JustPaste.it

Rewolucja, która trwa do dziś

"Wolność" od dekalogu, "Równość" władzy świeckiej z władzą Boską a człowieka ze zwierzęciem, "Braterstwo" dla wybranych, wtajemniczonych i zaufanych, tak masoni drwią sobie z ludu

"Wolność" od dekalogu, "Równość" władzy świeckiej z władzą Boską a człowieka ze zwierzęciem, "Braterstwo" dla wybranych, wtajemniczonych i zaufanych, tak masoni drwią sobie z ludu

 

 

05445cb73affe0319fef837476cb17d5.jpg

Zbrodnia w Wandei została zaplanowana i zrealizowana ponieważ jej mieszkańcy nie odpowiadali wizji nowego człowieka i nowego porządku społecznego rewolucjonistów i ideologów Oświecenia – podkreślał francuski historyk Reginald Secher podczas konferencji poświęconej Rewolucji Francuskiej.

 

W Warszawie debatowano o przyczynach, przebiegu i konsekwencjach Rewolucji Francuskiej 1789 roku. Międzynarodowej konferencji naukowej patronował prof. dr hab. Tadeusz Kamiński, dziekan Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

 

Egalitarny obłęd

Choć od Rewolucji Francuskiej minęło już ponad dwa wieki to parafrazując jednego z jej duchowych spadkobierców, Karola Marksa, jej widmo wciąż krąży nad Europą. „Owoce” rewolucyjnego dzieła są dalej żywe. O tym problemie w wypełnionej po brzegi Auli im. Roberta Schumana mówił doktor Renato Murta de Vasconcelos. Tematem wykładu brazylijskiego prelegenta był egalitaryzm rewolucji we Francji.

 

W swoim wystąpieniu dr Renato Murta de Vasconcelos zauważył, że choć żądanie zrównania wszelkich nierówności było jednym z naczelnych haseł wypisanym na rewolucyjnych sztandarach, to symptomy tej tendencji dostrzec można było we Francji na długo przed jakobińską zawieruchą. Brazylijski badacz ukazał ten problem wskazując na przejawy egalitarystycznych tendencji w życiu i kulturze Francji, tłumacząc przy tym fałsz zawarty w rewolucyjnych hasłach wolności, równości i braterstwa. Są one po dziś dzień stawiane jako naczelne wartości tworzące nową moralność, leżące u podstaw nowej kultury. Kryły one charakterystyczne zagrożenia, prowadzące w kolejnych stuleciach do kolejnych prób budowy ziemskiego raju. Równocześnie, wskazywały one na faktyczny cel rewolucyjnej ideologii– walkę z chrześcijaństwem, pojęciem nadprzyrodzoności, chęć zniszczenia Kościoła.

 

Tendencje egalitarne wkradły się już do społecznego krwioobiegu na długo przed 1789 rokiem stając się bezpośrednim źródłem rewolucji – tłumaczył doktor Murta de Vasconcelos. Co interesujące, ich apologetami i piewcami bywali często ci, przeciwko którym tendencje te były wymierzone. W przedrewolucyjnej Francji warstwy wyższe zniżały się do „poziomu gminu”, poczytując to rzecz godną uznania, bo odpowiadającą coraz wyraźniejszej egalitarnej modzie. W obyczajach, języku, sposobach spędzania wolnego czasu – kontynuował Brazylijczyk - dostrzec można te nowe wzorce, upowszechniane zwłaszcza w edukacji. Modzie tej ulegały elity pozostające pod wpływem „encyklopedystów”. „Władza została zatruta mentalnością egalitarną” – stwierdził dr de Vasconcelos.

 

Równocześnie, tendencje te oddziaływały na inne warstwy społeczne, kształtując klimat epoki. „Kto miał przeciwstawić się rewolucjonistom, gdy większość zamieniła miecz na parasol i z czasem oduczyła się władać bronią?” – podkreślał prelegent.

 

Zbrodnia pamięciobójstwa

Francuski historyk Reginald Secher w wystąpieniu zatytułowanym „Wandea: od ludobójstwa do zabójstwa pamięci” wskazał na przyczyny, jakie doprowadziły do pierwszego nowożytnego ludobójstwa popełnionego na mieszkańcach Wandei. Jak wynika z zachowanych dokumentów, ten motywowany ideologicznie czyn był starannie planowany a następnie przybrał charakter… prawa ustanowionego przez Komitet Ocalenia Publicznego. Prawa, którego francuskie władze nie chciały nigdy znieść, ani potępić wynikających z nich czynów.

