JustPaste.it

Sławni w anegdocie

za prawdziwość tych historyjek nie ręczę i nie dam sobie uciąć nawet paznokcia.

za prawdziwość tych historyjek nie ręczę i nie dam sobie uciąć nawet paznokcia.

 

731c84d8f84220f99c3e4a48ed1c8bd7.jpg

Ludwik XV król Francji miał dość osobliwe poczucie humoru. Podejmował w Wersalu jednego z europejskich monarchów wraz z małżonką. Dostojne panie zgodnie z protokołem wizyty miały spotkać się następnego dnia. Poinformował swego gościa, aby uprzedził swą małżonkę, że królowa Francji jest głucha i należy mówić do niej bardzo głośno. Swej małżonce Mari Leszczyńskiej przekazał próśbę swego dostojnego gościa. Podejmowana królowa jest głucha i należy do niej mówić bardzo głośno. Efekt był taki, że obie damy strojąc uprzejme miny, pełne niezwykle uprzejmych gestów, darły się na siebie niczym przekupki na targu, a obaj monarchowie w pomieszczeniu obok tarzali się ze śmiechu.

Kiedyś Lessing dostał paczkę, w której było opowiadanie pod tytułem "Dlaczego żyję?" i list, w którym początkujący autor prosił go o ocenę. Lessing przeczytał  opowiadanie i odpowiedział: "Żyje pan tylko dlatego, że przysłał swoje opowiadanie pocztą, a nie przyniósł osobiście."

W Weimarze spotkali się na wąskiej ścieżce w parku Goethe i pewien krytyk literacki. Zobaczywszy Goethego, krytyk warknął:
- Nie ustępuję drogi durniom.
- A jak przeciwnie - odpowiedział Goethe i zszedł na bok.

Do Balzaka przyszedł rzemieślnik i zażądał zapłaty za wykonaną pracę. Balzac wyjaśnił, że nie ma teraz pieniędzy i poprosił go, żeby przyszedł kiedy indziej. Rzemieślnik się zdenerwował i zaczął krzyczeć:
- Kiedy przychodzę po pieniądze, to pana nigdy nie ma w domu, a gdy nareszcie pana zastałem, to pan nie ma pieniędzy!
- To zrozumiałe - powiedział Balzac. - Gdy mam pieniądze, to nie siedzę w domu.

Pewnego razu, kiedy Balzac jak zwykle przyszedł do wydawcy po zaliczkę, zatrzymał go w drzwiach sekretarz i powiedział:
- Bardzo mi przykro, panie Balzac, ale pan wydawca dzisiaj nie przyjmuje.
- To nic - odpowiedział Balzac - najważniejsze, żeby płacił.

Towarzysz Gomułka I sekretarz PZPR znany był ze swojej niechęci do sportu. Po olimpiadzie w Tokio, gdzie poilska ekipa wywalczyła sporo medali namówiono go, aby przyjął jednak medalistów olimpijskich. Napisano mu okolicznościowe przemówienie. Towarzysz wyszedł, wyciągnął kartkę papieru i zaczął:
- O, o, o. Podszedł do niego ówczesny premier Cyrankiewicz i szepnął mu do ucha:
- Tego nie czytaj, to są kółka olimpijskie.

Adolf Dymsza przebywał ze swoim kilkuletnim wnukiem na wakacjach zimowych w Zakopanem. Chłopcu popsuły się jego narty i Dymsza zabrał je do warsztatu do naprawy. Idąc, spotkał po drodze Magdalenę Samozwaniec, która zagadnęła go:
- Panie Dodku, czemu pan ma takie małe narty?
Na co Dymsza, bez mrugnięcia okiem:
- A bo przyjechałem na krótko.

Ta anegdota dotyczy Kaliny Jędrusik. Słynąca z niewyparzonego języka aktorka, zapaliła na scenie papierosa podczas próby. Podszedł do niej strażak i powiedział: - Tu nie wolno palić. Jędrusik odparła ze spokojem: - Odp...l się.. Ten poszedł przemyśleć sprawę za kulisy. Po chwili wrócił na scenę, ale tam już nie było Jędrusik, tylko Barbara Rylska. On był jednak tak wściekły, że tego nie zauważył. Krzyknął do Rylskiej: - Ja też potrafię przeklinać, ty k... stara!. Zszokowana aktorka pobiegła do reżysera Edwarda Dziewońskiego i opowiedziała mu o wszystkim. Wściekły reżyser poszedł do strażaka i powiedział: - A pan jest ch...!. Potem okazało się, że strażak był już inny. 

