JustPaste.it

Syndrom L.

Opowiadanie o pewnym temacie, który pewnie wszyscy znacie.

Opowiadanie o pewnym temacie, który pewnie wszyscy znacie.

 

To jest opowiadanko, którego motyw jest spotykany raz na jakiś czas w gazetach, więc nie jest zbyt odkrywcze, ale to już sami oceńcie.

 

 

 

1





    Młody chłopak siedział na ławce obok okna. Wpatrywał się w obraz, który widniał za nim, za oknem. Jego przemyślenia ogrzewał kaloryfer, przy którym siedział. Doszedł do wniosku, że jego przeszłość właśnie odchodzi. Jak by nie patrzeć z każdą chwilą jego przeszłość oddalała się od niego, ale on myślał w tym momencie o swoim życiu. O tym, że ucieka mu między palcami. Wiedział, że teraz rozpoczyna się nowy etap. Zdawał sobie też sprawę z tego, że jego wybory są dość kontrowersyjne.

    Rozejrzał się. Był w szkole, na samym końcu długiego korytarza. Naprzeciw niego, chłopaka, były kraty, a za nimi drzwi. Nad nimi była tabliczka "Wyjście Ewakuacyjne" - co za bzdura - pomyślał. Czuł się, że jest (i właściwie poniekąd był) za kratami. Całe życie się ograniczał, pilnował się, żeby nie wydały się żadne jego dziwne zachowania. Nigdy nie mógł w stu procentach dopasować się do otoczenia, ale musiał się nauczyć grać swoją rolę w filmie "Życie".
    - Ej, Kucu, co ty tak sam tam siedzisz?
    - Tutaj mam kaloryfer.
   Chłopak, który stał ze wszystkimi innymi uczniami z jego klasy, pod salą, spojrzał się na niego, poklepał się po brzuchu i powiedział:
    - Ja też.
    Kuc. Tak się do niego zwracali. Ludzie z klasy. Bardzo ciekawe osobistości, których nigdy nie zamierzał poznawać. Nazywali go tak dlatego, że kiedyś był metalem. Teraz pozostałością po przynależności do tej subkultury zostały długie włosy, których nie chciał pod żadnym pozorem ścinać, ale z innych powodów; plecak kostka z naszywkami zespołów, których już prawie nie słuchał i glany, które były w obecnej chwili jego jedynym obuwiem.

    Wrócił wzrokiem na okno, a raczej na obiekty, które znajdowały się za nim. Myślał. Zawsze myślał. Należał do osób, które się przejmują. Musiał tysiąc razy przemyśleć daną rzecz przed podjęciem decyzji, żeby dojść do wniosku, że nie wie co z tym zrobić. Ale mimo wszystko cieszył się, że jest taką osobą jaką jest, a najbardziej cieszył się ze swojej wyobraźni.

   Za oknem była jesień. Listopad dumnie wszedł do miasta siejąc u ludzi smutne i nostalgiczne przemyślenia, a nawet niektórym nie szczędził samobójczych myśli. Jesienna depresja. Ludzie stają się smutni, osowiali i częściej płakali. Może nie wszyscy, ale owy chłopak, który swoją długą przerwę spędził patrząc się przez okno na palących fajki nieletnich uczniów, na pewno miał jesienną depresję. Syndrom listopada.

     Gdzieś, jakby z oddali, zbliżała się fala dźwiękowa, która brutalnie uderzyła w chłopaka o sile dzwonka szkolnego.
Dźwięk ten rozbił jego skupienie i zmusił do ruszenia się w kierunku klasy. Jeszcze jedna lekcja - pomyślał - tylko tyle wytrzymać. Szedł powolnym, pozbawionym życia, wręcz przygnębiającym kroku.
    Jego przemyśleń nie było końca, żadnej myśli nie potrafił dokończyć, gdy rozwijał jedną, to pojawiły się trzy kolejne. Tak więc siedział na krześle przy swojej ławce. Smutnym wzrokiem przeszywał przestrzeń znajdującą się dokoła niego. Stwierdził - tu nie ma nic ciekawego.