 

To właśnie w tym czasie w Europie pojawiła się koncepcja zadawania masowej śmierci poprzez zagazowanie. Według propozycji jednego z rewolucjonistów, taki miał być los mieszkańców rojalistycznego i katolickiego departamentu w zachodniej Francji. Komitet Ocalenia Publicznego rozważał kilka różnych scenariuszy zbrodni, starając się wybrać ten, który będzie… najmniej kosztowny. Rewolucjonistów w szczególności interesowały sposoby przerzucenia kosztów ludobójstwa na ich ofiary. W tym celu chcieli wykorzystać biżuterię noszoną przez Wandejczyków, ale i ich ciało: włosy i skórę.

 

Przeciwko ludności Wandei, w tym kobietom, dzieciom, osobom chorym i starcom, skierowano 12 „kolumn piekielnych” kierowanych przez generała Louis Turreau - dotąd czczonego przez republikanów i gloryfikowanego przez ich historyków. Rozkaz wydany Turreau brzmiał „przeprowadzić eksterminację wszystkich powstańców, do ostatniego człowieka. Spalić ich farmy, wygnieść tych tchórzy jak pchły. Skruszyć tych ohydnych Wandejczyków”.

 

Zbrodnia w Wandei została zaplanowana i zrealizowana ponieważ jej mieszkańcy nie odpowiadali wizji nowego człowieka i nowego porządku społecznego nakreślonej przez ideologów Oświecenia. Władze podjęły decyzję o eksterminacji ludności zamieszkującej część kraju uzasadniając to jej cechami politycznymi i religijnymi. Zbrodnia popełniona z rozkazu Komitetu Ocalenia Publicznego stała się zapowiedzią ludobójstw XX wieku.

Jak w trakcie konferencji podkreślał Reginald Secher, ludobójstwo to od początku było przedmiotem republikańskiej manipulacji, tak też jest po dzień dzisiejszy. Pamięć o ofiarach i popełnionej na nich zbrodni była zwalczana, w czym pomagali usłużni historycy. Osoby ponoszące bezpośrednią odpowiedzialność za ten czyn cieszą się dalej oficjalnym uznaniem, poza klubami, stowarzyszeniami kultywującymi ich pamięć, nazwiska zbrodniarzy noszą ulice; historię przedstawioną przez ludobójców powielają oficjalnie aprobowane przez władze podręczniki szkolne. Z dużym zaangażowaniem pracuje nad tym francuska lewica.

Przedmiotem „pamięciobójstwa” stał się tak los mieszkańców Wandei, jak i innych ofiar rewolucyjnego terroru, w tym także poza granicami Francji. Tak jest w przypadku ofiar komunizmu – stalinowskie i komunistyczne sympatie pozostają we Francji wciąż silne – podkreślał historyk. Polityka zabijania pamięci, uprawiana przez lewicę nad Sekwaną, obejmuje także Polaków - ofiary zbrodni katyńskiej.

 

Idee, które zrodziły Rewolucję

Wykład prof. dr hab. Grzegorza Kucharczyka, zatytułowany „Rewolucja Francuska a religia”, ukazał wspólne źródło rewolucyjnych idei i postaw. Była nim nienawiść do katolicyzmu i Kościoła. Ofensywa tzw. filozofów miała na celu dechrystianizację „pierwszej córy Kościoła” jeszcze przed wybuchem rewolucji. Już samo określenie „oświecony” – tłumaczył prof. Kucharczyk – oddaje antychrześcijański charakter, bowiem drogą do tego „oświecenia” było odrzucenie Objawienia w imię „praw naturalnego rozumu”. To perspektywa towarzysząca autorom „Encyklopedii”.

