JustPaste.it

Edmund Niziurski po mojemu

To było kilka lat temu, może 5, może 10. Wracam ze szkoły, rzucam plecak na środek korytarza i pędzę po schodach na górę do mojego pokoju. Tam czeka już na mnie odłożona rano w pośpiechu książka Edmunda Niziurskiego. Nie ważne jaki tytuł. Każdy był równie wciągający. Tajemnice, zagadki, śmieszne sytuacje, zabawni bohaterowie. To był mój drugi świat, drugie życie.

O jego śmierci dowiedziałam się kilka dni temu. Przez przypadek. Nikt nawet nie podejrzewał, że ta wiadomość ma dla mnie jakiekolwiek znaczenia, a ma ogromne. Edmund Niziurski poprzez swoich bohaterów, stał się mi bardzo bliski. Wraz z Hanną Ożogowską, współtworzył moje dzieciństwo. Jego śmierć, to jak śmierć kogoś mi bliskiego. Dziwne uczucie: płakać nad śmiercią kogoś, kogo znało się tylko z wyobraźni, z stworzonego przez niego świata i bohaterów. Jeszcze nigdy mi to się nie zdarzyło. Dlaczego? Co miały w sobie powieści Niziurskiego, czego nie miały inne?

Jego historie nie były banalne. Były szalone, nierealne, zagadkowe i całkowicie zabawne. Nigdy nie wiedziałam co dokładnie zrobią bohaterowie. Nie pamiętam żadnego konkretnego przykładu. Wszystkie jego książki czytałam będąc w podstawówce, jednak nadal mam w pamięci odczucia towarzyszące czytaniu. Czasem na chwilę odrywałam wzrok od liter i dobrą chwilę szczerze śmiałam się z sytuacji bohaterów, z ich zachowania, dziecinnego, infantylnego myślenia i nieodpowiedzialnego zachowania. Zawsze działo się tak, że sami komplikowali sobie sprawy proste, sami stwarzali sobie problemy i co najważniejsze, to nie było irytujące, ale raczej pouczające, dające mi do myślenia.

Przypomniałam sobie właśnie "Siódme Wtajemniczenie", gdzie przez większość stron bohater usilnie starał się dowiedzieć o co chodzi w siódmym wtajemniczeniu, po kolei poznawał kolejne szczeble wtajemniczeń, by dostać się na sama górę elitarnej  grupy chłopców. Trzymające w napięciu sytuacje, co będzie dalej, jaka kryje się za tym tajemnica, wszystko po to, by pod koniec książki dowiedzieć się, że niby walczące ze sobą ugrupowania chłopców, tak na prawdę razem grają w gry i bawią się, a tylko wodzowie tychże grup traktują wszystko poważnie. Bardzo rozczarowujące, ale zarazem najlepsze z możliwych zakończeń.

 "W latach 60. i 70. cieszyły się wśród młodzieży ogromną popularnością. Potem o pisarzu, urodzonym 88 lat temu, trochę zapomniano" (Agnieszka Obszańska & Jerzy Sosnowski) Dlaczego tak się stało? Dlaczego porządne, piękne opowieści dla dzieci, przestały być czytywane? Dużą rolę odgrywają zapewne zmiany, jakie nastąpiły w społeczeństwie. Inny system szkolnictwa, inne relacje w rodzinie, między dziećmi, inne sposoby spędzania wolnego czasu i wiele podobnych, drobniejszych zmian. Mimo wszystko, czytając je po 2000 roku, osobiście nie odczuwałam tego. Te różnice tak na prawdę nie przeszkadzały w niczym. Były wręcz dobrą nauką historii, obcowaniem z kulturą minionego wieku, poznawaniem życia naszych dziadków.

Może więc wrócimy do jego twórczości? Zaczniemy czytać Edmunda Niziurskiego swojemu rodzeństwu, dzieciom, wnukom, pokażemy jego wizję dzieciństwa i poznamy osobliwy humor jego bohaterów. Może to być interesująca odskocznia od współczesnych powieści dla dzieci i młodzieży. Również dorośli mogą przecież znaleźć w tych książkach coś dla siebie, odkryć dzieciństwo na nowo, powspominać stare czasy oraz myślenie niepełnoletnich rozrabiaków. Sama mam zamiar to zrobić, mimo tego, że to nie były tak odległe czasy.