   Telefon dał o sobie znać. Dostał wiadomość od koleżanki, której prawdopodobnie nigdy nie zobaczy. Spojrzał na ekran telefonu. Doszedł do wniosku, że też chce przeczytać jakąś książkę. Wyjął z plecaka jedną z wielu książek, które codziennie targał do szkoły. Spróbował zagłębić się w lekturze, która opowiadała historię, a raczej pojedyncze anegdoty z życia pewnego autora.

    Po upływie pół godziny odłożył książkę i spojrzał na zegarek. Jeszcze dziesięć minut. Wiedział, że z tej lekcji nic pożytecznego nie wyciągnie. Położył się na ławce i postanowił poczekać aż wybawi go grzmot posłany z portierni.
Doczekał się, anie był w dobrym nastroju. Zdążył się zadręczyć dołującymi myślami. Ruszył się z miejsca. Nałożył na plecy swoją kostkę. Poszedł do szatni i zabrał stamtąd swoją kurtkę, którą następnie założył na siebie. Wyszedł. Ziemno ogarnęło ciało chłopaka, które w reakcji na chłód pokryło się gęsią skórką.
    Starał się wyłączyć myślenie. Zawsze gdy tak robił miał wrażenie, że świat robi się mniej wyraźny. Nieraz gdy szedł w takim delikatnym amoku o mało go samochód nie potrącił. Nawet mógł się "szczycić" tym, że prawie dwa razy wpadł pod ten sam samochód w ciągu minuty.

    W jego głowie myśli zyskiwały na ostrości i powracały depresyjne myśli. Nieraz jego przemyślenia kończyły się wnioskiem, że życie nie jest wcale ciekawe. Nie dość, że nic się nie układało według jego myśli to jeszcze najchętniej zamknąłby się w pokoju i leżał pogrążając się w coraz czarniejszych myślach.
Wsiadł do autobusu i jechał do swojej siostry, u której mieszkał. Wkrótce jego przemyślenia, a raczej tor myślenia się całkowicie zmieni.

2




    Gdy dojechał do siostry zobaczył, że ona również jest po wielu smutnych przemyśleniach. Zbliżał się ten dzień. Ich ojciec niedługo wyjdzie z więzienia. Lecz nikt nie pamiętał kiedy to miało być. Oboje myśleli o tym. Siedzieli na czerwonej kanapie w dość dużym salonie z paroma obrazami.
    - To chyba w ten weekend - powiedziała Ewa.
Chłopak przytaknął.
    - Jak mam sobie poradzi?
    - Matka zawsze sobie radzi.
    - Wiem, ale przez trzy lata był spokój i...
    Urwał.
  Spojrzał na nią. Oboje wiedzieli, że kiedyś nadejdzie ten dzień. Martwili się o nią. Jej były mąż od dłuższego czasu ją prześladował. Miał obsesję na jej punkcie. Wiele lat ich matce zajęło, żeby sprawę dać do sądu.

   Po wielokrotnych aktach przemocy matka wreszcie udała się do prawnika, a później do sądu. Udało się zdobyć rozwód i zakaz zbliżania się do niej i dzieci. Lecz zdecydowanie za późno zaczęła ubiegać się o to. U Ewy i Dawida zrodził się wewnętrzny niepokój, a nawet lęk przed ojcem. Kiedy Ewa miała dziewięć lat to żyła w ciągłym strachu o siebie i młodszego brata.
Ojciec często przychodził do domu pod wpływem alkoholu. Nieraz chowali się za drzwiami lub pod łóżkiem.

