JustPaste.it

Taka, panie, kombinacja

Pan minister Sienkiewicz buńczucznie oświadczył, że „monopol na przemoc” w naszym nieszczęśliwym kraju „ma państwo, a nie bandyci”.

Pan minister Sienkiewicz buńczucznie oświadczył, że „monopol na przemoc” w naszym nieszczęśliwym kraju „ma państwo, a nie bandyci”.

 

ef3634fac57d62fb4ec717a5cc684b10.jpg

Jak nie trza, to się wszędzie szwenda, a tera znikła po komendach” – skarżył się Towarzysz Szmaciak na bezczynność Milicji Obywatelskiej podczas podpalenia komitetu partii. Taka bezczynność niekiedy wynika ze zwykłego lenistwa, ale jeszcze częściej – z wyrachowanej kalkulacji.

Na przykład w sierpniu 2010 roku policja udawała, że nie widzi ostentacyjnie prowokacyjnego zachowania przeciwników krzyża, których na Krakowskie Przedmieście miał „skrzyknąć” kuchcik Dominik Taras. Już na pierwszy rzut oka można było w przeciwnikach krzyża rozpoznać policyjnych konfidentów. Za komuny ubowniczkowie, a za nimi również konfidenci, nosili tzw. pederastki, a teraz – złote łańcuchy z tombaku na byczych karczychach.

Policjanci nie reagowali, kiedy osiłki wulgarnie zaczepiały starsze kobiety – co oznaczało, że mają taki rozkaz. Podobne sytuacje opisuje Aleksander Sołżenicyn w znakomitej książce „200 lat razem”, traktującej o stosunkach rosyjsko-żydowskich – a wiele wskazuje na to, iż taki sam mechanizm mógł być zastosowany podczas incydentów, do jakich doszło na plaży w Gdyni, z udziałem kibiców i meksykańskich marynarzy.

Byłoby dziwne, gdyby policja, nie mówiąc już o tak zwanych służbach, czyli bezpieczniackich watahach, nie próbowała infiltracji subkulturowych środowisk młodzieżowych. Ilu jest tam konfidentów – Bóg jeden wie, chociaż oczywiście infiltracja – to jedna, a przejęcie inicjatywy – to druga sprawa. Widoczna gołym okiem bezczynność policji skłania do podejrzeń, że również ten incydent mógł być zaplanowany. Nie tylko zresztą bezczynność policji, ale również spotkanie premiera Tuska z ministrami: spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem i sprawiedliwości Markiem Biernackim.

Po tym spotkaniu pan minister Sienkiewicz buńczucznie oświadczył, że „monopol na przemoc” w naszym nieszczęśliwym kraju „ma państwo, a nie bandyci”. Sęk w tym, że granica między „państwem”, co to ma „monopol na przemoc”, a „bandytami” nie jest tak bardzo ostra, jak by się mogło wydawać. Za sprawą rozbudowanej agentury, to znaczy – konfidentów, którym zarówno policja, jak i tak zwane służby, czyli bezpieczniackie watahy, nie tylko muszą na to i owo pozwalać albo przynaj- mniej przymykać oczy, jak i przestępczej aktywności samych watah (przykład Amber Gold jest tu bardzo charakterystyczny), państwo przestało być posiadaczem monopolu na przemoc.

Jeśli zatem po pokazuchowym namawianiu się z ministrami premier Tusk odgraża się, że „przemoc”, i to „brutalną”, będą stosowali tylko „policjanci” wobec „bandytów”, to może to oznaczać nie tylko daleko posuniętą utratę poczucia rzeczywistości z jednej strony, lecz także zapowiedź rozszerzenia pojęcia „bandytów” również na środowiska niechętnie usposobione do Platformy Obywatelskiej i obecnego rządu. Pan minister Biernacki wspominał o jakichś „ustawach”, które mają przynieść zbawienne efekty.

A co z ustawą legalizującą „bratnią pomoc” w przypadku rozruchów, której projekt MSW wycofało, rzekomo do „dalszych prac”? Skoro 20 maja prezydent Putin rozkazał FSB nawiązanie współpracy z kontrrazwiedką wojskową w Polsce, to i tubylcze „państwo” też będzie musiało podciągnąć się w „brutalności”. 11 listopada zbliża się nieubłaganie, więc już nie można było dłużej czekać ze sprowokowaniem incydentu pozwalającego premieru Tusku na demonstrację siły, „brutalności” i energii. „Taka, panie, kombinacja” – jak mawiał poeta Antoni Lange.

 

 

Źródło: Stanisław Michalkiewicz