W połowie wieku XVII jeden ze sławnych lekarzy londyńskich przeprowadzał ryzykowną operację oczu, ratując wzrok pewnemu krawcowi. Pacjent wkrótce powrócił do zdrowia. Wydawało się, że wszystko jest w porządku, kiedy jednak lekarz, chcąc przekonać się, czy operacja nie pozostawiła jakichkolwiek skutków ujemnych, dał do przeczytania krawcowi tekst z książki krawieckiej, biedny "mistrz igły" nie potrafił odczytać ani słowa. Sławny okulista był przez kilka dni zrozpaczony. Potem okazało się się, że peracja się udała . Krawiec nie umiał czytać!

Andersen ubierał się bardzo niedbale. Pewnego razu jakiś złośliwiec zapytał:
- Ten żałosny przedmiot na pańskiej głowie nazywa pan kapeluszem?
Ten spokojnie odpowiedział:
- A ten żałosny przedmiot pod pańskim kapeluszem nazywa pan głową?

Pisarz Gottfried Keller pił o wiele za dużo wina, niż na to pozwalał stan jego zdrowia. Lekarz zwrócił mu taktownie uwagę, żeby zmniejszył ilość spożywanych płynów.
Keller zasępił się na chwilę, po czym powiedział z uśmiechem:
- Oczywiście, panie doktorze, od dzisiaj nie będę jadał zupy.

Kiedyś jeden ze znajomych Marka Twaina zanudzał go opowieściami o swojej bezsenności.
- Czy pan rozumie? Nic mi nie pomaga, absolutnie nic.
- Niech pan spróbuje porozmawiać sam ze sobą, zaśnie pan po minucie.

W 1882 roku Oscar Wilde po raz pierwszy przyjechał do Stanów Zjednoczonych. Celnik zapytał go, czy ma coś do oclenia.
- Nic, oprócz talentu.

Któregoś wieczoru Bernard Show przyszedł do teatru na swoją sztukę trochę spóźniony. Poproszono go, by skierował się do swojej loży i cicho zajął miejsce.
- Na to Show: - A co, wszyscy już śpią?

Poproszono kiedyś Herberta Wellsa jednego z pionierów gatunku science fiction., by wyjaśnił, co to jest telegraf.
 - Wyobraźcie sobie gigantycznego kota - powiedział pisarz - którego ogon znajduje się w Liverpool, a łeb w Londynie. Gdy kotu nadepnął na ogon, rozlega się miauczenie. Właśnie tak działa telegraf.
 - A jak działa  telegraf bez drutu?
- To samo, tylko bez kota.

Tristan Bernard jadł kiedyś obiad na Riwierze w jednej z najdroższych restauracji. Kiedy kelner przyniósł mu rachunek, Bernard zapłacił i kazał wezwać właściciela  restauracji. Ten zjawił się natychmiast. Bernard zapytał:
- Pan jest właścicielem tej restauracji?
- Tak, ja.
- W takim razie uściskajmy się mocno, bo już nigdy mnie pan tu nie zobaczy.

Pewien dramaturg zaprosił André Gide'a na premierę swojej sztuki. Po drugim akcie André Gide zwrócił się do autora sztuki:
- Teraz na dworze musi bardzo padać.
- Dlaczego pan tak myśli? - zapytał autor.
- Bo wszyscy zostali, żeby zobaczyć trzeci akt.

Pewnego razu do Tomasza Manna przyszedł początkujący pisarz. Przeczytał Mannowi kilka swoich utworów i poprosił go o ocenę.
- Powinien pan dużo czytać - powiedział Tomasz Mann. - Czytać, czytać, i jeszcze raz czytać.
- Dlaczego?
- Jeśli pan będzie dużo czytać, to nie będzie pan miał czasu na pisanie.

Kiedyś Tomasz Mann odwiedził pewną szkołę. Nauczyciel przedstawił pisarzowi najzdolniejszą uczennicę i poprosił go, aby zadał jej jakieś pytanie.
- Jakich znasz sławnych pisarzy? - zapytał Mann dziewczynkę.
- Homer, Szekspir, Balzac i pan, ale zapomniałam jak się pan nazywa.

Pewnego razu przyszedł do Bertolda Brechta młody człowiek i powiedział:
- Mam w głowie mnóstwo pomysłów i mogę napisać dobrą powieść, nie wiem tylko, jak zacząć.
Brecht się uśmiechnął i doradził:
- Ja zaczynam od górnego lewego rogu kartki.

