W listopadzie, rok temu, za namową żony napisałem pierwszy sonet na naszej Eiobie w cyklu miesięcznym.
No i roczek przeleciał jak z bicza trzasnął. Jest już ich na Eiobie dwanaście i zostawiam je na pamiątkę i dla potomności.
Bo w sonetach jest miejsce na czułość, smutek i zadumę, wspomnienia, miłowanie, i radość bez końca… no może i odrobinę myślowej ekwilibrystyki.
Póki co Pościernik, Winnik, nasza polska przekora wlazł mi do spiżarni, nalewek napędził i kusi. W słoikach iskrzą się jakieś tajemne mikstury, co je żonka Grasia nawarzyła, bo zdolna bestia i smaków wielka czarownica.
Stoją…nabierają balansów tajemnych i obiecują uczty przepyszne.
Drzewa na zapas umyślny nam nazwoził, więc się nie martwię, bo gdy Październik ciepło trzyma - zwykle mroźna bywa Zima.
Roboty na rabatach i łące huk ale wiadomo, że w Październiku – jak na śmietniku !
I tylko tak czasem siadam na ganku mojej wiejskiej hacjendy i smutek mi łazi po plecach, że tak szybko czas ucieka i wzrok leci po łąkach szarych, kolorowych gdzie ważne, przemyślane decyzje zapadają.
I widzę, jak w Październiku myśli z ptakami na południe odlatują….
Więc coś tam sączę i tym Octobrem – Paździerzem zakończyć wypada…
Już chcą się wzbijać w pułap w początek błękitu,
każdy zna swoje miejsce jak tarcza godziny,
każdy dostaje szansę bez kary i winy,
jeśli z szyku odpadnie – nie zobaczy świtu.
Lecz tam wyruszyć muszą. To wymaga sprytu…
A więc stają w ordynku pierzaste łupiny,.
dumnie próbując skrzydeł . Nie znając przyczyny
czemu kusi ich przestrzeń w kolorze granitu.
Już płyną…zostawiając bez żalu swe gniazda
gdzie prowadzi kierunek, co nie zdradza końca.
Tam rusza środkiem nieba dumna ptasia jazda…
I tylko noc blednąca – jedyny obrońca
i któraś tam, ostatnia, mrugająca gwiazda
chcą ochronić małego, skrzydlatego gońca…
obrazki z google
A ja chyba się wezmę za parafrazę „Ody do młodości”, bo lata lecą a czymś się zająć trzeba, skoro młodość człowieka tak nachalnie trzyma…od małego.
© Janusz D.