 

Antychrześcijański klimat wzmacniały tajne stowarzyszenia o antychrześcijańskim charakterze, przeżywające okres gwałtownego rozwoju. Towarzyszyła temu praktyka polityczna, której najlepszy obraz dali synowie Rewolucji. Ich antykatolickiemu zacietrzewieniu towarzyszyły projekt stworzenia zupełnie nowej, „obywatelskiej” i oświeceniowej religii. Służące temu „rządy cnoty” sprowadzały się do terroru. O religijnym charakterze rewolucyjnego projektu wyraźnie świadczą próby narzucenia nowego kalendarza z dziesięciodniowym tygodniem, jak i rytuałów kultu „najwyższej istoty”. Walcząć z chrześcijańską religią i moralnością rewolucjoniści nie tylko prześladowali duchownych i wiernych, zakazywali – tłumaczył prof. Kucharczyk – bicia w dzwony, konfiskowali obiekty kultu, prowadzili długą wojnę przeciwko przydrożnym krzyżom próbując je zastąpić „drzewami wolności”, za których ścięcie groziła śmierć. „Rządy cnoty” polegały na regularnych spotkaniach z „obywatelką gilotyną”. To równocześnie nieprzemijające źródło inspiracji dla kolejnych pokoleń rewolucjonistów.

 

Spadkobiercy jakobińskiej zawieruchy

Ks. prof. dr hab. Waldemar Gliński przedstawił wpływ rewolucyjnego prawodawstwa wyznaniowego na stosunku społeczne w Księstwie Warszawskim. Doskonałą ilustracją tego problemu są dzieje warszawskiego kościoła św. Benona oraz opiekujących się nim redemptorystów. Posądzeni o sprzyjanie Austrii zakonnicy, a co ważniejsze, prowadzący skuteczne dzieła apostolskie, zostali zgodnie z życzeniem francuskich władz wygnani, a budynek świątyni zamieniono na koszary, następnie szkołę, magazyn wojskowy, mieszkania, a w końcu na fabrykę. Duszpasterskie zaangażowanie redemptorystów i ich sukcesy nie mogły być tolerowane przez rewolucjonistów.

 

Jak zauważył ks. prof. Gliński, „model” relacji państwo-kościół, jaki został spopularyzowany w okresie bonapartyzmu, stał się wzorcem dla lewicy i późniejszych systemów totalitarnych.

 

Konserwatysta patrzy na Rewolucję

W erudycyjnym wykładzie zatytułowanym „Interpretacja Rewolucji Francuskiej w świetle pism myślicieli konserwatywnych (Edmund Burke, Joseph de Maistre, Pierre Gaxotte)” profesor Jacek Bartyzel poruszył problem interpretacji wydarzeń z 1789 roku. Omawiani autorzy swoje refleksje przedstawiali w różnych momentach historycznych. Burke choć swoją książkę „Rozważania o rewolucji we Francji” przedstawił w początkowym stadium rewolucyjnego procesu, w którym - jak zauważył Bartyzel - „jeszcze nic złego się nie działo”, wykazał się zdolnościami niemal profetycznymi. W swojej analizie wskazał na faktyczny cel rewolucji i jej dalszy przebieg. Wskazał także na stojące za nią siły społeczne: zamożną burżuazję („wytwórcy świec”) w sojuszu z „kliką literacką profesorów do praw człowieka”. Celem ich działania było spłaszczenie struktury społecznej do tego stopnia, by we Francji zostali jedynie „urzędnicy pobierający na rogatkach podatek od praw człowieka” i „lud”. Nowy porządek miał oczywiście powstać na zgliszczach starego.

 

Joseph de Maistre zauważył, że nie da się powrócić do świata przedrewolucyjnego; rewolucja to swoiste „misterium inquitatis”, które dokonało gigantycznego spustoszenia, tak iż „nic już nie zostało na swoim miejscu”. To właśnie zaburzenie porządku naturalnego, „schizma bytu” charakteryzuje porewolucyjny nieporządek. Jak zauważał francuski doktor kontrrewolucji, Francja w ciągu 5 lat przeżyła 3 konstytucje.

Urodzony w 1895 roku w Lotaryngii Pierre Gaxotte związany był się z Akcją Francuską, w której pełnił funkcje sekretarza Charlesa Maurrasa. Ukoronowaniem jego naukowej kariery było przyjęcie w poczet Akademii Francuskiej w 1953 roku. Zmarł w 1982 roku. Jak tłumaczył, przyczyn wydarzeń z 14 lipca należy szukać w postępującej degeneracji stanu szlacheckiego, postępującej pod wpływem ideologii oświecenia. Stąd też francuska salonowa arystokracja jeszcze przed kresem końcem monarchii egalitarne tyrady nagradzała oklaskami.

