JustPaste.it

Spotkanie z Julianem Tuwimem

To, co ogólnie wykształcona głowa powinna kojarzyć...

To, co ogólnie wykształcona głowa powinna kojarzyć...

 

Na lekcjach języka polskiego, kolejna epoka, 20-lecie międzywojenne. Dzisiaj poezja. Nie przepadam za poezją. Denerwują mnie patetyczne, górnolotne słowa, napuszone zwroty, wzniosły, patriotyczno-bogobojny ton. Chyba jeszcze większa wściekłość mnie ogarnia, czytając rymowane strofy o przyrodzie albo mało śmieszne żarciki i nieudane próby ironii. Drażni, nudzi, nic nie wnosi.
-Kto przeczyta wiersz? Agata? Proszę bardzo.

Lubię czytać na głos. Wtedy słowa bardziej przemawiają, stają się bardziej realne, prawdziwe, nie są już tylko kreskami na papierze, są dźwiękiem.

Dlatego czytam.


Julian Tuwim "
Mieszkańcy"

Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
Strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach
Zgroza zimowa, ciemne konanie.

Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo. I wszystko fantom.

Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,
Krawacik musną, klapy obciągną
I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię,
Taką wiadomą, taką okrągłą.

I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...

Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną.

I znowu mówią, że Ford... że kino...
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną.

Głowę rozdętą i coraz cięższą
Ku wieczorowi ślepo zwieszają.
Pod łóżka włażą, złodzieja węszą,
Łbem o nocniki chłodne trącając.

I znowu sprawdzą kieszonki, kwitki,
Spodnie na tyłkach zacerowane,
Własność wielebną, święte nabytki,
Swoje, wyłączne, zapracowane.

Potem się modlą: "od nagłej śmierci...
...od wojny... głodu... odpoczywanie"
I zasypiają z mordą na piersi
W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie.

Czytając na głos, dla całej klasy, czułam że ten wiersz jednak do mnie przemawia. Rozumiem go, jest logiczny, widzę sens, który podmiot liryczny chciał przekazać. Podoba mi się.

Nauczycielka zadaje pytanie i jak to zwykle bywa w takich chwilach, klasa milczy. Ja nie chcę milczeć. Czuję, ze chcę się podzielić tym, co myślę na temat tego wiersza.

Podmiot liryczny pokazuje nam dzień z życia mieszczanina. Obnaża jego ogólną niewiedzę, nieumiejętność analizowania zjawisk zachodzących w świecie. Mieszkaniec strasznego mieszkania potrafi tylko narzekać na wszystko, nie zauważa zależności między różnymi zjawiskami, widzi wszystko "o d d z i e l n i e". Na równi są dla niego Bóg, wróg, radio, sport i wojna. Karmi się medialną "papką", której nie analizuje, po prostu przyjmuje wszystko tak, jak podadzą w gazetach.
Wieczorem ów mieszczanin owszem, ma czas na modlitwę, poprzedzoną sprawdzeniem dokładnie, czy nikt go nie okradł, czy pieniądze i "święte nabytki" leżą na swoim miejscu. Ale czy to modlitwa? Może raczej lista pobożnych życzeń rzuconych na dobranoc, bo przecież dzień był taki męczący, że zasypiają "z mordą na piersi

W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie"

Czy to nie jest ponadczasowy utwór? Czy naprawdę tak wiele zmieniło się w przeciągu tych kilkudziesięciu lat?