Co to jest : "Hottentottenstottertrottelmutterbeutelrattenlattengitterkofferattentäter"
To nie żart. To niemieckie słowo oznacza: "zabójca hotentockiej matki głupka i jąkały umieszczony w kufrze z plecionki przeznaczonej do przechowywania  schwytanych kangurów". Wymyślone przez Tuwima jako tytuł skeczu.

Michał Anioł przedstawił Cosimo Medici władcę Florencji jako pięknego mężczyznę, chociaż ten w rzeczywistości był garbaty.
- Kto będzie o tym wiedział za 500 lat? - tłumaczył.

Cosimo Medici w wolnym czasie lubił rzeźbić. Wyrzeźbił posąg Neptuna i polecił ustawić go na głównym placu Florencji. Pokazał go Michałowi Aniołowi i zapytał:
- Jakie uczucia budzi w tobie mój Neptun?
- Religijne - odpowiedział wielki rzeźbiarz.
- Jak to? - zdziwił się Medici.
- Kiedy patrzę na ten posąg, proszę Boga, by panu wybaczył zepsucie takiej wspaniałej bryły marmuru.


Pewien bankier poprosił Verneta o jakiś rysunek. Malarz przez pięć minut zrobił niewielki rysunek i powiedział:
- To będzie kosztować 1000 franków.
- Jak to, 1000 franków za rysunek, na który stracił pan tylko pięć minut?!
- Tak - odpowiedział Vernet - bo straciłem 30 lat życia, żeby nauczyć się robić takie rysunki w ciągu pięciu minut.

Kiedyś do pracowni Norwida zaszedł znajomy ziemianin. Gospodarz przyjął go w brudnym fartuchu i z paletą w ręce. Ziemianin popatrzył na gospodarza i na obrazy wiszące na ścianach, po czym ze współczuciem zapytał:
- A więc pan musi wszystko malować samemu?
- W odróżnieniu od pana, nie mam lokaja.

Amerykańskiego malarza, Jamesa Whistlera, zapytano kiedyś, czy to prawda, że zna osobiście angielskiego króla.
- Skąd wam to przyszło do głowy? - zdziwił się malarz.
- Sam król o tym mówił...
- Król się tylko tak chwali - odpowiedział Whistler.

Do Edgara Degasa zwrócił się pewien człowiek:
- Proszę mi wybaczyć, ale pańska twarz wydaje mi się znajoma. Musiałem ją widzieć już w innym miejscu.
- Niemożliwe - odpowiedział - swoją twarz noszę zawsze na tym samym miejscu.

Kiedy Degas był już znanym malarzem, do jego pracowni przyszedł jeden z miłośników jego talentu. Nie zobaczywszy na ścianie ani jednego obrazu mistrza, zapytał:
- Dlaczego nie powiesi pan na ścianie którejś ze swoich prac?
- Mój przyjacielu mnie nie stać na kupno tak drogich obrazów.

Pewnego razu Cézanne nocował w małym hoteliku. Na drugi dzień właściciel hotelu zapytał:
- Jak się panu spało? Myślę, że niezbyt dobrze, bo materac na pańskim łóżku jest dosyć twardy.
- Ma pan rację - odpowiedział artysta - wstawałem w nocy kilka razu, żeby trochę odpocząć.

Młody malarz skarżył się Janowi Matejce:
- Maluję obraz dwa dni, a potem czekam dwa lata, żeby go ktoś kupił.
Matejko się uśmiechnął i powiedział:
- Młody przyjacielu, jeśli będzie pan malować obraz dwa lata, to go pan sprzeda w ciągu dwóch dni.

Józef Chełmoński spotkał kiedyś znajomego, który na powitanie wykrzyknął:
- Jak cudownie, że od samego rana spotykam takiego wspaniałego człowieka, jak pan!
- no to ma pan więcej szczęścia ode mnie.

Do pracowni Pabla Picassa wszedł kiedyś nowy listonosz. Oddał malarzowi list, rozejrzał się wokół i powiedział:
- Zdolnego ma pan synka...
- Dlaczego pan tak myśli? - zapytał Picasso.
 - Przecież widzę - tyle tu rysunków.

W obecności Picassa rozmawiano o współczesnej młodzieży.
- To prawda - powiedział Picasso - że współczesna młodzież jest beznadziejna, a najgorsze jest to, że my już do niej nie należymy.

