JustPaste.it

Potęga, która jest w Tobie (cz. I)

Spoglądasz w gwiazdy? Spójrz dziś w nocy. Może dostrzeżesz jakąś spadającą....

Spoglądasz w gwiazdy? Spójrz dziś w nocy. Może dostrzeżesz jakąś spadającą....

 

Zapukał. Otworzyła, cała w skowronkach.
- Cześć Maciek!
- Cześć, Kasiu.
- Nie wiedziałam, że tak szybko przyjdziesz. – uśmiechnęła się filuternie i skinieniem dłoni zaprosiła go do środka. Sama cofnęła się w głąb przedpokoju. – Jestem sama, rodzice uznali, że muszą odwiedzić ciotkę Pelagię, ale pozwolili mi zostać, kiedy powiedziałam im że przyjdziesz. W końcu muszę przecież  nieco podciągnąć oceny. – zaśmiała się.


***


Al’ghazz ponownie uśmiechnął się do własnych myśli. Technologia, którą dysponował, zdolna była do realizacji jego planu. Planu zniszczenia Ziemi.


***


- Popatrz, podstawiasz tu teraz tę wartość za iksa, i od tej chwili musisz już tylko działać na liczbach. Zrobiłaś zadania, które ci wcześniej dałem? – Maciek podejrzliwie spojrzał na koleżankę.
- No pewnie! – Kasia uśmiechnęła się triumfująco. – Prościzna.
- Taak? To na pewno rozkminisz to zadanko chwila moment. Lecisz z tym koksem. Nie, nie tak! – Maciek wyrwał kartkę Kaśce – Popatrz, tłumaczyłem ci to już. Tutaj wstawiasz tę wartość, następnie…..


***


Ziemia. Błękitna Planeta.
- Pozostało 8 minut i 43 sekundy do osiągnięcia celu. – mechaniczny głos komputera pokładowego wybrzmiał echem po rozległym mostku. Al’ghazz westchnął.

Ziemia.

Wspaniały świat. Ale i okrutny. Wirturianin miał okazję doświadczyć tego na własnej skórze. Niegdyś, w zamierzchłych czasach, był on nwet obywatelem tego świata. Znał prawa, które nim rządziły. Prawo miłości. Prawo nienawiści. Prawo narodzin. Prawo śmierci. Poznał je wszystkie. I znienawidził. Paradoksalnie. Nienawiść do nienawiści. I całej reszty. Wszystkiego, co ludzkie. Odczuwał ją od momentu, kiedy Sheela go zdradziła. Nawet coś wtedy przeczuwał, ale, głupi, nie podążył za rozumem, ale za sercem. Ono jednak zawiodło. Ujrzawszy ją oddalającą się z ceremonii w głąb dżungli, prowadzoną przez Geecko, roześmianą i piękną jak nigdy, poczuł się jak uderzony obuchem w skroń. Wpółprzytomny, a jednocześnie w pełni świadom faktu, że ona go odrzuciła, niemal natychmiast wpadł na pomysł samobójstwa. Tak! Wiedział, że nie ma już wyboru. Że wolałby, aby cały świat zginął, niż by spotkało go takie poniżenie, odrzucenie przez ukochaną kobietę. Skoro więc świat jest nieczuły na jego cierpienie, to on sam to zakończy. Nawet wiedział, gdzie to zrobi. Tak! Mieli swoje umówione miejsce schadzek, nad wodospadem. Tak! Tam skoczy! Zadrwi z jej zdrady, będzie zimny i nieczuły, nie zostawi ni śladu rycla, nie będzie się usprawiedliwiać! TAK! Ona jedna zrozumie! Pojmie, że jej zdrada to spowodowała, wina jest jej I TYLKO JEJ, ale też skok nie był rozpaczliwą ucieczką od prawdy, O NiE! Że to manifestacja, mówiąca „to Twoja wina, ale skaczę nie przez Ciebie, ale z własnej woli! Wolę umrzeć, niż chodzić po ziemi, wiedząc, że Ty też po niej chodzisz!”  TAaakk!! OOoO TaAaakK!
    Skoczył.


***


    Obudziła się z irytującym przeświadczeniem, że coś jest nie tak. Do cholery… to skoczyłam, czy nie? Pamiętam, na pewno stałam na krawędzi, patrząc w spieniony wodospad, zrobiłam krok naprzód i ….
.......
.....
...
.
i?
Już?
To życie po śmieci istnieje?
I wygląda TAK?
JEdna WIElka PUSTka?!?
NIC?
A może to sen? Może po prostu leżę z zamkniętymi oczami, oczekując, aż zbudzi mnie gderliwy głos matki, jak co ranek narzekającej na te "wredne wrzaskliwe bachory"?


