JustPaste.it

Spotkanie z wampirami

ilustracja dzięki IKHDK

              Najpierw pobrali kroplę z palca do sprawdzenia, czy się nadaje. Potem już wbili się w żyłę – nawet nie bolało – i dziesięć minut tak siedziałam, a krwi ubywało. Trochę osłabłam, ale generalnie nie było najgorzej... Nie, to nie jest relacja ofiary grupy wampirów. To relacja jednej z dziewczyn, która po raz pierwszy w życiu miała okazję honorowo oddać krew.    

             Mimo, że żyjemy w XXI w., krwiodawstwo wciąż nie wszystkim kojarzy się pozytywnie. Tu i ówdzie usłyszeć można wszelkiej maści ostrzeżenia przed tą bezpieczną przecież czynnością. Ciągle żywe są w społeczeństwie, kultywowane zwłaszcza przez starsze pokolenia obawy przed chorobami, zakażeniami czy uzależnieniami mogącymi grozić krwiodawcy. Jest to efekt ignorancji lub po prostu niewiedzy. A człowiek, jak powszechnie wiadomo, najbardziej boi się tego, co nieznane.

 

            Fakty i mity

            Pomijając kwestię tego, że możliwość zarażenia się czymkolwiek w czasie poboru krwi jest niemalże zerowa (na wszystkich etapach stosuje się sprzęt jednorazowego użytku), wszelkie argumenty przeciwników krwiodawstwa dla człowieka obeznanego z tematem wydają się po prostu śmieszne. „Można się uzależnić” – bujda. Można oddać raz, można zrobić to wiele razy, niekoniecznie regularnie. „Powikłania” – nieprawda, co najwyżej osłabienie organizmu w pierwszych chwilach po ubytku krwi. Cóż, jeśli ktoś się uprze, za nic w świecie nie przyjmie do wiadomości, jaka jest prawda. Póki on sam, albo ktoś z jego bliskich nie będzie potrzebował krwi.

            Na szczęście od kilku lat sytuacja zmienia się. Sukcesywnie prowadzone kampanie informacyjne (np. „Krewniacy”), czy organizowane regularnie w instytucjach lub w terenie akcje krwiodawstwa powodują, że statystyczny Kowalski przestaje kojarzyć oddawanie krwi z niebezpieczną fanaberią, a zaczyna postrzegać je jako dobrowolny akt pomocy drugiemu człowiekowi. Zdarzają się, co prawda, krwiodawcy, którzy decydują się na oddanie krwi z mało „honorowych” pobudek – takich jak wolny dzień w pracy  (zwłaszcza piątek – upatrzony przez wielu jako okazja do wcześniejszego rozpoczęcia weekendu), poprawienie własnej reputacji w oczach innych, czy… o czekoladę, która staje się łakomym kąskiem dla łasuchów.

 

            Korzyści

            Przypomnijmy: krwiodawcy w Polsce oprócz ekwiwalentu w postaci ośmiu czekolad, wafla i soku, mogą liczyć także, m. in. na: zwrot kosztów dojazdu, ulgę podatkową, ulgi komunikacyjne, czy możliwość tańszego kupowania niektórych leków oraz korzystania poza kolejnością z różnorakich świadczeń zdrowotnych w zakładach opieki zdrowotnej. To dużo. Nie wydaje się jednak, by krwiodawcy, nawet jednorazowi, którzy kierują się tylko owymi korzyściami zasługiwali na krytykę. W końcu oddają najcenniejszy dar, i robią to dobrowolnie. Krwiodawstwo w Polsce jest programowo honorowe, a więc nieodpłatne - w przeciwieństwie, np. do niektórych innych państw (np. Rosja, Niemcy), gdzie za oddanie krwi można otrzymać wynagrodzenie pieniężne. Jednak jest to pozornie dobre rozwiązanie – pieniądze sprawiają, że często do oddania krwi zgłaszają się osoby z marginesu społecznego – potrafią co prawda dzień wcześniej odmówić sobie alkoholu, itp. (aby nie zostać od razu zdyskwalifikowanym), ale ich krew i tak nie nadaje się do celów leczniczych. Przychodzą po pieniądze, a nie po to, by pomóc.

 

            Jak wygląda prawda?        

            Liczne osoby, które można spotkać w centrach krwiodawstwa zdają się potwierdzać tezę, że z Polakami „nie jest tak źle”. Lubią pomagać, choć czasami trzeba im w tym trochę dopomóc – np. rozwiać wątpliwości czy przypomnieć, że dostaną zwolnienie do szkoły, uczelni czy miejsca pracy.

            System krwiodawstwa w Polsce rozwija się dość prężnie. Powstają liczne kluby HDK, różne instytucje regularnie organizują akcje poborowe. Dużym zainteresowaniem cieszą się te organizowane w szkołach średnich i na uniwersytetach (choćby „Wampiriady”). W wielu placówkach służby zdrowia powstają oddziały Regionalnych Centrów Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. Internet z kolei aż roi się od różnorakich stron, które nie tylko zachęcają do oddawania krwi, ale także obalają szereg mitów z nim związanych, wyliczają ponadto wszelkie korzyści z tego płynące. Efekty widać w statystykach – z roku na rok sukcesywnie wzrasta liczba donacji. Wielka w tym zasługa również ludzi znanych z pierwszych stron gazet – artystów, sportowców, polityków, którzy poprzez swój wizerunek promują honorowe oddawanie krwi.

            Inną sprawą jest, że jak na trzydziestoośmiomilionowy naród, krwiodawcy stanowią wciąż nikły procent. Z osób, które z powodu wieku (przedział 18-65 lat) i stanu zdrowia są do tego uprawnione (przyjmijmy, że jest to ok. 20-25 mln osób), krew oddaje zaledwie niewielki ułamek (przykładowo, w 2011 r. – 625 tys.). A co z resztą? Nie chce, nie umie albo zwyczajnie boi się znaleźć godzinę czasu na to, by zrobić coś naprawdę dobrego.

            Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że coraz więcej Polek i Polaków nie omieszka odwiedzić kiedyś najbliższego punktu poboru, czy akcji wyjazdowej i stać się dobrowolną ofiarą „wampira”.

 

 ilustracja dzięki uprzejmości IKHDK.pl