   Rzadko kiedy bił własne dzieci, choć zdarzało się, że podniósł swoją pijacką rękę i na nie. Ale matka obrywała dość często. Nieraz brała je na spacer w niedzielę i opowiadała jakim dobrym i wspaniałym człowiekiem był ich ojciec w przeszłości. Dawid i Ewa słuchali z fascynacją, ale widząc obecną sytuację nie wierzyły w to, że mogło być tak. Lubili wychodzić na takie spacery całą rodziną, w trójkę.
    - Rozmawiałaś ostatnio z mamą? - zapytał Dawid.
    - Tak, ale nie chciała mi wiele powiedzieć. Jak myślisz, jak ona się czuje?
    - Wiesz jaka ona jest. Zawsze trzyma wszystko w sobie. Nie chce mówić o tym jak się czuje, a nie lubię ciągnąć ludzi za język.
    - Myślę, że ona będzie potrzebować naszego wsparcia - powiedziała Ewa.

Wycinek z gazety

W listopadzie 2010r zdarzyła się
tragedia w małym prowincjonalnym
miasteczku. Motyw znany bardzo dobrze
ojciec-pijak wraca z więzienia i
piekło powraca. Władze nie wiedzą
jak przewidywać podobne tragedie.
Sąsiedzi są przerażeni. "To
był taki miły człowiek - mówi
sąsiadka z bloku naprzeciwko. -
Zawsze się kłaniał, nawet raz
mi pomógł naprawić antenę..."



    Ewa zmierzyła wzrokiem swojego brata. Oboje obawiali się tego, że gdy ojciec wyjdzie z więzienia zmieni ich życie w koszmar... ponownie. Oboje wiedzieli, że to jest bardzo prawdopodobne. Przy aresztowaniu wręcz zapewniał, że jak tylko wyjdzie to się zemści. Policja zapewniała, że to jest typowa pijacka gadka, lecz to ich nie uspokoiło.

   Teraz martwili się, że niedługo ich odwiedzi ojciec. Normalne rodziny zazwyczaj cieszą się na wieść o powrocie ojca... no właśnie - normalne rodziny. W normalnych rodzinach ojciec raczej nie wraca z więzienia tylko z pracy. Dawid spojrzał na swoją siostrę.
    - Jesteś głodny? - zapytała.
    - No, może trochę - odpowiedział bez przekonania.
    - To zjemy coś i pojedziemy do mamy, okej?
    - Zgoda.

3


Tragedia w miasteczku Wherever


Każdy z nas ma sąsiadów, którzy
na pozór wyglądają normalnie. Nie
różnią się od nas za bardzo. Żyją,
pracują, uczą się, kłócą się. Lecz
w niektórych rodzinach na porządku dziennym
tkwi alkohol. To on jest zazwyczaj
źródłem problemów. Tak samo w
tym przypadku. Porządna rodzina,
która kryła w swych progach alkoholika.
Ich przypadek nie jest wcale nie jest
aż tak rzadko spotykany. W każdym
mieście jest pełno takich rodzin.
Za późna reakcja...




    Dawid i Ewa weszli do mieszkania ich matki. W środku witał ich korytarz ze ścianami zbudowanymi z boazerii, a na podłodze leżał paskudny dywan.
    - Hej mamo - powiedziała Ewa.
    - Cześć - powiedziała krótko starsza kobieta w okularach.
    - Jak się czujesz?
    - Wiesz, właściwie to dobrze, bo wy przyjechaliście.
    - Mamo, wiesz przecież, że nie o to mi chodzi.
    Kobieta, która miała powoli za sobą wiek średni zignorowała ostatnie zdanie i poszła w kierunku kuchni, która czekała na nich na końcu dość długiego korytarza jak na takie mieszkanie. Włączyła radio.
    - Chcecie coś do picia? Jesteście może głodni?
    - Nie, jedliśmy u mnie obiad - odpowiedział Dawid.
    - A do picia?
    - Może kawę... - powiedziała Ewa.
    Mama włączyła palnik na kuchence gazowej. Położyła na niej czajnik z wodą. Wyjęła paczkę papierosów - chesterfieldów i poczęstowała Ewę. Następnie włożyła sobie papierosa do ust. Wzięła ze stołu ozdabianą zapalniczkę i odpaliła obie fajki. Zaciągnęła się dymem z zamkniętymi oczami.
    - Cieszę się, że jesteście - podsumowała matka.
    - Mamo... - zaczęła Ewa. - Przecież wiesz, że możesz na nas liczyć.
    - Wiem, Ewka, ja to mogę zawsze na was liczyć, no chyba, że masz ugotować ziemniaki... zawsze robisz przesolone.
    - Wiesz co, mamo?
   Obie się uśmiechnęły. Zadzwonił dzwonek przy drzwiach. Matka wstała z zamiarem otworzenia ich. Wszyscy byli pewni, że to ojciec.
    - Może ja otworzę? - zaproponowała Ewa.
    - Nie, ja pójdę.
   Poszła chwiejnym krokiem z tlącym się papierosem pomiędzy palcami. Bała się. Paranoja, co mógł teraz zrobić? Policja zapewniała, że nic nie zrobi. Że jak wyjdzie z więzienia to będzie pokorniejszy. Ale to nie pomogło. Wartość tych argumentów w jej głowie była bliska zeru. Chwyciła za klamkę. Serce jej podskoczyło do gardła. Przed oczami pojawiła się suma jej wszystkich strachów. Spojrzała na drzwi i przekręciła klamkę. Otworzyła je.

