JustPaste.it

Kwanty, decyzje i marzenia

Kwanty, decyzje, dorosłość i marzenia + małe odniesienie do T. Pratchetta.

Kwanty, decyzje, dorosłość i marzenia + małe odniesienie do T. Pratchetta.

 



Pomysł, który mi przedstawiłeś dowodzi istnienia dwóch dotychczas mitycznych miejsc. Gdzieś jest świat, gdzie każdy dokonuje właściwego wyboru, moralnego wyboru, wyboru który maksymalizuje szczęście współistniejących stworzeń, oczywiście to też znaczy, że gdzie indziej jest dymiące zgliszcze świata, gdzie tego nie robiono”


(T. Pratchett, „Śmierć i co potem nadchodzi”)

          

          Jedna z teorii, bodajże teoria kwantów, zakłada istnienie wielu wszechświatów. Wszystko co jest możliwe, gdzieś się wydarzyło. Ciekawa koncepcja. Szkoda tylko, że nikt nie odkrył łatwego sposobu na fizyczne przenoszenie się między tymi (wszech)światami. I że nikt nie wyjaśnił gdzie one są. Czy chodzi o świat marzeń? I koszmarów jeśli już o tym mowa?

Pomijam już swoją własną – ale pewnie nie tylko, bo zgaduję, że tak naprawdę co chwila wszyscy indywidualnie tworzymy własne wielkie odkrycia* – teorię, że tak naprawdę mamy pewien metaforyczny wstęp do każdego z tych światów, podejmując po prostu odpowiednie decyzje i działania. Możemy wkroczyć w świat swoich marzeń** dążąc do nich, innymi słowy.

          Chciałem się odnieść przede wszystkim do pewnej myśli, która wpadła mi do głowy. Pratchett w cytowanym fragmencie jawnie nawiązał do idei piekła i nieba. Piekło według tego fragmentu ma być miejscem, gdzie nikt nie podejmował właściwych, tj. moralnych decyzji, co w efekcie doprowadziło do totalnego, powiedzmy, wyjałowienia globu i pozostawienia dosłownie dymiących zgliszcz.

          Prawie się zgadzam. Owszem, piekło to miejsce, gdzie ludzie podejmują decyzje nie mając przy tym na celu „maksymalizacji szczęścia współistniejących stworzeń”. Nie doprowadza to jednak do powstania krajobrazu „dymiących zgliszcz”. Jeśli wszyscy nie żyją, to gdzie tu piekło? Piekło to inni. Piekło to taki układ, w którym musimy pozostać w relacji z ludźmi, którzy ciągle będą podejmować takie właśnie decyzje. Samolubne. Złe. Niemoralne.

          Niewłaściwe.

          Skoro możliwe jest dosięgnięcie świata swoich marzeń – co ciekawe trąbi się o tym w filmach dla dzieci i młodzieży, a w tych „dla dorosłych” już nie... – to tym bardziej możliwe jest wylądowanie w takim, który nieba przypominać nie będzie.

          Możliwe jest migrowanie, tj. przechodzenie między światami – od koszmarów po marzenia. Zależy co zrobimy.
Brzmi to magicznie – takie zagadnienia są poruszane przecież tylko w bajkach dla dzieci i tym co już nie-dzieci dla dodania sobie powagi określają „tematyką fantasy”. Kiedyś były święte mikołaje, nadzieja, zabawy i nieskończone możliwości. A potem się unieruchamiamy:
Łapiemy jakąś pracę, rodzinę, mieszkanie i nagle odkrywamy, że jesteśmy uziemieni. Nagle świat nie stoi już takim samym otworem. A czy coś tak naprawdę się zmieniło? Cokolwiek poza nami? Poza wiarą, że „cokolwiek wybierzesz, będzie to Twój wybór, więc będzie on dobry”, jak kiedyś nam mówiono?

          Nagle wszystkim zabrakło wiary, ale nie wiary w cuda. Ludziom brakuje wiary w siebie.
          Różni ludzie różnie to nazywają. Ja mówię o wierze – innymi słowy o pewności siebie. Ktoś inny – komu jakiś czas temu wspomniałem, że stoję na rozdrożu i nie jestem pewny jaką decyzję podjąć – ujął to w ten sposób: „istnieje takie sześcioliterowe słowo. To słowo to odwaga”.
       Większości z nas dorosłość wybuchła w twarz i jak ślepcy przez pewien czas idziemy po omacku. Na ślepo. Niewiarygodnym szczęściem jest sytuacja kiedy znajdzie się ktoś, kto poda nam w tej ciemności rękę i poprowadzi w odpowiednim kierunku.

A i nie każdy odzyskuje wzrok. Nie każdy umie po ciemku znaleźć to miejsce, którego szuka. Co niektórzy wolą zatrzymać się tam, gdzie czują się względnie bezpiecznie i wygodnie, bo boją się, że jeśli pójdą dalej, to nie uda im się wrócić do tego miejsca.
          Ludzie, przecież zawrócić zawsze można!
To nie jest tak, że biegniemy mostem, który się wali tuż za nami. Już dawno powiedziano: „kroczymy przez życie”, czyli innymi słowy: idziemy. A więc powoli – dosłownie. Jak ktoś się potknie, nie znaczy to zaraz że się zgubił i wszyscy się z niego śmiać będą. Śmiać się będą tylko ci, którzy są na tyle pewni siebie i durni, że myślą, iż sami nigdy się nie przewrócą****

        Ale wracając jeszcze do porównania wkroczenia w dorosłość do utraty wzroku. Metafora ślepoty wzięła mi się stąd, że w momencie usamodzielnienia, nagle zostajemy sami. Jesteśmy w dziwnym świecie, gdzie co prawda, w teorii wiemy gdzie co jest i jak działa, ale w pewnym sensie nie wiemy tego na pewno. Każdy z nas – i to już niezależnie od wieku – kiedy staje na jakimś poważnym rozdrożu, nawet jeśli już mniej więcej wie jaką decyzję chce podjąć, to pewności nie ma czy decyzja będzie dobra. Każdy chciałby mieć oparcie. Tak jak ci ślepcy. Wiedzą gdzie jest łazienka czy przejście dla pieszych, ale czy nie lepiej by było gdyby ktoś poprowadził za rękę?

          Fajnie jest mieć w kimś oparcie. Takie bezgraniczne. Ślepiec wie, że przejście przez ulicę dla tego kto mu przejść przez nią pomaga, nie jest niczym trudnym.


          Wszystko jest więc relatywne. Względne.

          To co dla mnie jest szczytem osiągnięć, dla kogoś może być elementem codzienności.

          Innymi słowy: Nie ma nic trudnego.

          Jeszcze inaczej: Wszystko jest w zasięgu ręki.

          Wszystko jest możliwe.

          Możliwe są więc także i marzenia.




---------------------------------------------------------
---------------------przypisy ------------------------

*Ale oficjalnie one się nie liczą. Można być geniuszem i posiadaczem najwybitniejszej głowy w dziejach, ale w powszechnej świadomości nie będzie miało to znaczenia, jeśli taka jednostka tego nie rozgłosi. Na przykład nie opisze i nie opublikuje swoich myśli – wniosków i odkryć.

Kto normalny ma czas na spisywanie myśli, kiedy za każdą jedną gonią tłumy następnych?

**Pomijam te, które zawierają smoki***.

*** i czipsy o smaku butelek...

****Pewna część mnie trochę zazdrości im aż takiej pewności siebie. Ale potem inna część nazywa ich arogantami.