JustPaste.it

Czym jest słynny 'szósty zmysł'?

Gemma Houghton uratowała swoją siostrę Leanne przed niechybną śmiercią. Lenne dostła napadu padaczki podczas kąpieli, uderzyła się w głowę, po czym straciła przytomność.

Gemma Houghton uratowała swoją siostrę Leanne przed niechybną śmiercią. Lenne dostła napadu padaczki podczas kąpieli, uderzyła się w głowę, po czym straciła przytomność.

 

Autor: FN     Źródło: FN, Metro     Dodany: Sunday, 02 June 2013 06:33

Gemma Houghton uratowała swoją siostrę Leanne przed niechybną śmiercią. Lenne dostła napadu padaczki podczas kąpieli, uderzyła się w głowę, po czym straciła przytomność.

15 letnia Gemma rażona przeczuciem, że coś jest nie w porządku pobiegła na górę, gdzie Leanne brała kąpiel, wyciągnęła nieprzytomną dziewczynę z wanny i zrobiła jej sztuczne oddychanie ratując jej życie.swiatło

Gemma powiedziała gazecie:

Usłyszałam głos mówiący: Siostra cię potrzebuje. Wiedziałam, że muszę iść na górę. Kiedy podniosłam jej głowę, zaczęła sinieć. Myślę, że to anioł stróż ostrzegł mnie przed niebezpieczeństwie”.

Leanne dodała: "To jak szósty zmysł. Ona ocaliła mi życie”.

W tej historii pojawia się bardzo ważny moment, kiedy Leanne mówi o tym, że w „głowie usłyszała głos”. Interpretuje to ona jako szósty zmysł, rodzaj przejmującego przeczucia, czegoś stojącego o szczebel wyżej od intuicji. Ale czy na pewno ma rację?

Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie warto zapoznać się z historią, którą przeżył gigant polskiego jasnowidzenia, Stefan Ossowiecki. Została ona szczegółowo opisana w książce ŚWIAT MEGO DUCHA I WIZJE PRZYSZŁOŚCI (WARSZAWA 1933, Dom Książki Polskiej SA). Oto fragment tej książki:

 

 

Doświadczenie 68.

Bardzo często miewałem i miewam widzenia. Opiszę tu więc jedno z nich, bardzo ciekawe, dzięki któremu miałem szczęśliwą sposobność uratowania życia kilku ludziom.

Było to w 1923 r., w końcu czerwca. Pracując u siebie w gabinecie i będąc trochę zmęczony, oparłem się wygodnie w fotelu i przeniosłem się oczami Ducha, rzucając swój wzrok widzenia w przestrzeń. Patrząc na Wisłę, zauważyłem w pewnej chwili w pobliżu mostu Poniatowskiego, od strony Pragi, kilku tonących mężczyzn.

Zdawałem sobie jasno sprawę, że widzę fakt, który ma tu dopiero nastąpić. Wrażenie, jak gdyby prądy zmienne Wisły porwały kilku ludzi, zaciekle broniących się przed wirem. Chcąc za wszelką cenę uprzedzić ten straszny wypadek, natychmiast wybiegłem z domu, wziąłem dorożkę (a mieszkałem wówczas przy ul. Trębackiej 11) i pojechałem na brzeg Wisły. Tutaj, nie tracąc ani chwili czasu, wskoczyłem do łodzi i kazałem się wieźć w kierunku kąpiących się ludzi, od których dzieliła mnie znaczna odległość. Kiedy się już do nich zbliżyłem, kazałem przewoźnikowi wjechać między kąpiących się, ale już tonących ludzi. Były to już ich ostatnie wysiłki, twarze mieli wykrzywione. Przewoźnik nie chciał się do nich przybliżyć, bojąc się, aby nie przewrócili łodzi i nie wciągnęli nas w odmęty rzeki.

woda

Dopiero suty napiwek skłonił go do skierowania łodzi ku tonącym. Przy pewnym wysiłku udało mi się wyratować trzech, jak się okazało, żołnierzy 30. pułku. Wciągnęliśmy ich siłą do łódki, gdyż byli już bardzo słabi. Chciałem uratować czwartego, ale niestety był on od nas za daleko. Podczas gdy ratowałem tych trzech, zniknął on pod wodą. Długo nie mogłem zapomnieć strasznych jego oczu, w których już się odbijała nadchodząca śmierć.

Przytaczam protokół trzech osób, które były świadkami tej cudownej a tragicznej chwili.

„W roku 1923, w gorący dzień przy końcu czerwca około godziny 5–6 po południu siedzieliśmy na brzegu Wisły z prawej strony mostu Poniatowskiego. Po stronie Pragi kąpała się grupa mężczyzn, jak się później okazało, żołnierzy. Wesołe ich okrzyki dochodziły przez rzekę do nas. W pewnym momencie ujrzeliśmy podchodzącego nerwowo szybkim krokiem do brzegu dość tęgiego mężczyznę, którym był znany nam z widzenia p. Stefan Ossowiecki.

Mieliśmy wrażenie, że pan Ossowiecki bardzo się śpieszy, bo tylko co przyjechał na brzeg rzeki dorożką i wskoczył do jednej z najbliżej znajdujących się łódek (most nie był wtedy odbudowany), po czym natychmiast odpłynął, kierując się ku drugiemu brzegowi, gdzie kąpali się żołnierze. W tym samym momencie zauważyliśmy wśród kąpiących się jakieś zamieszanie i najwyraźniej widać było, że kilku z nich natrafiło na głębię i zaczyna tonąć.