    - Dzień dobry, pizza. Peperoni dla pani - powiedział miłym, melodyjnym głosem mężczyzna w czerwonym stroju dostawcy pizzy.
W tym momencie kamień spadł jej z serca. Westchnęła ciężko. Zupełnie zapomniała, że zamówiła pizzę.
    - Dobrze, proszę wejść do środka.
    - Możemy - odpowiedział mężczyzna z wąsem.
    Matka wyczuwała w nim coś znajomego, ale przecież to tylko dostawca, wszędzie są tacy sami. Usunęła się i zaprosiła go gestem. On spojrzał na chesterfielda w jej ręce i skrzywił się. Trzymał kurczowo swoją torbę. Wkroczył do mieszkania, lecz już nigdy stamtąd nie wyszedł, a już na pewno nie żywy.

    - Dzień dobry - powiedziała Ewka gasząc fajkę.
Zmierzyła wzrokiem dostawcę. Zdziwiła się, że matka wpuściła kogoś do mieszkania. Po co? Mogli przecież załatwić wszystko na klatce schodowej.
    - Proszę, tędy do kuchni - wskazała kobieta z papierosem.
    - Dzień dobry - odezwał się pracownik pizzerii do rodzeństwa, który przyniósł ze sobą zapach pizzy.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Właściwie to zaczął w nie walić.
    - Dawid, weź otwórz - powiedziała Ewa.

   Przez głowę chłopaka przeszła myśl, że przyszła policja z oznajmieniem, że ów dostawca pizzy jest ich ojcem i zaraz go aresztują. Więc wstał i opuścił kuchnię. Ruszył korytarzem w kierunku drzwi. Był niemal pewny swego. Chwycił za klamkę i przekręcił ją jak przed chwilą jego matka. Otworzył je. Zobaczył przed sobą mężczyznę w dłuższych włosach. Miał na sobie ciemną koszulę. Pachniał piwem. Ojciec. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć to ojciec przywitał się z synem dźgając go nożem myśliwskim prosto w aortę. Pchnięcie nożem wręcz wrzuciło chłopaka do mieszkania.
    - Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem - powiedział mężczyzna, ale jego syn już tego nie słyszał. W uszach mu piszczało, a ciało osuwało się na podłogę.
    Mężczyzna przekroczył próg mieszkania i ułożył ciało na podłodze. Słychać było głośną muzykę, więc nie słyszeli nic. Tym lepiej - pomyślał. Zamknął drzwi. Ruszył powolnym krokiem w kierunku kuchni. W mieszkaniu niewiele się zmieniło. Nadal ta boazeria, którą kładłem - powiedział w myślach. W więzieniu długo przygotowywał się na tą chwilę. Każdego dnia o tym myślał. O tej suce, która go tu wsadziła wraz z tymi zdradzieckimi bachorami. Jednego mniej. Teraz czas na nią...