 

Po wystąpieniach nastąpiła dyskusja. Zainteresowaniem słuchaczy cieszyły się problemy postawy, jaką Kościół przybrał wobec rewolucji, źródeł terroru, jak i długofalowych zmian, jakie przyniosła rewolucyjna zawierucha. Jak w toku debaty podkreślali prelegenci, okres ten przyniósł głębokie zmiany społeczne. Udzielonymi na nie odpowiedziami wiary stał się apostolat św. proboszcza z Ars oraz objawienia Maryjne, które przyniosły Francuzom wezwanie do nawrócenia i odnowy.

Read more: http://www.pch24.pl/rewolucja--ktora-trwa-do-dzis,19327,i.html#ixzz2lIMat6a2

Dwieście dwadzieścia lat temu, w grudniu 1793 roku upadło ostatecznie kontrrewolucyjne powstanie w Wandei. Wielka Armia Katolicka i Królewska, rozbita pod Angers, zmasakrowana pod Le Mans i unicestwiona pod Savenay, przestała istnieć. Wkrótce cała Wandea utonie we krwi. Po dziesięciu miesiącach skutecznego oporu, kiedy wydawało się, że może wręcz zagrozić republice.

 

Jeńcy oczekiwali na śmierć. Czterystu ludzi stłoczonych w drewnianej stodole w Chemillé, w zachodniej Francji odliczało swe ostatnie chwile.

 

Nie mieli prawa oczekiwać litości. Należeli do okrutnej armii przysłanej przez rewolucyjne władze w Paryżu do zbuntowanego departamentu, aby zaprowadzić tu nowe porządki. W swych piekielnych pochodach szli od wioski do wioski, pozostawiając po sobie zgliszcza i okaleczone trupy. Byli niczym stado wściekłych wilków zagryzających zimą dzieci, wciąż głodni krwi, ciągle opętani żądzą mordu. Dlatego też miejscowi tępili ich bez pardonu, jak wilki właśnie, jak dzikie bestie.

 

Po bitwie pod Chemillé, 10 kwietnia 1793 roku czterystu republikanów wpadło w ręce chłopskich powstańców. Tymczasowo umieszczono ich w pobliskiej stodole…

 

Pater Noster

Drzwi stodoły rozwarły się z trzaskiem. Na jej progu stanęli powstańcy z siekierami w rękach. Do wnętrza wdarł się lodowaty powiew grozy.

 

Chłopi spoglądali na jeńców beznamiętnie, jak się patrzy na robactwo, które trzeba wytępić. Pochwyceni żołnierze byli dla nich częścią kataklizmu, jaki nawiedził ich spokojne dotąd strony; byli sługami mrocznej siły, która wdarła się w ich życie, przynosząc swąd spalenizny i zgniły odór śmierci.

 

Ostrza wandejskich toporów lśniły złowieszczo, zapowiadając to, co nieuniknione. Powstańcy postąpili krok do przodu i z czterystu gardeł wyrwały się westchnienia i szloch…

 

Wtem na drodze mścicieli wyrósł postawny mężczyzna. Nosił skromny mundur, ale tchnął autorytetem i siłą. Chłopi zatrzymali się z szacunkiem. Był to Maurycy d’Elbée, ich dowódca. W stodole rozległ się jego potężny głos:

 

– I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom!

 

Zaległa cisza. Tylko gdzieś w tle słychać było szepty przerażonych jeńców. Wandejski wódz i jego podwładni mierzyli się wzrokiem.

 

– Jako i my odpuszczamy! – powtórzył z mocą d’Elbée.

 

Dawno, przed wiekami, w zupełnie innej części świata pojawił się niezwykły Człowiek. Szybko zgromadził wokół siebie grono oddanych uczniów. Pewnego dnia jeden z nich zwrócił się do Nauczyciela z prośbą: Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów. A On rzekł do nich: Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie (Łk 11, 2–4).

 

Po blisko tysiącu ośmiuset latach ta właśnie rozmowa zadecydowała o losach czterystu rewolucjonistów pochwyconych w Chemillé. Wandejczycy darowali jeńcom życie i wolność.