Pierwsze koncerty Haendla w Londynie nie cieszyły się powodzeniem, co bardzo niepokoiło przyjaciół kompozytora. Haendel ich uspokajał:
- To nawet lepiej, W pustej sali muzyka brzmi lepiej.

Jeden z proboszczów opowiadał jak chcąc zdobyć środki na remont kościoła wpadł na pomysł by sprzedawać Biblię. Zgłosiło się kilku wolontariuszy, ale szło to dosyćmarnie. Po czasie przyszedł do niego jeden z parafian gotów podjąć się sprzedaży. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że strasznie się jąkał. Zrezygnowany dał mu kilka egzemplarzy. Nazajutrz jąkała przyniósł pieniądze i pobrał kilka innych. Następnego dnia to samo. Proboszcz nie mógł wyjść z podziwu. Chłopie jak to robisz, inni nie mogą sprzedać nawet połowy tego co ty.
Jąkała na to:
- mam s s swoje me metody. Dzwonię, otwierają. Pro proponuje i oni dzię, dzie, dziękują. Chcą zamknąć drzwi, a ja wsadzam stopę i m, m, mówię:
- To ja , tr, tr, trochę przy, przy, przynajmniej  wam po, poczytam.

Kiedy królowi przystawiano pijawki Stańczyk zauważył.
- wasza królewska mość zmienił  dworzan i przyjaciół?

Brahms wstąpił do winiarni na lampkę reńskiego i zajmując miejsce przy stoliku, usiadł na kapeluszu jednego z gości. Na zwróconą sobie uwagę, odrzekł:
- A co? Czy pan już wychodzi?

Max Bruch pewnego razu zagrał Brahmsowi swój najnowszy utwór. Gdy skończył, czekał w napięciu na opinię Brahmsa, który po chwili milczenia powiedział:
- Powiedz no mi pan, skąd pan ma ten piękny papier nutowy?

Na pewnej lekcji religii.

Czym dla nas jest ksiądz pronoszcz? - pyta siostra katechetka.
- Pasterzem - odpowiada Kasia.
 - A czym my jesteśmy dla księdza proboszcza?
 W klasie cisza, nagle ktoś cichutko:
 - Stadem baranów?


Do Rossiniego zgłosił się kiedyś pewien młodzieniec z dwoma grubymi foliałami pod pachą i powiedział:
 - Dyrektor orkiestry obiecał zagrać jedną z moich dwóch symfonii. Chciałbym przegrać je mistrzowi i dowiedzieć się, która jest lepsza. Młodzieniec zasiadł do fortepianu, a Rossini obok niego. Po kilkunastu taktach Rossini wstaje, zamyka zeszyt i klepie twórcę po ramieniu:
- Ta druga, chłopcze, ta druga!

Pewien młody kompozytor poprosił Bülowa o przejrzenie swojej kompozycji i szczerą ocenę. Na to Bülow:
- A ja bym wolał, żebyśmy nadal mogli zostać dobrymi przyjaciółmi.

Gounod wypisał na drzwiach swego domu: "Kto mnie odwiedzi, uczyni mi zaszczyt, kto mnie nie odwiedzi - zrobi mi przyjemność".

Po koncercie, na którym wykonywane były dzieła Maxa Regera, w prasie ukazała się ostra krytyka jednego z recenzentów. "Szanowny panie - pisze doń Reger następnego  dnia - siedzę na sedesie i mam pańską krytykę przed sobą. Za chwilę będę ją miał za sobą."

Pewnego razu słynny śpiewak Leo Slezak otrzymał telegraficznie taką propozycję angażu:
"100 - stop - 1000 pozdrowień".
Odpowiedział na to również telegraficznie:
"1000 - stop - 100 pozdrowień".

Leo Slezak grał kiedyś rolę Lohengrina. Opera kończy się tym, że bohater odpływa w łodzi ciągnionej przez łabędzia. Inspicjent jednak za wcześnie dał znak i łódź  odpłynęła bez Lohengrina. Skonsternowany Slezak krzyknął w stronę kulis:
- Kiedy odchodzi następny łabędź?

Żona Władysława Żeleńskiego przeziębiła się i lekarz zalecił jej, by kilka dni pozostała w łóżku. Po wyjściu lekarza Władysław zaczął gorączkowo czegoś szukać.
- A czego ty tak szukasz, Władyś? - zapytała pani Żeleńska.
- Kluczy do naszego rodzinnego grobowca - odparł Władysław.
- Mój Boże, a na cóż ci one teraz potrzebne?
- No bo też ty i twoja rodzina zawsze zostawiacie wszystko na ostatnią godzinę

Pewien młodzieniec pytał Mozarta, jak się pisze symfonie.
- Jesteś jeszcze za młody. Zacznij lepiej od ballad - odpowiedział kompozytor.
- Ale przecież pan zaczął pisać symfonie, kiedy nie miał jeszcze dziesięciu lat! - zaprotestował młodzieniec.
- No, tak. Ale ja nikogo nie pytałem, jak to się robi.

