JustPaste.it

Holocuast trwa. Drugi dzień procesu Mary Wagner

„Usuwam z kobiet tkankę, kobiety przychodzą tu wiedząc, co chcą zrobić, to nie moja sprawa czy wiedzą wszystko, jeśli podpisują, to znaczy, że wiedzą.

„Usuwam z kobiet tkankę, kobiety przychodzą tu wiedząc, co chcą zrobić, to nie moja sprawa czy wiedzą wszystko, jeśli podpisują, to znaczy, że wiedzą.

 

58dea645b7fd64a190eea8e7b3265dad.jpg

Mroźny, wczesny poranek. Już od miesiąca mamy w Ontario zimę. Słyszymy przez radio ostrzeżenie pogodowe i niepokoimy się, bo mogą zamknąć autostradę. John, widząc nasze zafrasowanie, uśmiecha się po swojemu i mówi: „Mam dla was niespodziankę, dzisiaj różaniec będzie nieco inny niż zwykle”. Wkłada dysk DVD i za chwile słyszymy modlitwę różańcową - prosto z kaplicy cudownego obrazu Matki Bożej na Jasnej Gorze! Tajemnica Chwalebna, pierwsza cząstką jest po łacinie. Zapomniane piękno modlitewnej łaciny. Po chwili zaczynamy zaskakiwać, przypominać sobie słowa. Następne cząstki są po polsku, ostatnia cząstka jest śpiewana. A potem znajoma pieśń. Ku naszemu zdumieniu słyszymy, że John śpiew ją razem z nami:

„Z dawna Polski Tys Królową, Maryjo! Ty za nami przemów słowo Maryjo! Ociemniałym podaj rękę, niewytrwałym skracaj mękę, Twe królestwo weź w porękę Maryjo!”

Trudno uwierzyć, że jeszcze dwa lata temu John mówił tylko "dzień dobry” i "dziękuję”, a teraz modli się i śpiewa polskie pieśni religijne. To jeszcze nie koniec dysku. Chwila ciszy i nagle słyszymy głos, który rozpoznajemy natychmiast. To nasz papież, Jan Paweł II, fragment homilii na Jasnej Gorze, rok 1983. Myśmy tam byli, myśmy tych słow słuchali trzydzieści lat temu! Niesamowita niespodzianka…

Tymczasem autostradę przysypuje śniegiem, widoczność jest coraz gorsza, wpadamy w burzę śnieżną. Potężna potrójna rzeka stali zaczyna zwalniać, stopniowo przechodzi w pełzanie. Autostrada zamknięta, daleko w przodzie migoczą światła karetek pogotowia, wozów straży pożarnych, pojazdów policji drogowej.

Coś złego się stało, musimy jechać objazdem. Z opóźnieniem docieramy do Toronto, ale wchodzimy na salę sadową w samą porę, jeszcze przed wprowadzeniem Mary. Małe pomieszczenie, ledwie się mieścimy. Ława oskarżonych mniej ponura niż poprzednia, wygląda trochę jak ławka hokeistów na sportowej arenie. Wprowadzają Mary zakutą w kajdanki. Wstajemy, wyrażając w ten sposób nasz szacunek. Mary spogląda na każdego z nas, dziękując. Za chwile sadzają ją obok obrońcy, tym razem bez proceduralnych ceregieli, unikając konfrontacji z dr Lugosi. Siadamy, wyciągamy notesy, każdy z nas robi relację dla jakiegoś medium, nie pozwolimy, by proces Mary był przemilczany.

Zeznaje pierwszy świadek, recepcjonistka. Opisuje sytuację po wejściu Mary do kliniki jako pokojową, spokojną. Potwierdza, że Mary była łagodna, delikatna, wręczała róże, oferując broszury, mówiła łagodnym głosem. Mary prosiła recepcjonistkę,by nie pomagała w zabijaniu nienarodzonych dzieci, by opuściła tą pracę i znalazła inną. Recepcjonistka z pomocą koleżanki, wyprowadziła Mary do przedpokoju i tam ją zostawiła. Dr Lugosi, zadaje jeszcze pytanie, czy świadek nadal pracuje w klinice. Recepcjonistka odpowiada, że już tam nie pracuje.

Następny świadek to policjant. Zeznaje, że otrzymał trzy różne informacje o sytuacji w klinice. Obrońca chce dotrzeć do szczegółów informacji, oskarżyciel zgłasza sprzeciw, ale nie jest w stanie przeszkodzić obrońcy w ustaleniu, że: pierwsze telefoniczne wezwanie z kliniki mówiło o napaści grupy kilku osób, które użyły siły; późniejsza rozmowa dotyczyła napadu jednej osoby, która nie posiadała broni palnej; trzecia, ostatnia rozmowa informowała o obecności jednej osoby, nieużywającej siły.