   - Dziękuję, to ja już pójdę - powiedział dostawca.
   Wstał i ruszył w kierunku korytarza. Wychodząc z kuchni trafił na mężczyznę, od którego z daleka było czuć alkohol. Ostatnia myśl jaka przeszła przez głowę niskiego faceta z wąsem była wyrazem ohydy wobec pijaków. Potem poczuł, że na jego szyi pojawia się szrama, która zaczęła go piec. Upadł z poderżniętym gardłem, a raczej został rzucony silną ręką na ziemię.
   Matka krzyknęła z przerażenia. Ojciec się zaśmiał niskim, zapijaczonym głosem. Ewa wiedziała, że stało się coś złego, ale nie widziała co, ponieważ siedziała za lodówką, która ograniczyła jej pole widzenie. Ale widziała reakcję matki. Wiedziała, że ojciec wrócił. Koszmar wrócił.

   Ojciec ruszył w kierunku kuchni. Nóż ociekał z krwi jego syna i miejscowego dostawcy pizzy. Matka nie wiedziała co zrobić, więc zadziałała instynktownie. Wdała się w szarpaninę z nim.
    - On cię pewnie posuwał, no nie? - powiedział zgryźliwie gdy unieruchomił kobietę.
    Jej spadły okulary. Ewa rozpaczliwie, ale w ciszy, zaczęła szukać na stole jakiegoś ostrego przedmiotu.
Matka zobaczyła, że jakiś niewyraźny kształt jest przy drzwiach wejściowych. Domyśliła się, że to ciało jej syna. Dawid został zabity przez jej eks-męża. W jednym momencie straciła całą chęć do życia. Przestała walczyć. Poddała się. Wiedziała, że nie mogłaby żyć z taką świadomością.

    Ewka ruszyła z nożem na ojca. Było za późno. Raz po raz dźgał swoją byłą żonę. Dopiero teraz zauważył, że w tym przeklętym mieszkaniu, wylęgarni, jest ktoś jeszcze.
    - Ile was jeszcze tutaj , do kurwy nędzy, hę? - ryknął w swym pijackim szale.
   Tym razem Ewa zrobiła pierwszy krok i uderzyła nożem w swojego ojca. Wbiła go prosto w gałkę oczną. Zapijaczone, wręcz żółte oczy wyszły mu na wierzch. I z prawego oka zaczęło wypływać białko, a później ciemnoczerwona krew. Na twarzy ojca został zaskoczony wyraz twarzy.
   W mieszkaniu, w którym jeszcze przed chwilą były cztery żywe osoby, teraz były cztery martwe ciała. Ewa jako jedyna żywa osoba upadła na kolana, które nasiąknęły krwią, bo podłoga z linoleum była teraz wielką kałużą czerwonej cieczy, która niegdyś płynęła w tętnicach tych wszystkich ludzi. Zapłakała. Adrenalina ją opuściła. Głos również.

4


Ogłoszenie


Przyjmiemy do pracy kogoś na stanowisko
dostawcy pizzy. Wymagana ukończona szkoła średnia
Oferujemy miłą i przyjemną atmosferę,
zadowalające zarobki i bezpieczeństwo.
Zadzwoń lub przyjdź do pizzerii Tino spytać się
o szczegóły.



Krwawa Masakra!


Policja wkroczyła do pewnego mieszkania i
zastała tam cztery ciała martwe ciała
potraktowane nożem myśliwskim i kuchennym.
Poza ciałami była też młoda kobieta,
która klęczała nad tymi ciałami.
Nikt nie wie w jakim celu ona miałaby
zabić całą swoją rodzinę i dostawcę pizzy.
Policja odmawia odpowiedzi,
natomiast mieszkańcy mówią...










Ps: w jakimś rankingu było napisane, że dostawca pizzy to jeden z niebezpiecznych zawodów, ktoś nadal ma wątpliwości?

3109e35d05d42f13bc4acf9e6ac623d0.jpg