JustPaste.it

Edward Mogilski, Martwa laleczka

Fragment powieści Edwarda Mogilskiego "Martwa laleczka" - częstochowskiego kryminału na opak, gdzie parszywy detektyw staje wobec zadania ponad jego siły...

Fragment powieści Edwarda Mogilskiego "Martwa laleczka" - częstochowskiego kryminału na opak, gdzie parszywy detektyw staje wobec zadania ponad jego siły...

 

Mimo że od śmierci Morawskiej-Kopeć minęło pół roku nie potrafiłem się z tym oswoić. Wręcz przeciwnie, im zwiększał się dystans czasowy, ja coraz bardziej czułem potrzebę wyjaśnienia tej sprawy. Wtedy, gdy ją znalazłem martwą w Olsztynie, zachowałem się jak tchórz. Zaczęło to do mnie docierać od niedawna: zaszyłem się w domu i drżałem w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić. Żałosne! Jak dotąd, czyli do połowy stycznia nie nastąpiło nic. Na szczęście, w międzyczasie trafiły się trzy sprawy, z tego dwie naprawdę ,,grube” i ich prowadzenie pozwoliło mi oderwać się od wydarzeń związanych ze śmiercią żony Kopcia. Poza tym, co bardzo mnie ucieszyło, poważnie zasiliły moje konto, tak że mogłem spokojnie spłacić dług, z jakim zalegałem mojemu bratu. Czasem żałowałem, że nie mieszka w Częstochowie. Przynajmniej miałbym tutaj jakąś rodzinę.

Stabilna sytuacja finansowa dawała mi możliwość działania w sprawie śmierci mojej byłej klientki. Wiedziałem, że muszę spróbować. Jeśli nie spróbuję, będę wyrzucał sobie to do końca życia. Wiedziałem, że cena jest wysoka. Wprawdzie nic mnie już nie bolało od dłuższego czasu, ale miałem w pamięci pamiętny wieczór w nędznym hoteliku na Przemysłowej… W ogóle wtedy byłem jakiś bardziej spięty. Martyna powiedziała, że żyję jak zaszczute zwierzę czy coś takiego. Myliła się. Ja w tej chwili się tak nie czułem. Gorzej było w lipcu, w sierpniu i we wrześniu. Teraz wiedziałem przynajmniej na czym stoję. Być może to dzięki znajomości z Beatą moja psychika nie sfiksowała do reszty. Jednak poczucie winy z powodu śmierci Morawskiej-Kopeć dręczyło mnie niemiłosiernie. Gdyby nie ono, mógłbym spokojnie powiedzieć o sobie, że jestem w miarę szczęśliwym facetem.

14

         Wróciłem do mieszkania. Zaparzyłem kawę i usiadłem przed komputerem. Miałem zamiar zrobić porządki z raportami z zeszłego roku, żeby mieć wreszcie porządek w dokumentacji mojej parszywej profesji na rok bieżący. Woń świeżo parzonej kawy rozeszła się po moim M2. Do tego coś słodkiego i moje podniebienie było w pełni usatysfakcjonowane. Zerknąłem do notesu, prawie bym zapomniał. Może będzie kolejne zlecenie. Wczoraj jakiś facet dzwonił z pytaniem, czy bym nie zdobył dowodów na to, że jego eks jest ,,puszczalską suką”, jak to określił. Potrzebował ich, żeby zwiększyć swoje szanse w walce o prawo do opieki nad ich siedmioletnim synem. Na razie zapytał tylko o koszty i powiedział, że oddzwoni. Pewnie szukał po całym mieście najtańszego platfusa. Wątpiłem w to, że się znowu odezwie. Miałem nawet wyrzuty sumienia, że wymieniłem za dużą sumę. W innym wypadku, gdyby nie tamte zlecenia, robiłbym wszystko, żeby to właśnie mnie dał zarobić.