Klara Schumann, żona kompozytora Roberta Schumanna, dawała kiedyś na dworze wiedeńskim koncert fortepianowy, na którym grała utwory swojego męża. Po koncercie przedstawiono ją monarsze, który zamienił z nią kilka zdań. Na zakończenie rozmowy monarcha przez grzeczność zwrócił się też do jej męża:
- A pan jest równie muzykalny jak pańska małżonka?

Po premierze "Halki" w 1854 roku w Wilnie kompozytor Stanisław Moniuszko zapytał swojego znajomego, starego szlachcica, jak mu się podobała opera.
 - E, tam. Zao długa historia. Dałby stolnik dziewczynie krowę w pierwszym akcie i wszystko by się skończyło.

Aleksander Głazunow zawsze bardzo taktownie odnosił się do początkujących kompozytorów. Tylko raz nie wytrzymał i powiedział pewnemu młodzieńcowi:
- Łaskawy panie, odniosłem wrażenie, jakoby dano panu do wyboru: komponować muzykę albo iść na szubienicę.

Pewien młody i bardzo pewny siebie tenor powiedział kiedyś Caruso:
- Wczoraj w operze mój głos zabrzmiał we wszystkich zakątkach teatru!
- Tak, widziałem nawet, jak publiczność ustępowała mu miejsca.

Dyrygent Leopold Stokowski powiedział po jednym z koncertów:
- Ta orkiestra dokonała cudu! Utwór, w nieśmiertelność którego głęboko wierzyłem, unicestwiła w półtorej godziny.

Zapytano kiedyś Artura Rubinsteina, co było dla niego najtrudniejsze, kiedy uczył się grać na fortepianie. Wirtuoz odpowiedział:
- Opłata lekcji.

Filozof Montaigne zauważył kiedyś:
- Wydaje się, że najsprawiedliwiej na świecie rozdzielony jest rozum.
- Dlaczego pan tak myśli? - zapytano go.
- Bo nikt się nie skarży na jego brak.

David Hume, który na starość bardzo przytył, płynął kiedyś statkiem przez kanał La Manche z pewną damą. Zaczął się sztorm.
- Na pewno zjedzą nas ryby - zażartował uczony.
- Ciekawe kogo zjedzą najpierw: pana czy mnie? - spytała dama.
- Obżartuchy rzucą się na mnie - odpowiedział Hume - ale smakosze będą wolały panią.

Na wykłady Humboldta przychodziło czasami po 1000 osób. Sale były zapchane i można tam było spotkać ludzi o najróżnorodniejszym poziomie wykształcenia.
Jeden z dziennikarzy tak to opisał: "Sala nie mieściła słuchaczy, a słuchaczom nie mieścił się w głowie wykład."

Pewnego razu do gabinetu Mikołaja Beketowa wbiegł służący i zawołał:
- Mikołaju Mikołajewiczu! W pana bibliotece są złodzieje!
Uczony oderwał się od obliczeń i spokojnie zapytał:
- A co czytają?

Jeszcze za życia Dedekinda w jednym z informatorów naukowych podano, że matematyk umarł 4 września 1899 roku. Dowiedziawszy się o tym, Dedekind napisał do wydawcy: 
"Jestem bardzo wdzięczny za pamięć o mnie. Proszę jednak łaskawie zwrócić uwagę na to, że data mojej śmierci została podana niezbyt precyzyjnie".

Mendelejew lubił w wolnych chwilach oprawiać książki, robić torby i walizki. Pewnego razu, gdy kupował na rynku potrzebne mu surowce, ktoś zapytał sprzedawcę:
- Kto to jest?
- Jak to, przecież wszyscy go znają - odpowiedział sprzedawca. - To znany kaletnik, Mendelejew.

Conrad Roentgen otrzymał kiedyś list, w którym pewien pan prosił go o przysłanie kilku promieni i instrukcji ich użycia, ponieważ nie ma czasu, by przyjechać do uczonego osobiście. Roentgen odpowiedział: " W tej chwili nie mam, niestety, promieni. Pragnę przy tym zauważyć, że ich wysyłka to nadzwyczaj skomplikowana  sprawa. Już łatwiej będzie panu przysłać mi swoją klatkę piersiową".