Właśnie na tę chwilę podpłynął pan Ossowiecki i z pomocą przewoźnika uratował życie trzem tonącym; czwarty niestety poszedł na dno. Świadkami tego szczęśliwego uratowania byli: moja żona, hr. Antoni Jundziłł i ja. Kiedy w jakiś czas potem poznaliśmy pana Ossowieckiego i przypomniałem mu o jego roli w ratowaniu tonących, opowiedział nam, że miał wizję, że znalazł się wtedy na brzegu Wisły i wsiadł do łódki pod jakimś wewnętrznym nakazem, który go zmusił do porzucenia pracy, jaką był zajęty u siebie i udania się natychmiast na brzeg Wisły, by nieść pomoc tonącym”.

(–) Zenon Koziełł

Sędzia Warszawskiego Sądu Okręgowego

 

Przypadek Ossowieckiego z tonącymi żołnierzami jest o tyle ciekawy, że on zobaczył wydarzenie mające dopiero nastąpić w przyszłości. Tu już nie ma mowy o żadnej intuicji i „silnym przeczuciu” – to jasnowidzenie w najczystszej formie. Pozostaje jednak pytanie: czy to tylko jego umysł zobaczył przyszłość, czy „ktoś” podsunął mu tę wizję? Tu pojawia się pytanie: kim mógł być ten „ktoś”? Chodzi oczywiście o wyższe byty duchowe (jakkolwiek je nazywać), których obecność w naszej rzeczywistości jest tak często opisywana przez świadków. Oto jakiś głos mówi o tym, że „ktoś umiera”. My zakładamy: to mój „szósty zmysł”, a to może być jednak coś więcej. Historia potwierdzająca „pomoc kogoś” została już kiedyś przedstawiona na łamach FN, kiedy o chłopcu uwięzionym w samochodzie nagle dostało informację kilka ludzi, i to niezależnie od siebie. Oto fragment:

http://vimeo.com/61399320

Nasz kolega z pokładu Nautilusa, który jest współautorem tego artykułu, napisał także krótki komentarz.

[...] Różne imiona przybiera ten ułamek sekundy tajemniczego błysku w umyśle który sprawia, że nagle chcemy wybrać inną drogę powrotną do domu, skreślamy kupon lotto choć nigdy wcześniej nie graliśmy w żadną grę losową, a w przypadku podejmowania decyzji z wieloma dostępnymi opcjami, skłania nas ku konkretnemu wyborowi. Nie mamy przy tym pojęcia dlaczego tak się właśnie stało. "Coś mnie tknęło" - jak wiele osób ma w zwyczaju mówić po zetknięciu się z tym zjawiskiem. Internet jest wprost usiany tego typu historiami i niewiele wysiłku potrzeba żeby znaleźć coś na własną rękę. Czym właściwie jest owo "przeczucie"?

Być może ostrzeżeniem od naszego umysłu, który wykonując wiele obliczeń na sekundę wykrył prawdopodobieństwo wystąpienia pozytywnego bądź negatywnego zdarzenia i daje nam sygnał: w pierwszym przypadku jak do niego dojść, a w drugim - jak go uniknąć? Podświadomość ma olbrzymie pokłady mocy obliczeniowej. W czasie w którym umysł świadomy przetwarza 1 bit informacji, podświadomy z łatwością daje sobie radę aż z 10000 bitów! Dzięki temu sprawuje pieczę nad wszystkimi nieświadomie wykonywanymi czynnościami jak np. oddychanie, pozwala nam z rutynową łatwością używać umiejętności, które wypracowaliśmy do poziomu tzw. nieświadomej kompetencji, dokonuje za nas osądów podsumowując wszystkie zebrane naprędce informacje i wiele innych, a to wszystko dzieje się poza naszą świadomością. Nie byłoby to wcale nieprawdopodobne gdyby się okazało, że istnieją jakieś matematyczne wzory na określanie procentu prawdopodobieństwa wystąpienia danego zdarzenia i że nasza podświadomość z nich korzysta, dając nam wskazówki jak postępować.

A może jest to jakiś przebłysk zdolności które każdy z nas mógłby mieć na porządku dziennym, gdybyśmy byli bardziej rozwinięci? Być może to coś w rodzaju szczątkowej telepatii: komuś dzieje się coś złego, a my nagle czujemy, że coś jest nie tak i automatycznie ruszamy na pomoc. Mózg ma przed nami wiele tajemnic i pewne jest tylko to, że dalej nie wykorzystujemy jego możliwości w pełni. Przy najoptymistyczniejszych wariantach obliczania jest to jakieś kilkanaście procent. Wystarczy wyobrazić sobie do czego moglibyśmy być zdolni, gdyby tak chociaż podwoić albo potroić tą liczbę i już wyobraźnia zaczyna pracować na najwyższych obrotach produkując obrazy cudownych zdolności pozazmysłowych z jakich potencjalnie moglibyśmy umieć korzystać.

Zdania są podzielone i każdy ze zwolenników różnych teorii będzie miał dowody na słuszność jego tezy. Nie widzę sensu wdawania się w polemikę dotyczącą prawdziwości istnienia przeczucia, bądź przypisywania mu konkretnego znaczenia. Przedstawiłem tu swoje przemyślenia i przypuszczenia, natomiast każdego z Czytelników zachęcam do sięgnięcia po własne doświadczenia w próbach rozwiązania tej zagadki na własną rękę. Osobiście, zjawisko samo w sobie uważam za interesujące i jak dotąd pozwoliło mi uniknąć kilku mandatów, parę razy wygrać w karty ze znajomymi, jak również osiągnąć kilka mniejszych i większych korzyści. Kto wie, może w przyszłości uratuje mi życie? A może już uratowało, tylko nigdy się o tym nie dowiem?

Mateusz, FN

 

Źródło: Autor: FN Źródło: FN, Metro