         Po godzinie pracy przed komputerem w końcu doszedłem do zlecenia Morawskiej-Kopeć. Westchnąłem i sięgnąłem po teczkę. Miałem tam zdjęcia Pawła Kopcia. Moją uwagę znów przykuło to, na którym widniała zamazana postać w tle. Kto to jest do cholery, powiedziałem do siebie. Włączyłem skaner i przerzuciłem to zdjęcie na dysk. Młody Kopeć z jeszcze żywą żoną i jakiś facet w tle. Powiększyłem obraz kilkukrotnie, ale zdjęcie zaczęło się rozmazywać coraz bardziej. Cholera, zakląłem. Nie miałem odpowiedniego programu do obróbki zdjęć, takiego z jakiego korzystają gliniarze. Będę musiał poprosić Martynę o załatwienie tej aplikacji. Już widzę, jak się ucieszy – przed oczami stanęła mi jej rozczarowana mina, gdy poprosiłem o informacje związane ze sprawą Morawskiej-Kopeć. Cóż, pomarudzi trochę, ale załatwi. Tego mogłem być pewien. Miałem nadzieję tylko, że informacje odnośnie tej dziewczyny i jej cholernej rodzinki zorganizuje mi w miarę szybko, bo czułem wzmożoną potrzebę działania w tej materii.

Sobotni wieczór spędziłem, jak to ostatnio miałem w zwyczaju coraz częściej, z Beatą. Tym razem zostaliśmy w domu. Ona przygotowywała w kuchni kolację, a ja po raz setny towarzyszyłem Asi w oglądaniu trzeciej części Shreka, jej ulubionej. Jak na niecałe pięć lata dziewczynka była rezolutną osóbką, która miała w zwyczaju bombardować mnie pytaniami z dziedzin wszelakich, o których, jak się okazywało w trakcie tych rozmów, miałem mgliste pojęcie. Spotkania z Beatą, wizyty w jej domu, w jakimś tam stopniu zapełniały pustkę, którą odczuwałem, spędzając czas samotnie. Czy było to coś głębszego, czy tylko potrzeba obcowania z ludźmi, tego nie wiedziałem. I nie chciałem się nad tym zastanawiać. Wychodziłem z założenia, że jeszcze przyjdzie czas, żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Beata zawołała nas do stołu. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że jej nie pomagam w przygotowaniu jedzenia, ale moje zdolności kulinarne były bardzo skromne, o czym sama zdążyła się już przekonać.

07eb0d0971e8abe4addce56bd1e83073.jpg

Po kolacji Beata poszła położyć małą do łóżka, a ja gapiłem się w telewizor. Po paru minutach wróciła z powrotem.

– Co oglądasz? – zapytała, siadając obok mnie.

Pachniała dobrymi perfumami. Ciarki przeszły mnie po plecach. Zapach był subtelny, ale jednocześnie było w nim coś intensywnego, coś zachęcającego.

– Jakiś film o wojnie w Wietnamie. Beznadzieja.

– To przełącz. – Oparła głowę o moje ramię.

Rozpocząłem wędrówkę po kanałach, ale nie było nic ciekawego. Zatrzymałem się dopiero przy transmisji jakiegoś starego koncertu The Cure.

– O! – ożywiła się. – Słuchałam ich, jak chodziłam do liceum.

Przez następne pół godziny siedzieliśmy w milczeniu i kontemplowaliśmy występ zespołu. Gdy już się skończył, odchyliła głowę i zapytała wpatrując mi się w oczy:

– Adam, myślałeś kiedyś o zmianie zawodu? – Zaskoczyła mnie tym pytaniem.

– Czasem o tym myślę – odpowiedziałem.

– To dobrze.

– Dlaczego pytasz? – Zauważyłem, że już od dłuższego czasu nurtuje ją ta kwestia.

Nie odpowiedziała. Dalej coś analizowała.

– Wiesz co? – zapytałem..

– Co?

– Jak tak myślisz, wyglądasz naprawdę uroczo.

– Spadaj. Takie teksty zostaw dla napalonych gimnazjalistek – odpowiedziała ze śmiechem, po czym przytuliła się do mnie mocno.

Gdy wychodziłem z domu, ona stała w drzwiach i patrzyła, jak zmierzam do samochodu. Zacząłem go szybko odśnieżać.

– Pomyśl o tym! – krzyknęła. – To dobranoc.

Chciałem zapytać, o co jej chodziło, ale zamknęła drzwi. Wsiadłem do samochodu. Na dworze było chyba z minus piętnaście, mróz nie z tej ziemi. Do tego ciągle nawalający grubymi płatami śnieg. Czyli paskudnie...

Gdy wchodziłem, do mieszkania zegar wskazywał 23:45. Trzeba będzie trochę tu posprzątać, pomyślałem, patrząc na porozrzucane papiery i ubrania po całym pokoju. Zrobiłem sobie drinka z colą i usiadłem w fotelu. O co chodziło Beacie? Naprawdę chciała, żebym zmienił zawód? Jeśli tak, to będę musiał z nią o tym jeszcze porozmawiać.