sam Autor, w dodatku tłumacząc ewentualne niepowodzenie zbyt małą ilością owych „wyrobionych, wrażliwych i myślących”.

Uważam, że pogląd o wielkim wpływie literackiej krytyki czy reklamy na czytelnicze gusta jest jedynie pobożnym życzeniem. W rzeczywistości czytelnicy nie przejmują się wcale sugestiami i poradami tysięcy sieciowych mądrali, marzących o pełnieniu opiniotwórczej roli.

Czytajmy to, co się nam podoba. Czy tego chcemy czy nie i tak się czegoś nauczymy.

 

Alicja Minicka

http://mysli-o-ludziach.blog.onet.pl