W czasie jednego ze swoich wykładów David Hilbert powiedział:
- Każdy człowiek ma pewien określony horyzont myślowy. Kiedy ten się zwęża i staje się nieskończenie mały, zamienia się w punkt. Wtedy człowiek mówi:
"To jest mój punkt widzenia".

Zapytano Davida Hilberta o jednego z jego byłych uczniów.
- Ach, ten - przypomniał sobie Hilbert. - Został poetą. Do matematyki nie miał wyobraźni.

Zapytano raz angielskiego filozofa, Bertranda Russela, czy gotów byłby umrzeć za swoje przekonania. Pomyślawszy chwilę, uczony odpowiedział: - Oczywiście, że nie! Mogę się w końcu mylić.

Gdy zapytano Russela, czy mógłby napisać historię ludzkiej głupoty, ten odpowiedział:
- Oczywiście, że mógłbym. Ale ta historia zanadto pokrywałaby się z historią powszechną.

Zapytano pewnego razu Einsteina, w jaki sposób pojawiają się odkrycia, które przeobrażają świat. Wielki fizyk odpowiedział:
- Bardzo prosto. Wszyscy wiedzą, że czegoś zrobić nie można. Ale przypadkowo znajduje się jakiś nieuk, który tego nie wie. I on właśnie robi odkrycie.

Otto Hahna zapytano kiedyś, co myśli o metafizyce.
- Metafizyka - odpowiedział śmiejąc się uczony - to poszukiwanie czarnego kota w ciemnym pokoju, w którym w ogóle nie ma kotów.

Nad drzwiami swojego wiejskiego domu Niels Bohr powiesił podkowę, która jakoby przynosi szczęście. Jeden z gości zapytał zdziwiony:
- Czyżby pan, taki wielki uczony, wierzył, że podkowa przynosi szczęście?
- Nie - odpowiedział Bohr - ale powiedziano mi, że podkowa przynosi szczęście także tym, którzy w to nie wierzą.

Pewnego razu w szkole nauczyciel był bardzo niezadowolony z przyszłego uczonego, Wiktora Weisskopfa, i powiedział mu:
- Ty nie znasz żadnych dat.
- Ja znam wszystkie daty, tylko nie wiem, co się wtedy wydarzyło.

Gdy słynnemu twórcy operetek Franciszkowi Suppé dyrygent zwrócił uwagę, że motyw jego nowego utworu można zleźć już u Beethovena, kompozytor odrzekł:
- No to co z tego? Czy Beethoven nie jest dla pana dostatecznie dobry?

Podczas spaceru po Hyde Parku Beechamowi zrobiło się gorąco. Zatrzymał więc taksówkę, podał kierowcy swój płaszcz i kapelusz i powiedział:
- Proszę jechać za mną.

Beethoven wstąpił kiedyś do restauracji i usiadł przy stoliku zamyślony, nie zwracając uwagi na kelnera, który podchodził kilka razy, żeby przyjąć zamówienie.
Po godzinie kompozytor woła kelnera i pyta:
- Ile płacę?
- Pan dotychczas jeszcze niczego nie zamówił, właśnie chciałbym się spytać, czym mogę służyć?
 - A przynieś pan, co chcesz, i daj mi wreszcie  święty spokój.

Brahms bywał bardzo złośliwy. Będąc kiedyś na przyjęciu, cały wieczór docinał wszystkim obecnym. Żegnając się z panią domu, powiedział:
- Do widzenia, droga pani! Jeżeli zapomniałem kogoś z obecnych tu obrazić, to proszę o wybaczenie.

Pewnego razy zaproszono w Paryżu Chopina i Liszta na obiad do arystokratycznego domu. Po uczcie pani domu zwraca się do Chopina z prośbą, aby coś zagrał.
- Ależ madame, ja tak mało jadłem - odpowiada Chopin. - Proszę zwrócić się z tą prośbą raczej do Liszta.

Jascha Heifetz, zapytywany przez pewną damę o przebieg swojej kariery, powiedział:
- Pierwszy koncert dałem, mając sześć lat, i od tego czasu ćwiczyłem po osiem godzin dziennie.
- A przedtem? Przedtem pan tylko bąki zbijał? - dopytywała się dama.

