JustPaste.it

Wiara i rozum

Uczestniczyłem niedawno w nowej dyskusji na stary temat o relacji między wiarą i rozumem. Wykrystalizowały się w niej dwa klasyczne stanowiska, tych za wiarą i tych wedle, których wiara jest przestarzała i przeczy rozumowi, pojawił się także głos o ich współzależności. Przywołane zostało także nazwisko „starego ateisty” R. Dawkinsa, którego opinie wielokrotnie zostały skompromitowane, mocno brzmiącego tylko w swoich książkach, czy zabawnych opowieściach o „robakach umysłu” memach, których empirycznego potwierdzenia nadal brak. Tylko mocno brzmi i tylko na pierwszy rzut oka, bo w dyskusjach, jakie prowadził wielokrotnie sprowadzony został do pozycji milczenia, czasem wycofania się ze swoich poglądów.

Zagadnienie jest w istocie bardzo proste nie można pozbawić rozumu wiary i odwrotnie wiary rozumu z prostej przyczyny. Obie wielkości są ze sobą ściśle związane, wiara jest początkiem wiedzy (rozumowej), a wiedza ma swoje źródło w wierze. Zawsze najpierw pojawia się wiara, jako rezultat pomysłu mówiącego: „coś można”. Taki pomysł, wiarę przejmuje rozum chcący naocznie przekonać się czy to, w co wierzy jest realne i możliwe do zrealizowania w doświadczeniu. Wiara jest sprawdzana, sprawdzane jest to czy przedmiot wiary może stać się realnie doświadczanym stanem. Rozum poznaje i uzasadnia wiarę lub nie, jeśli ta dotyczy złudnych przekonań.

Sam Dawkins, jaki i każdy człowiek najpierw wierzy w pewien stan, po czym stara się go zrealizować, gdy go realizuje bądź nie, naocznie przekonuje się o tym czy jego wiara ma uzasadnienie. Dawkins musiał najpierw uwierzyć, że zasadnym jest podważać Boga, po czym sprawdzał ten pomysł w doświadczeniu przekonując się w różnych dyskusjach, że nie potrafi tego uczynić, bo istnieje ogrom argumentów, co do których ateizm czy agnostycyzm potrafi milczeć lub wymyślać nowe uzasadnienia wskazujące na nowe metafizyki, czyli coś ponadzmysłowego. Bo samo pytanie skąd jest to czy, tamto jest pytaniem transcendentnym, wskazuje, że istnieje transcendentna myśl.  

To samo dotyczy każdego człowieka bez względu na to, w co wierzy i co stara się uzasadnić. Każdy naukowiec nie ważne, jakimi kieruje się przekonaniami religijnymi wierzy najpierw, że tezy, jakimi się kieruje są słuszne. Następnie sprawdza je w doświadczeniu przekonując się naocznie, co znaczy rozumowo, że są lub nie są słuszne.

Wiara jest potrzebna nawet w najbardziej oczywistych sytuacjach nawet, jeśli wiemy na podstawie doświadczenia, że potrafimy chodzić czy mówić w każdym nowym doświadczeniu przekonujemy się lub nie, że potrafimy to uczynić. Choć jest to już oczywiste, bo wczoraj się dało, to pomimo tego do nowych doświadczeń podchodzimy z wiarą próbując artykułować swoje myśli za pomocą mowy lub próbując chodzić. Oczywiście byłe doświadczenia, które stanowią dowód na to, że potrafimy te czynności są silną przesłanką wskazującą, iż je potrafimy. Jednak nim nie podejmiemy nowej próby mówienia lub chodzenia naprawdę nie wiemy czy nadal potrafimy. Innymi słowy w takich doświadczeniach także występuje wiara, choć jest ona wysoce nieuświadomiona, przysłonięta przez dowody, jakimi są dla nas byłe doświadczenia. Ale i tak występuje tu wiara, choć jest ona nisko uświadomiona, bo za oczywiste bierzemy posiadanie tych zdolności, o których wiemy z szeregu byłych doświadczeń.

Aby cokolwiek uczynić potrzebna jest wiara, jest ona czynnikiem sprawczym podejmowania wszelkiej aktywności. Aktywność ta, zatem i wiara zostaje uzasadniona, poznana, jako słuszna przesłanka rozumu, gdy realizuje zamierzony cel. I nie ma siły, wiara to zwykła wiedza rozumowa różniąca się od pierwszej jedynie stopniem świadomości, której udział unaocznia kolejne stadia realizacji przedmiotu wiary. Wiara i rozum to jak podświadomość i świadomość. Wiedza najpierw jest podświadoma stając się stopniowo wiedzą świadomą dzięki procesowi poznania, który ją uzasadnia lub nie.

Dlatego w pewnie sposób zabawna jest taka dyskusja, w której i wierzący jak i przeczący wierze wierzą, że mają rację, starając się swoją wiarę przekształcić w rozumową i naoczną wiedzę. Ta staje się taka, gdy skutecznie wpływają na opinie adwersarzy. Jeśli nie wpływa i budzi kontrargumenty, z którymi sobie nie radzi znaczy czegoś nie obejmuje. Bo owszem wiedza rozumowa przewyższa wiarę naocznością i stojącą za tym zdolnością racjonalnego uzasadnienia przedmiotu wiary. Ale wiara jest podstawą wiedzy, bez niej nie jesteśmy w stanie uczynić czegoś wiedzą rozumową, nie wierzymy wtedy, że możemy w ogóle podjąć próbę poznania i poznać.

Warto jeszcze wspomnieć o wielkim pomieszaniu przedmiotów wiary. W dyskusji, która się pojawiła bardzo pomieszane są przedmioty wiary, jeden dyskutujący na myśli ma wiarę religijną, jeden może kłaść akcent na Boga, inny tylko na naszą przeszłość religijną, od której wielu chce się odciąć widząc ją jako przestarzałą i pełną błędów. Jeszcze ktoś inny na myśli ma inny przedmiot wiary bardziej zmaterializowany. Te niewyjaśnione elementy dyskusji dodatkowo ją komplikują, ale pomimo tego pomieszania niezmiennym pozostaje, że aby coś poznać przy pomocy rozumu najpierw trzeba uwierzyć, że można to zrobić. To fundamentalna współzależność wiary i rozumu, która zakłada udział obu w procesie poznania i nie pozwala ich od siebie oddzielić. Nieporozumienia i „kłótnia” w dyskusji naprawdę dotyczy chyba tylko religii i tradycyjnego pojmowania Boga.