Policjant zeznaje, że Mary została aresztowana poza terenem kliniki aborcyjnej, z której została wyprowadzona przed jego przyjazdem przez obsługę kliniki. Obrońca zadaje pytania, by ustalić, czy policjant dokonał aresztowania zgodnie z prawem. Policja ma ściśle określony zakres czynności, który może zastosować. Jeśli policja wykroczy poza ten zakres – aresztowanie jest bezprawnie. Istnieje prawdopodobieństwo, że aresztowanie było bezprawne.

Obrońca podsumowuje, że klinika, dążąc do aresztowania Mary, przekazała policji nieprawdziwe informacje. Policjant, aresztując Mary poza kliniką powinien zabezpieczyć dane z kamery wewnątrz placówki, gdzie miało miejsce całe zajście.  Nie zostało to zrobione, nie spisano żadnych zeznań świadków, w dodatku opis zajścia sporządzony przez recepcjonistkę został chwilę później zniszczony. Opis zajścia i zeznania świadków sporządzano dopiero po roku, a niektóre jeszcze później. Stało się to dopiero na prośbę obrońcy. Nie zostały spełnione podstawowe czynności, pozwalające na ustalenie przebiegu zajścia.

Następnym świadkiem jest główna pielęgniarka. Składa przysięgę na Koran i Allaha. Wysoka, silnie zbudowana, w średnim wieku kobieta. Elokwentna, mówi bardzo płynnie, na każde pytanie odpowiada bez żadnego wahania czy wątpliwości, precyzyjnie jak automat.

Obrońca usiłuje dotrzeć do ludzkich odczuć i wrażliwości, ale świadek nie zbacza z raz obranego kursu, powtarzając: „Usuwam z kobiet tkankę, kobiety przychodzą tu wiedząc, co chcą zrobić, to nie moja sprawa czy wiedzą wszystko, jeśli podpisują, to znaczy, że wiedzą. Tu robi się biznes i tylko biznes, tu nie ma wahania, wątpliwości, tu usuwamy tkankę. Pomagamy kobietom w tym, co chcą osiągnąć”. Świadek stwierdza, że wyprosiła Mary z kliniki, używając takiej siły, jaka była niezbędna, by to zrobić skutecznie i szybko, by klinika nie poniosła strat. Podkreśla, że jest Muzułmanką i nie życzy sobie, by ktoś mówił jej o Jezusie i tego typu rzeczach. Ten podtekst religijny wraca kilkakrotnie, w końcu obrońca pyta: „Co świadek sądzi o Mary? Czy czuje względem niej szacunek?”.

Świadek odpowiada z charakterystyczną dla siebie stanowczością: „Tak, mam do niej szacunek. Ma silne przekonania i postępuje zgodnie z tym, co uważa za słuszne, dlatego mam do niej szacunek. Pielęgniarka nie pracuje już w klinice, odeszła na własne życzenie, zapewnia, że nie miało to związku z poznaniem Mary. Ostatni świadek to młoda dziewczyna, pracuje jako recepcjonistka. To ona zadzwoniła na policje, opisując sytuację jako pełną chaosu, gwałtowności i przemocy. Relację zdała pisemnie zaraz po zajściu, ale potem kartkę wyrzuciła. Po pół roku opisała sprawę ponownie, a tuż przed rozprawą wydała jeszcze jedno oświadczenie. Wciąż pracuje w klinice.

Kończy się drugi dzień procesu. Mary, zakuta w kajdanki, patrzy na naszą grupę z uśmiechem, jakby chciała nas pocieszyć i dodać otuchy. Bo któż tu jest bardziej wolny? Czy my oplatywani coraz ciaśniejszą pętlą „cywilizacji śmierci”, czy raczej ona, mała, krucha, bezbronna kobieta bez wahania wchodząca do jaskini lwa (a raczej lwicy) dla ratowania „jednego z tych maluczkich”? Właścicielka aborcyjnej kliniki jest bowiem lwicą przemysłu aborcyjnego, specjalizującą się w późnych i przedporodowych aborcjach . To nagradzana i podziwiana śmiertelnie skuteczna maszyna do zabijania, która po wyrzuceniu Mary z kliniki wybiega jeszcze, by z pasją przeklinać i wyżywać się na Mary. Do tej sceny obrońca jeszcze będzie wracał w następnych dniach procesu.

Lidia i Andrzej Śpiewak z Kanady dla portalu Fronda.pl 

 

 

Źródło: Fronda