- Drodzy Autorzy !
- Rozwój duchowy ma to do siebie,
że jego wynik zawsze ozdabia
błyszcząc jak gwiazda na pustym Niebie. - Więc, wraz z intencją mego przesłania,
drążcie meandry głębi poznania
aby Wasz pegaz twórczość zapładniał,
do nowych wyzwań Wasz talent skłaniał.. - Gdy erudycja, obok urody, bywa przydatna
(choć raczej rzadka)
Wam - gdy na Parnas szukacie drogi
niechaj przyświeca szczęścia zagadka…
Na rozstajnych drogach, między nocą a nocą, przyczaiła się tajemnica.
Ludzie myśleli, że to ptak jakiś albo świątek – dziwadło, wężydło pierzasto- srebrne. Siedziało na drzewie dzień i noc i ciekawymi oczami mrugało. Wszyscy szeptali, że to musi być szczęście, bo ptaki zdradziły - a znały się na tym.
A ono tuliło się do pnia zimnego, szarego, wplatało się w jego konary i oczami strzygło.
Takie - ni to ptak ni to człowiek.
Ty tam w gałęziach…głodne jesteś?
A może ty, jaki święty, co tu zamieszkał i grzechy ludzkie liczy…?
I przychodzili pod drzewo tłumnie i wszyscy się chcieli temu szczęściu przypodobać,
A najchętniej je złapać.
Co śmielsi próbowali się na drzewo wdrapać z siatką na motyle ale coś ich nie wpuszczało. Inni krzyczeli, żeby ściąć drzewo i złapane zamknąć do klatki, bo każdy myślał o szczęściu ale tylko dla siebie.
Chcieli je przekupić, wyciągając ręce z plikami banknotów. A co sprytniejsi, czy też bardziej nieudaczni, odwracali dłonie, bo
w pozyskiwaniu jałmużny mieli dużą wprawę.
Byli też i tacy, co chcieli to z drzewa zestrzelić.
I tak całymi dniami albo się do niego modlili, albo głośno przeklinali swój los, obiecując mu złote góry, co najmniej pół chałupy i własną babę na dodatek. Chodzili wokół drzewa, bili się w piersi, szeptali coś…
Bali się je spłoszyć, bo ono nie było ani ptakiem, ani świątkiem, tylko mgłą jasną, która zbyt mocno potrząsana mogła rozpłynąć się i zniknąć, albo zamienić się w błysk i zgasnąć, odlecieć z wiatrem Ksawerym bo było tak ulotne, że mogło rozprysnąć się i w krople deszczu i w śniegu płatki i w głos się zmienić a nawet w echo.
Tu dodać trzeba, że Ksawery to był orkan potężny i nie było z nim żartów. Niejednego pokrzywdził i imion miał wiele. Ale dzięki niemu niejeden też zrozumiał, że wszystko jest kruche, i o dziwo, dzięki właśnie Ksaweremu rozsądek mu wracał. Bo i nieprawości, bywało rozwiewał i pozwolił zrozumieć, że bogactwa zdobyte nie są nigdy na stałe przynależne, bo zawsze mogą rozsypać się z byle wiatrem…
Ale teraz póki co, siedziało ono na drzewie wielkim i patrzyło rozbawione na ludzki gatunek, który plótł i pieklił się z oburzenia.
To skandal - krzyczeli różni - musi się znaleźć sposób, nie będziemy tolerować szczęścia na drzewie! Mamy demokratyczne prawo do jego posiadania !
To chamstwo - krzyczeli inni.
To świństwo - wtórowali następni.
Takie szczęście, z którego nie ma pożytku, to klęska i nieszczęście dla narodu a nawet łajdactwo - wtórowali co bardziej zacietrzewieni..
Siedzi tam, żeby nas skłócić, podzielić społeczeństwo ! W końcu wpadnie w ręce tych skorumpowanych dupków na państwowych posadach, bogatych łajdaków a nie w nasze !!
A jeden potępieniec wył na całe gardło – biednemu, jak nie wiatr w oczy, to szczęście na drzewie…!!!
Rozstaje puste napełniały się tłumem krzyczących, wściekłych, zrozpaczonych, histeryków i pseudo-wizjonerów…
W końcu postawiono szczęściu ultimatum: Albo jesteś z nami albo przeciw - Wybieraj!!
I wtedy ono sfrunęło z drzewa a wszyscy oniemieli Było tuż, tuż i wcale nie chciało uciekać, każdy mógł je dotknąć .Mieniło się jakimś splotem światła, jakimś kolorem nieziemskim, zapachem nieznanym. Było niematerialne - było i nie było…
I stała się rzecz przedziwna. Wszyscy poczuli ciepło bezpieczne, schowali pieniądze, za które chcieli je kupić, cofnęły się ręce wyciągnięte po jałmużnę.
I nastała cisza…
A oni zrozumieli coś bardzo, bardzo ważnego. Że dostali szansę. Że trzeba jak najszybciej wrócić tam, gdzie czekają najbliżsi których kochają, otulić ich i nakarmić. Nakarmić też swoje zwierzęta i ogrzać je dłońmi.
I to się działo.
I pomyśleli, że jeszcze być może nie wszystko stracone, skoro szczęście jest tuż, tuż.
Nawet pisarze na Eiobie chwycili za pióra i zaczęli pisać i pisać…i pisali coraz mądrzej i piękniej - i Zielona Dróżka i Skalna
i Graaza i Noemi, Alicja i Samanta i Ewa i Danuta, Vivi, Iwona i Teresa i Mojra i Tomek, Leszek, Marcin, Jan, Barkarz, Szymon, Hamilton, Andrzejs, Ryszard i Aramis i Young i Janusz i Jotko a nawet i Świstak oraz Samczeruno i wielu, wielu innych, których tu nie sposób wymienić.
I wielkie drzewo na rozstaju dróg rozbłysło od gwiazd, które je obsiadły, mruczały coś.. jakby …szczęściarze…szczęściarze…
A między gałęziami niósł się i cichutko gwizdał srebrny wiatr:
obrazki znetu
Nie pytaj o ulotność - ona nie ma ceny,
nie pytaj o urodę - ona nie ma twarzy,
nie pytaj o przypadek zawsze nieuchwytny
kogo i kiedy musnąć - serce się odważy..
Nie oczekuj w kolejce, nie ma rozdzielnika,
jeśli wyłożysz banknot, postąpisz niegodnie,
zwiedzie cię widowiskiem, kolorowym światłem
a kiedy rampa zgaśnie - wyproszą widownię…
I nie pytaj dlaczego w tym nie ma zasady,
tak jak gwarancji nie ma, bo na sprzedaż nie jest,
tylko zamknij je dłoniach, otul je wargami
pozwól mu z Tobą płynąć w przeznaczenia rejestr…
A teraz cichutko podejdźcie do okna i spójrzcie na zaśnieżony świat…
Ono tu jest z Wami… czeka...
© Janusz D.