 

Zryw

 

W ostatniej dekadzie XVIII stulecia ery chrześcijańskiej w zachodniofrancuskim departamencie Wandea życie ludzkie mocno straciło na wartości. Rewolucyjna przemoc, którą zapoczątkowały zajścia w Paryżu 14 lipca 1789 roku, szybko dotarła i tutaj. Szczególne wzburzenie Wandejczyków wzbudzały zadekretowane odgórnie prześladowania Kościoła. Doszło na tym tle do szeregu wystąpień ludności – zarówno demonstracji rozpraszanych przez wojsko salwami w tłum, jak i coraz częściej starć zbrojnych. Setki Wandejczyków poniosły śmierć w wyniku rewolucyjnego terroru, jak na przykład podczas krwawej masakry w Bressuire, w sierpniu 1792 roku, kiedy Gwardia Narodowa otworzyła ogień do tłumu wiernych protestujących przeciwko planowanej eksmisji sióstr zakonnych z miejscowego klasztoru. Zabito tam na miejscu około stu osób, dalsze pięćset aresztowano, by większość z nich wymordować w więzieniu.

 

W styczniu 1793 roku Wandejczykami wstrząsnęła wieść o zgilotynowaniu ich władcy, Ludwika XVI. W ich oczach był to mord na osobie Pomazańca Bożego. W następnym zaś miesiącu władze ogłosiły przymusowy pobór do wojska. Te dwie krople przelały kielich goryczy. Wandea chwyciła za broń. Pod sztandarami z Najświętszym Sercem Jezusa oraz z liliami Burbonów ruszyła do boju Wielka Armia Katolicka i Królewska. Jej żołnierze nosili na piersiach wizerunki Serca Jezusowego, krzyże i szkaplerze. Naczelnym wodzem insurekcji obwołano Jakuba Cathelineau, a Maurycy d’Elbée znalazł się w gronie jego zastępców.

 

Generał Opatrzność

 

Maurycy Józef Ludwik Gigost d’Elbée był z pochodzenia Saksończykiem. Urodził się w roku 1752 w Dreźnie, w rodzinie o tradycjach wojskowych. Jego ojciec był grenadierem w służbie króla Polski, Augusta III Sasa.

 

W wieku dwudziestu pięciu lat Maurycy osiadł we Francji. Rychło zaciągnął się do regimentu kawalerii, gdzie po sześciu latach dosłużył się stopnia porucznika. Po uzyskaniu zwolnienia ze służby pojął za żonę pannę Małgorzatę Karolinę du Houx d’Hauterive. Osiedli razem w majątku w pobliżu Beaupréau w Anjou. Kiedy wybuchła rewolucja, państwo d’Elbée, przeczuwając najgorsze, wyjechali do Koblencji. W roku 1792, gdy władze zagroziły konfiskatą majątków emigrantów, zdecydowali się na powrót. W następnym roku wandejscy chłopi – znając wojskową przeszłość Maurycego – poprosili go, by poprowadził ich w bój.

 

D’Elbée początkowo wzbraniał się przed przystąpieniem do walki. Choć był z przekonania monarchistą, jednak stronił od angażowania się w życie polityczne. Czynnikiem, który zadecydował o przyjęciu przezeń propozycji powstańców, był jego szczery katolicyzm i niezgoda na prześladowanie Kościoła.

 

Wkrótce Maurycy d’Elbée – skromny, rozważny, a przy tym niezwykle pobożny – stał się znany jako Generał Opatrzność (bądź Ojciec Opatrzność). Podwładni uwielbiali go. Pod jego rozkazami gromili republikanów pod Parthenay, Fontenay‑le‑Comte (gdzie d’Elbée odniósł ranę) i w wielu innych miejscach. U samego początku wojny nakazał swoim żołnierzom:

 

– Walczcie z nadzieją. Walczycie dla Boga!

 

Jak tygrysy

 

Ofensywa powstańców nabierała rozmachu. W czerwcu Jakub Cathelineau poprowadził szturm na Nantes. Wandejczykom udało się sforsować linię fortyfikacji i wedrzeć do miasta. Jeszcze trwał opór wojsk republikańskich, gdy Cathelineau wydobył różaniec i przyklęknął na bruku, by podziękować Bogu za zwycięstwo. W tym momencie ugodziła go kula.

 

Nowym wodzem naczelnym insurekcji obwołano Maurycego d’Elbée. Ten powiódł swych żołnierzy do nowych zwycięstw. Między innymi pod Châtillon pokonał wojska republikańskie generała Franciszka Józefa Westermanna, który zdobędzie później wątpliwą sławę jako Rzeźnik Wandei.