***


Bip.
- Wysoka aktywność mózgu – asystent zameldował Głównemu.
- Hmm….. ciekawy przypadek. Do skoku wybrał strefę C8. Wyniki badań wskazują, że na taki wariant decyduje się zaledwie zero koma zero zero pięć procent ich populacji.
- Powinniśmy go przekazać Instytutowi.
- Nie. Nasz wydział da sobie radę. Nasze eksperymenty mają bezwzględne pierwszeństwo przed celami tych zgredów z etnografistyki i planistyki tej planety Układu.  Im wystarczy jakiś szeregowiec. My mamy przed sobą niewątpliwie wybitny umysł.
- Ależ to człowiek! – zaprotestował jeden z inżynierów. – Nie mamy żadnych gwarancji, że zdołamy wymazać wszystkie cechy ludzkie! A bez tego mógłby się wyrwać spod kontroli! Skutki mogą być katastrofalne!
Główny niefrasobliwie skinął inżynierowi.
- Jak nam wszystkim wiadomo, pilnie potrzebujemy umysłu obcego Życia, ukształtowanego  w odmiennych od naszych warunkach, dobrze rozwiniętego, ale "świeżego", wykorzystywanego w jak najmniejszym stopniu, co ułatwi wprogramowanie wirturianizmu. Bez tej odmienności nie przetrwamy. Katastrofa, jaką było niekontrolowane połączenie umysłów wszystkich wirturian w Sieć i zainfekowanie jej, dotknęła boleśnie cały nasz gatunek. Tylko Flota, dysponująca własną Siecią, odizolowana od głównej Sieci Planetarnej, uchroniła się przed degradacją umysłową, skutkiem wirusa. Dlatego sądzę, że warto podjąć ryzyko. Pamiętajcie, nasza rasa liczy na nas, Badaczy. Ostatnie 34 ekspedycje zakończyły się fiaskiem. Aż 13 załóg nigdy już nie będzie miało okazji ujrzeć blasku Furiata. Dlatego proponuję przeprowadzić wstępne badania kompatybilności natychmiast. Jeśli nam się powiedzie, nasz skompatybilizowany wirturianin, wzbogacony o ludzkie predyspozycje umysłowe, może, po podłączeniu z Sieci Floty do Sieci Planetarnej, do zbiorowej jaźni naszego gatunku, przezwyciężyć działanie wirusa, podnieść naszą ojczyznę ze stanu rozkładu. A w najgorszym wypadku nasz nowy nabytek zostanie zszablonowany. I tak będzie to sukces, w porównaniu do utylizacji rozmaitych niższorzędowych gatunków, które, teoretycznie przydatne, spełniające przynajmniej 50% warunków włączenia do Sieci, koniec końców okazują się bezużyteczne. Dwójka!
Zastępca Głównego wyprężył się w oczekiwaniu.
- Rozpocznijcie procedurę. Ja tymczasem przedstawię wyniki dotychczasowego zwiadu  naczelnemu dowództwu i poinformuję ich o naszej zdobyczy i dalszych planach.
- Rozkaz!
- A, i jeszcze jedno. - Główny uśmiechnął się drwiąco - Naprawcie to przepłciowienie naszego Ziemianina. Nie dorzucajmy kolejnych kamyczków na szalki wagi ich szaleństwa, oni są i bez tego wystarczająco niestabilni.


***


- Uaaaaaach - leżące nieruchomo na mlecznobiałej powierzchni, otoczone kopułą szkła ciało nagle poruszyło się, zadrżało, z gardła wydobył się przeciągły jęk, kiedy postać próbowała rozciągnąć zastałe mięśnie.
- Procedura zakończona. Obiekt zaadaptowany. - obwieścił wirturianom mechaniczny głos Wirtualnej Inteligencji Adaptacyjnej.
- Przystąpić do podłączania do Sieci - Dwójka wydał polecenie automatom, po czym powrócił do przerwanej rozmowy.
- .....trzebne ryzyko! - podrażnionym głosem oznajmił Czwórka, szef sekcji bezpieczeństwa.  - nie wiemy, czy ludzie, nawet po adaptacji, są przystosowani do Sieci. Nikt do tej pory nie przeprowadzał nawet choćby podstawowych testów, a co dopiero próbował od razu Podłączenia! To absolutnie niedopuszczalne! Nie godzę się...
- Twoje protesty są bez znaczenia - przerwał Dwójka - Potrzebujemy go. Sam słyszałeś szefa. Zresztą, z błogosławieństwem i dodatkowymi środkami od dowództwa mamy szansę na przerwanie tej niefortunnej serii porażek Flotylli Badawczej. Ten człowiek to być albo nie być dla wirturian, i ty dobrze o tym wiesz.
- Bez symulacyjnego Usieciowienia nie zagwarantuję, że obiekt...
- Al'ghazz.
- Hę? - wybity z rytmu Czwórka spoglądał na młodego laboranta, który ośmielił się mu przerwać.
- Al'ghazz. Postanowiliśmy... - urwał, ale ponaglony gniewnym spojrzeniem Czwórki wznowił - ...postanowiliśmy go jakoś nazwać, w końcu, jeśli nam się powiedzie, to będzie historyczny moment. A poza tym, lepiej pracuje się nad czymś skonkretyzowanym, aniżeli nad kolejnym Obiektem.
- Aha. Al'ghazz. W porządku. A zatem, bez symulacji, nie gwarantuję, że Al'ghazz nie wpłynie destabilizująco na Sieć.
- Proszę się tym nie martwić. Zresztą, to nie twoje kompetencje, Czwórka. - uciął dyskusję Dwójka. - Ile potrwa cała procedura? - spojrzenie drugiego, najważniejszego wirturiańskiego oficera Flotylli Badawczej spoczęło na najbliższym laborancie.
- Według miejscowych standardów, godzinę.
- Świetnie. W razie kłopotów, natychmiast meldować. - wydał ostatnie zarządzenia Dwójka, po czym z powrotem zwrócił się do znieruchomiałego ciała leżącego pod szklaną kopułą.  
Nie tak do końca znieruchomiałego...