JustPaste.it

Najlepsza dieta

Czy wegetarianizm może mieć coś wspólnego z wolnością religijną? Może.

Czy wegetarianizm może mieć coś wspólnego z wolnością religijną? Może.

 

Początek mijającego lata w polityce naznaczyło uchwalenie zakazu uboju rytualnego. Posłowie uchwalili nowe prawo niemal zgodnie, ponad podziałami politycznymi, jak nigdy. Swoje działanie uzasadniali, a jakżeby inaczej, głęboką troską o los zwierząt hodowlanych — żeby nadmiernie nie cierpiały podczas zadawania im śmierci. Na co dzień nasza klasa polityczna kłóci się o wszystko, a tu taka zgodność. Byłem już bliski uronienia łzy  wzruszenia nad tym odruchem serca naszych posłów, gdy przyszło mi na myśl, że w dniu uchwalenia ustawy prawdopodobnie większość z nich w sejmowej restauracji wybrała obiad... mięsny. Zresztą jak większość Polaków.

Nie wiem, co było prawdziwą przyczyną tej nadzwyczajnej zgodności w uchwaleniu zakazu uboju rytualnego, ale trudno mi uwierzyć, że chodziło o dobro zwierząt. Czas pokaże. Gdyby bowiem rzeczywiście chodziło o dobro zwierząt, znalazłoby się parę innych rzeczy do uchwalenia, pilniejszych, jak choćby poprawienie warunków życia zwierząt hodowlanych czy warunków przewozu zwierząt do rzeźni, zakazu wykonywania doświadczeń na zwierzętach w laboratoriach kosmetycznych. Kierując się troską o zwierzęta, by nie cierpiały, zawsze też można było rozważyć zakazanie wszelkiego uboju, nie tylko rytualnego. Żadne zwierzęta w Polsce by już wtedy na pewno nie cierpiały. Kto by chciał jeść mięso, kupowałby je tylko z importu. Byłoby pewnie znacznie droższe niż dotychczas, ale za to jako całość mielibyśmy czystsze sumienia. Gdyby to rozwiązanie wydawało się zbyt radykalne, posłowie głosujący za zakazem uboju rytualnego — stosownie do zadeklarowanego swoim głosem poglądu na cierpienie zwierząt — powinni byli z dniem głosowania przejść na wegetarianizm. Przynajmniej byliby konsekwentni. Przestaliby swoimi gustami smakowymi przyczyniać się do poszerzania obszaru cierpienia naszych braci mniejszych.

Nie słyszałem jednak, by którykolwiek z wybrańców narodu po tym głosowaniu przeszedł na wegetarianizm. Nic tak nie razi jak obłuda. Okazywanie troski, która faktycznie nie jest żadną troską, a przy tym cudzym kosztem. W tym konkretnym wypadku kosztem mniejszościowych wyznań religijnych, dla których ubój rytualny nie jest jedynie zwyczajem kulturowym, ale wymogiem religijnym, i których nawet nikt nie zapytał w tej sprawie o zdanie. Wszystkie duże linie lotnicze świata respektują fakt, że są wyznania religijne, których wyznawcy nie zjedzą mięsa pozyskanego inaczej niż z uboju rytualnego. Tylko my uznaliśmy, że to nie ma znaczenia, a konkretnie, że nie musimy się liczyć z cudzymi wierzeniami religijnymi. A dlaczego? Bo cudze. Bo mniejszościowe.

Nie musimy się zgadzać z cudzymi praktykami religijnymi. Nie muszą się nam podobać. Ale dopóki nie szkodzą ludziom, powinny być dopuszczalne. A co z prawami zwierząt, z ich cierpieniem?! — zawołają obrońcy zwierząt. Rozumiem. Dlatego powtórzę: jeśli chcemy oszczędzić zwierzętom cierpienia, zakażmy wszelkiego uboju. Dywagacje, jaki rodzaj śmierci jest bardziej bolesny, są bezpłodne. Jeszcze nikt nie wymyślił takiego miernika, który by to zmierzył.

Dziś z pogwałceniem wolności religijnej i bez pytania najbardziej zainteresowanych (z mniejszościowych związków wyznaniowych) zakazano uboju rytualnego. Jakiej praktyki religijnej jakiemu wyznaniu władza zabroni jutro? A co, gdyby w ramach ochrony epidemiologicznej prewencyjnie zakazała zanurzania palców w wodzie święconej wiernym wchodzącym do katolickich kościołów? Jestem ciekaw, czy mielibyśmy wtedy w sejmie taką zgodność.

Jak dotąd wegetarianizmu jedynie dotknęliśmy, niejako w opozycji do uboju rytualnego czy uboju w ogóle. A to temat tego lata także modny, również w przodujących tygodnikach, np. w „Polityce”. Ciągle nie brakuje ludzi próbujących udowadniać, że wegetarianizm jest be; że nie dostarcza wszystkich potrzebnych do życia składników; że bez mięsa się nie da, a wegetarianie to fanatycy. Tym bardziej więc polecam okładkowy wywiad z człowiekiem, który... chciałoby się przysłowiowo powiedzieć: zjadł na wegetarianizmie wszystkie zęby, a tu wręcz przeciwnie — mimo że ma 90 lat, ma wszystkie swoje zęby, nie nosi okularów, jest niezwykle sprawny intelektualnie i fizycznie; no i od zawsze jest wegetarianinem. Chodzi o Johna Scharffenberga, profesora dietetyki z Uniwersytetu Loma Linda w Stanach Zjednoczonych.

Jednak dla wierzących w Pismo Święte jako autorytatywne źródło wiary — a wydaje się, że w Polsce takich brakować nie powinno — bardziej niż nawet medyczne dowody na wyższość wegetarianizmu nad dietami mięsnymi powinno mieć znaczenie to, że dieta bezmięsna była pierwszą dietą, jaką Bóg przeznaczył ludziom bezpośrednio po stworzeniu. A że wszystko wtedy było „bardzo dobre”, więc i ta dieta taka była — najlepsza dla człowieka. Przykłady podawane przez prof. Scharffenberga dowodzą, że ciągle taka jest. 

Andrzej Siciński

 

[Artykuł ukazał się jako felieton wstępny w miesięczniku „Znaki Czasu” 9/2013. Na potrzeby publikacji na Eioba.pl zmieniony został jedynie lid].

 

 

Źródło: http://znakiczasu.pl/punkt-widzenia/282-najlepsze-dieta-zc-09-2013