Pewnego razu Mieczysław Karłowicz wybrał się na ryby, łowił jednak w głuchym ustroniu, gdyż nie posiadał urzędowego zezwolenia. Nagle jak spod ziemi wyrasta strażnik
i surowym tonem pyta:
- Jakim prawem łowi pan tutaj pstrągi?
 - Mój przyjacielu - odpowiada Karłowicz z niezmąconym spokojem - czynię tak pod nakazem nieodpartej przemocy niezgłębionego, intuicyjnego geniuszu ludzkiego nad  upośledzoną nędzną kreaturą...
- Wybaczy pan - mówi zmieszany strażnik, zdejmując czapkę i kłaniając się nisko - ale kto by tam znał te wszystkie nowe zarządzenia.

Ktoś spytał Schönberga, jak mu idzie praca pedagogiczna w zakresie kompozycji.
- Znakomicie - odpowiedział. - Znowu udało mi się zniechęcić do komponowania jednego ucznia.

Młody kompozytor Dymitr Szostakowicz przynosi swojemu profesorowi Głazunowowi do oceny I Symfonię i nieśmiało mówi:
- Chciałbym uprzedzić pana profesora, że temat trzeciej części podobny jest trochę do Rimskiego-Korsakowa.
- No to chwała Bogu, że w ogóle jest do czegoś podobny - odparł Głazunow.

Maja Berezowska zachorowała na ślepą kiszkę. Po operacji artystka pyta chirurga:
- Panie doktorze, czy ten szew będzie widoczny?
Doktor rzucił okiem na zoperowane miejsce i stwierdził:
- To będzie zależało tylko od pani.

Do lekarza zgłosiła się Olga Boznańska, narzekając na silny rozstrój nerwowy. Lekarz zalecił jej dietę, unikanie podniet, picia alkoholu i palenia.
- Ponadto niech się pani trzyma z daleka od osób, które działają pani na nerwy, i proszę się zgłosić za dwa tygodnie.
Minął miesiąc, a artystka się nie zgłosiła. Lekarz spotyka ją przypadkowo i pyta:
- Dlaczego pani nie przyszła?
- Miałam się trzymać z daleka od ludzi, którzy działają mi na nerwy...


Jan Cybis przybył do Paryża i zapytał w hotelu, w którym chciał się zatrzymać, w jakiej cenie są pokoje.
- Na pierwszym piętrze 50 franków, na drugim 35, a na trzecim 20.
- Dziękuję. Ten hotel jest dla mnie stanowczo za niski.


Wysiadając z taksówki, Wojciech Kossak dał szoferowi dziesięć złotych napiwku.
- Córka pana profesora dała mi wczoraj dwadzieścia - mruknął szofer.
- Ona może, bo ma bogatego ojca. A ja jestem sierota...

Zapytano raz Stanisława Lentza, z czego prędzej by zrezygnował: z kobiet, czy z wina. Artysta odpowiedział:
- To zależałoby od rocznika.

Pewnego razu Cyprian Kamil Norwid przeglądał gazety, a obecny przy tym przyjaciel zapytał:
- Jest coś nowego?
- Owszem.
- Co?
- Data.

Pewien dyrektor banku siedząc z Leonem Wyczółkowskim w kawiarni przy jednym stoliku, usprawiedliwiał się przed mistrzem, że jeszcze nie był na wystawie jego prac.
- Niech się pan nie tłumaczy - odpowiedział Wyczółkowski. - Ja w pańskim banku też jeszcze nigdy nie byłem.

Pewnego razu przyjechał do Stanisława Wyspiańskiego bogaty bankier z prośbą, by ten namalował jego portret. Artysta obejrzał bankiera i powiedział:
- Nie widzę powodu.

Malarz portrecista Stanisław Ignacy Witkiewicz zapytał raz klienta:
- Czy podoba się panu pański portret?
- Jeśli mam być szczery, to nie jest to arcydzieło sztuki.
- Ale pan również nie jest arcydziełem natury!

Do restauracji wchodzi Kamil Witkowski, siada przy stoliku i woła:
- Kelner! Kolacja!
Podchodzi kelner i podaje mu menu. Witkowski przegląda przez chwilę kartę dań, po czym rzuca ją na podłogę i krzyczy:
 - Psiakrew! Przyszedłem tu jeść, a nie czytać!


Ampére był człowiekiem bardzo roztargnionym. Pewnego razu był z wizytą. Gdy miał wychodzić, zaczął padać ulewny deszcz, więc gospodarz zaproponował mu nocleg.
Ampére się zgodził. Po kilku minutach gospodarz poszedł sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale nigdzie nie mógł gościa znaleźć. Po pewnym czasie ktoś zadzwonił
do drzwi. Gospodarz otworzył drzwi i zobaczył Ampére'a.
- A gdzież pan był?!
- W domu, po piżamę.