 

Tymczasem stale napływały doniesienia o nowych zbrodniach rewolucjonistów. Powstańcy pałali żądzą odwetu, jednakże d’Elbée konsekwentnie żądał od nich przestrzegania cywilizowanych norm i poprawnego traktowania jeńców.

 

17 października czterdziestotysięczna armia wandejska uderzyła na Cholet. Czekało tu na nią na umocnionych pozycjach dwadzieścia sześć tysięcy republikanów. Wandejczykom udało się wedrzeć na ulice miasta, jednak ich szturm załamał się w morderczym ogniu nieprzyjacielskiej artylerii. Wielokrotnie ponawiane ataki utknęły w strugach krwi. Republikański dowódca, generał Jan Baptysta Kléber, rzekł później z podziwem o powstańcach:

 

– Walczyli jak tygrysy…

 

Padł czternastokrotnie ranny d’Elbée. Jego zastępca Karol de Bonchamps odniósł śmiertelną ranę. Powstańcy ustąpili i rozpoczęli odwrót.

 

Doniesiono o nowych kolumnach republikańskich maszerujących na Wandeę. Tymczasem wycofywanie się Armii Katolickiej i Królewskiej utrudniała konieczność pilnowania i żywienia pięciu tysięcy pojmanych jeńców. Powstańcy, rozgoryczeni niedawną porażką i stratą ukochanych dowódców, chcieli dokonać masowej egzekucji „niebieskich”. Jednak umierający de Bonchamps, jak kiedyś d’Elbée pod Chemillé, poprosił o łaskę dla wrogów. Jego wola była dla żołnierzy świętością – jeńców uwolniono.

 

Niestety, podobnej rycerskości zabrakło sługom Rewolucji. Posuwający się w ślad za Wandejczykami pułk Westermanna napotkał powstańczy szpital z pięciuset rannymi – wszystkich wymordowano. Po odnalezieniu grobu de Bonchampsa Westermann nakazał wykopać zwłoki, odciąć głowę i wysłać ją Konwentowi na dowód odniesionego triumfu.

 

Trupie Czaszki

 

Ciężko rannego Elbéego powstańcy przewieźli do Beaupréau, a następnie do Noirmoutier. Tymczasem rewolucjoniści, wykorzystując odwrót Armii Katolickiej, rozpoczęli na opanowanych terenach akcję ludobójczą. Oficjalne rozkazy skierowane do oddziałów pacyfikacyjnych brzmiały: Spalić wszystko, co da się spalić, i zabić każdą żywą istotę!

 

Generał Beaufort nawoływał do oczyszczenia Wandei z zamieszkującej ją przeklętej rasy. Generał Ludwik Turreau, dowódca kolumn piekielnych zapowiadał, że departament ten stanie się narodowym cmentarzem i nakazywał swym żołnierzom: Wszyscy bandyci (…) mają pójść pod bagnety. W ten sam sposób traktujcie kobiety, dziewczęta i dzieci!

 

Już niedługo władze w Paryżu zostały zasypane makabrycznymi raportami ze skazanej na śmierć krainy.

 

Dzień męczący, ale owocny – stwierdzał generał Cordelier, pisząc z miasteczka Lucs‑sur‑Boulogne, gdzie jego podwładni wymordowali 564 osoby, w tym 110 dzieci poniżej siódmego roku życia (trzydzieści trzy ofiary liczyły sobie od kilkunastu dni do dwóch lat).

 

Dla dobra Republiki – nie ma już mieszkańców Echaubrognes; nie pozostał tu nawet jeden dom. Nic nie umknęło narodowej zemście – donosił generał Caffin.

 

Nie ma już Wandei, obywatele republikanie! – przechwalał się Westermann. – Wraz ze swymi kobietami i dziećmi zginęła pod naszym mieczem Wolności. Zgodnie z rozkazami, które mi daliście, miażdżyłem dzieci kopytami koni, masakrowałem kobiety… Litość to nie jest rewolucyjna sprawa!

 

 

Read more: http://www.pch24.pl/wandea--pomnikiem-zemsty-wolnosci-,19098,i.html#ixzz2lINQOSs6

 

Źródło: luk, mat