JustPaste.it

Zupa po mojemu

Całe rano wylegiwałam się w łóżku, później trening, który został przerwany mi przez siostrę ostrym "Ty dziś gotujesz". Oczywiście dlatego, że mama w pracy, a nikt u nas w domu nie lubi gotować. Ja też nie za bardzo. Może makaron spaghetti? Był wczoraj, zresztą jeszcze został w połowie nie tknięty. Sos do niego także. Idźmy więc dalej. Ryż? Chyba już wszystkim się znudził. Zaglądam do lodówki, widzę słoiki z dżemem, jogurty, śmietanę, szynkę, serek topiony, jakieś przeciery, musztardy, ketchupy, oliwy, ogólnie to "bida z nyndzom". Ale oto mój wzrok napotyka tajemniczą zieloną miseczkę, której zawartość wskazuje na mięso! Na wierzchu grzbiet koguta, a pod nim jakieś ładne fileciki, albo schabowe, albo coś jeszcze innego. Nie, jednak szkoda marnować takiego wspaniałego mięsa na mój marny obiad. Jednak grzbiet tego kogucika, to prawie same kości, takie same z których mama często gotuje zupę.

ZROBIĘ ZUPĘ

Ładuję koguta do dużego gara, zalewam wodę, wstawiam na ogień. Ależ to będzie zupa! Mistrzostwo świata!

Idę w tym czasie wziąć kąpiel a później do ogródka po warzywka. To będzie marchewkowa. Z całym naręczem marchewek, kilkoma pietruszkami i selerem wracam do domu. Tam dokładnie myję je, obieram, kroję w podłużne paseczki i wkładam do garnka, zieleninę kroję byle jak i też dokładam. Przypominam sobie, że jest jeszcze w zamrażalniku papryka. Wykładam na talerz, żeby się odmroziła.

CZAS NA ZIOŁA

Pieprz, sól -standard. Może papryki słodkiej? Pasuje. Bazylia i oregano też. I ziele angielskie Dałabym coś jeszcze. Rozmaryn? Nie, na opakowaniu pisze, że do mięsa, pieczeni, pasztetów itp. Mój kogut wydał mi się za bardzo kościsty, żeby nazwać to "mięsem".

Mieszam i mieszam i taka wodnista ta zupa, mało spektakularna, zupa jak zupa, a ja przecież chcę uchodzić za mistrza kuchni!  Mój wzrok pada na spaghetti z wczoraj. Hmmm... Pokroiłam makaron jak bądź i dorzuciłam do całości. Paprykę, która już się odmroziła, też. Miała być marchewkowa? Mozę by przerobić na marchewkowo-pomidorową? Mam przecier, zrobię zaprawkę! Trochę maki, śmietany i przecieru pomidorowego. Niestety, mój wzrok padł na sos do spaghetti, który został z wczoraj. Od razu doprawiony, może się nada. Zamieszałam, zagotowałam, wyciągnęłam na koniec grzbiet koguta i gotowe.

OBIAD PODANO DO STOŁU!!!

Smacznego życzę wszystkim, nie odpowiadam na żadne skargi, wnioski ani zażalenia.

Po czym wzięłam sobie miskę płatków owsianych z miodem i uciekłam do swojego pokoju, zanim usłyszałam pierwsze słowa narzekania na to paskudztwo.

Czasem udaje się zrobić "coś" z niczego, ale to "coś" zawsze też może nie mieć w sobie nic