Mam cudowny pomysł - powiedział Edisonowi pewien młody człowiek. - Chcę wynaleźć uniwersalny rozpuszczalnik: ciecz, która będzie rozpuszczać każdy materiał. Ale nie mam środków na realizację tej idei.
- Uniwersalny rozpuszczalnik? - zdziwił się Edison. - A w jakim naczyniu będzie go pan trzymał?

Zapytany pewnego razu, co sądzi o ludzkim wyobrażeniu Boga, Monteskiusz odpowiedział:
- Gdyby trójkąty stworzyły sobie boga, miałby na pewno trzy boki.

Zapytano pewnego razu Augusta Rodina o to, jak powstaje rzeźba, która jest dziełem sztuki.
- Bardzo prosto - odpowiedział rzeźbiarz. - Trzeba wziąć kawał marmuru i odrąbać wszystko, co w nim niepotrzebne.

Nie ma ludzi niewinnych - powiedział kiedyś kardynał Richelieu. - Jeżeli dasz mi sześć linijek napisanych przez najbardziej uczciwego człowieka, to i tak znajdę w nich przyczynę do powieszenia go.

Po wyborach w 1951 roku Charles de Gaulle powiedział:
- Nie można zjednoczyć narodu, który ma 365 gatunków sera.

Rutherford demonstrował kiedyś słuchaczom rozpad radu. Ekran raz świecił, raz ciemniał. Rutherford objaśniał:
- Teraz panowie widzą, że nic nie widać. A dlaczego nic nie widać, to zaraz panowie zobaczą.

Alessandro Volta był wielkim miłośnikiem kawy, którą pił zawsze bez cukru i śmietanki. Kiedy go zapytano, dlaczego pije kawę w ten sposób, odpowiedział:
- Jeżeli w filiżance nie ma mleka ani cukru, to znaczy, że jest w niej więcej kawy...

Po jednym z odczytów Faradaya o indukcji elektromagnetycznej ówczesny minister zapytał go:
- Cóż za praktyczne korzyści przyniesie to pańskie odkrycie?
- Tego jeszcze nie wiem - odparł Faraday. - Ale mogę pana zapewnić, że wkrótce będzie pan z tego ściągał podatki.

Dalton przewodniczył kiedyś zebraniu naukowemu. Ktoś czytał mało interesującą pracę. Kiedy prelegent skończył, Dalton jako przewodniczący podsumował:
- A więc panowie, pozwolę sobie stwierdzić, że ten wykład był na pewno bardzo interesujący dla tych, których mógł zaciekawić.

Mówiąc kiedyś o Karolu Scheele, szwedzkim odkrywcy chloru i tlenu, Wiberg zauważył:
- Gdy Scheele był w moim wieku, nie żył już od 9 lat.

Walter Hieber miał zamiar podyktować coś sekretarce, ale ta była akurat zajęta.
- Co pani pisze? - spytał Hieber.
- To dla pana, profesorze.
- Ach, tak. To w takim razie kiedy indziej. Nie będę przeszkadzał sam sobie.

Profesor Tschermak pyta studenta o kolor malachitu.
- Niebieski.
- Niebieski, hm. No tak, niebieskawy, albo raczej zielonkawoniebieskawy, a jeszcze lepiej zielonkawy. No, ostatecznie, można powiedzieć - zielony.

Ktoś zapytał Krzysztofa Lichtenberga, niemieckiego uczonego:
- Czy mógłby mi pan wyjaśnić różnicę między czasem a wiecznością?
- Niestety, to niemożliwe. Wprawdzie ja mam dość czasu na wyjaśnienie, ale panu nie starczyłoby wieczności na zrozumienie.

Z okazji powrotu wojsk po zwycięstwie nad Francją, Liebig zaprosił do siebie kilku żołnierzy na obiad. Jeden z nich ogląda z zaciekawieniem półki z książkami, pokrywające wszystkie ściany, po czym powiada:
- Pan chyba jest introligatorem, ma pan tyle książek.

 Johann Wolfgang Goethe napisał kiedyś do jednego z przyjaciół całkiem spory list. Na końcu w postscriptum dopisał jeszcze: Szanowny panie hrabio, przepraszam za tak długi list, ale nie miałem czasu, żeby sformuować go krócej.

 

 

Autor: internet