JustPaste.it

Upupianie Gombrowicza.

Z życia belfra.

Z życia belfra.

 

Upupianie Gombrowicza.

 

Na ekranie telewizora, który pamięta Edwarda Gierka i to wcale nie „późnego”- teatr telewizji, jeśli ktoś jeszcze pamięta- niepowtarzalny kulturalny oddech PRL-u. I komu to przeszkadzało? Właśnie Miętus nurza palec w spluwaczce-kwintesencja „Ferdydurke”. Siedzę z klasą na strychu w szkole, za oknem w dachu, jedynym tutaj i nieotwieralnym, jesienne chmury. Nikt nie dłubie w nosie, ale miny mają, jakby ich swędziało. Swędziało tam, gdzie nie można się podrapać. Podniosłam ciężko cielsko z krzesła i podeszłam do szafki, która nieudolnie udaje kasę pancerną, a otwiera się ołówkiem i włączyłam „STOP”. Tyle jeszcze potrafię.

-Nooo, jednak muszę to zatrzymać. Nie mogę patrzeć, jak się męczycie. Siedzicie i nic… Czy muszę wam tłumaczyć, że to jest śmieszne? To znaczy… „Ferdydurke” jest śmieszne…Czemu nikt się nie śmieje? Nawet nikt się nie uśmiechnął. Co jest? Patryk?

- Bo mnie to żenuje, Pani Profesor…

- Żenuje?

- No…Krępuje, w zakłopotanie wprawia…

- Wiem Patryczku, że istnieje takie słowo…Ale co konkretnie cię żenuje, skarbeńku?

- No te gluty. To obrzydliwe jest.

Patryk był współczesnym patriotą, co manifestował wyciągniętym w kroku szarym dresem i niedzielnymi wypadami z ojcem do Warszawy „na strajk”. Teraz żenował go Gombrowicz.

            - Nie śmieszy was Gombrowicz?

Czułam, że gęba wydłuża mi się niczym gutaperka, cokolwiek to znaczy. Raczej jak sylikonowy zużyty cycek.

            - A co w tym śmiesznego?- Patryk się rozsiadł szerzej na krzesełeczku- to znaczy odchylił znacznie wypychając dres do przodu i spojrzał zwycięsko.

- No, nie powie, pani, że moczenie w glutach wskazującego palca jest śmieszne. Żenada!

- Patryczku…- wzięłam głębszy oddech, ale mi uszedł bokiem.- Przecież ci tłumaczę, że śmieszne to jest.

Patryk usiadł porządniej, ale nie na tyle, by nie budzić obrzydzenia.

            - Jak śmieszne? Kiedy nie śmieszne? Obrzydliwe jest! Co w tym śmiesznego?

            - No dobrze… Obrzydliwe. Zgoda. Ale po co? Jaki to ma sens. Czemu służy… Jezu… Stawiacie mnie w dziwnej roli. Mam wam dowcip wytłumaczyć? Jak blondynce? Przepraszam Olu... No, jak ja mam wam wyjaśnić, że to śmieszne jest?

`           - Jak pani widzi, nikogo nie śmieszy.- Patryk bujał się na krześle, łbem nad betonową podłogą.

Zaczerpnęłam kolejny haust zagrzybionego powietrza.

            - Są w „Ferdydurke”- słowa klucze… Na przykład, opozycyjnie…- twarz- gęba, dupa- pupa…

            - I chuj… - rozległo się z ostatniej ławki, bynajmniej nie scenicznym szeptem.

Rechot poszedł po klasie, obił o strychowe belki i osiadł obleśnie na mnie.

Patryk triumfował.

            - A! Widzicie? Teraz to jest śmieszne? Tak?- uznałam, że przeciwnik się obnażył i czas na atak.- TO, was śmieszy, tak?

            -Tak, tak, tak- Damian kiwał idiotycznie głową.

Zapowietrzyłam się znowu.

             -Wyrafinowany, wysublimowany. Upf. Istnieje jeszcze taki dowcip, a nie tylko jak ktoś wyrżnie na skórce od banana… Albo zaklnie…

            - Nooo. Gluty w spluwaczce- bardzo subtelne.- Patryk kontratakował.

            - Ale to dlatego, że nie wszyscy są na wysokości i wystarczająco inteligentni!- poleciałam z bezradności czystym Gombrowiczem.

-  Cisza ma być. Bo jak mi któryś piśnie… Pały będę stawiać.

- To się pani zmęczy…- padło znudzone z ostatniej ławki.

Sama tego chciałam, tak długo uczę i taka głupota. Pozostało mi jedno- udałam, że nie słyszałam.

            - Cisza! Puszczam dalej. Będzie babranie się w kompocie.-włączyłam „play” i usiadłam z ulgą na obitym pluszem krześle- taki przywilej.

Patryk udławił się kąśliwym uśmieszkiem. Nawet niektórzy próbowali oglądać, ale sceny u Młodziaków znów uśpiły prawie wszystkich. Ożywiły chłopców dopiero cycki Zuzki, jednak i to, nie na długo… Przy scenie z kompotem, Kamil włożył sobie dwa słone paluszki do każdej z dziurek od nosa. Trochę mnie to zastanowiło, bo dziwnie konweniowało z babraniem się w kompocie…

            - Ale… Czyżby? Nie! Troskliwi są, ale nie błyskotliwi…- myślałam, myślałam i w końcu nie wytrzymałam:

            - Kamil! Co ty, na miłość Boską, robisz?

Trochę się przestraszył i zapchał  jednego tak głęboko, że łzy stanęły mu w oczach. Opanował jednak sytuacje i niezrażony bąknął:

            -Wciągam paluszki nosem.

            - Aha… Super. Cenna umiejętność …Jak cię pracodawca spyta o maturę, to powiesz, że nie masz, ale za to potrafisz wciągnąć paluszka nosem… Gratulacje.

Nawet Patrykiem targnął chichot.

 Więc jednak można…