JustPaste.it

Logika nie jest mocną stroną naszych sędziów

Kiedy w końcu nasza Temida sprawdzi kto jest Kawalcem?

Kiedy w końcu nasza Temida sprawdzi kto jest Kawalcem?

 

 

 

sąd w Gdańsku

www.gdansk-poludnie.sr.gov.pl

Znany filozof, Wiesław Sztumski, dostrzega – „Postępująca deprecjacja logiki daje się zauważyć” i przestrzega w miesięczniku „Sprawy Nauki” (czerwiec 2011) w artykule „Ucieczka od logiki”:

Postęp cywilizacyjny realizuje marsz ku wolności i uwalnia ludzi od wszelkiego wysiłku. Dotychczas przede wszystkim od cielesnego. Jednak od niedawna w coraz większym stopniu i zakresie uwalnia też od wysiłku intelektualnego, w głównej mierze od myślenia logicznego. Dzisiaj, na co dzień ludzie coraz mniej muszą korzystać z logiki. Ten trud wykonują za nich komputery i różne urządzenia techniczne wspomagane komputerowo. Logika - i to bardziej matematyczna - przydatna jest co najwyżej programistom i konstruktorom komputerów. A z logiki humanistycznej, zawężanej w coraz większym stopniu wskutek profilowania zawodowego, korzystają przedstawiciele innych zawodów - prawnicy, lekarze i inżynierowie.

Wyraźnie daje się zauważyć postępującą deprecjację logiki. Przejawem tego jest rugowanie przedmiotu nauczania logiki najpierw w szkołach średnich, a później wyższych. O ile dawniej nauczano jej obowiązkowo w liceach ogólnokształcących, na wszystkich wydziałach i kierunkach studiów w przyzwoitym wymiarze godzin, to teraz prawie na żadnym, a jeśli gdzieś jeszcze, to szczątkowo i w mocno okrojonym zakresie. Najwcześniej usunięto logikę ze studiów technicznych, wskutek czego inżynierowie zostali zwolnieni od obowiązku myślenia logicznego, potem - z innych studiów, nawet, o zgrozo, na niektórych uczelniach ze studiów prawniczych. Rezultatem tego jest zanik myślenia logicznego w skali masowej. Pół biedy, jeśli dotyczy to zwykłych zjadaczy chleba. Gorzej, gdy brak logiki wykazują reprezentanci tych profesji, od których decyzji zależą losy innych ludzi, narodów, państw, a nawet ludzkości i świata. Mam na myśli przede wszystkim konstruktorów, lekarzy, prawników i ekonomistów itp., ale głównie decydentów - od najniższych do najwyższych szczebli władzy. A im wyższy szczebel władzy politycznej, samorządowej, rządowej, finansowej itd., tym więcej powinno się myśleć logicznie i podejmować logicznie uzasadnionych decyzji.

[koniec uszczypliwości znanego filozofa]

Ze zdumiewającym brakiem logiki mieliśmy do czynienia w Sądzie Okręgowym w Gdańsku, kiedy to na podstawie kuriozalnych oświadczeń pisarki, wspartych talentem jej prawnika K. Kolankiewicza (sfałszował moje wypowiedzi) oraz żenującym poziomem logiki sędziego W. Midziaka (dopatrzył się moich zarzutów na temat wulgarności pisarki a jednocześnie uznał wypowiedzi tej pani za kulturalne, czym całkowicie ośmieszył swój sąd) doszło w grudniu 2009 do wydania wyroku w sprawie cywilnej IC692/09. Coś niesamowitego – taka pomyłka sądowa i nikt w Polsce nie ma wpływu na dalszy bieg sprawy. W ten sposób można każdego pozwać lub oskarżyć i skazać przed polskim wymiarem sprawiedliwości i nikt nie stanie w obronie sponiewieranego obywatela - żadnych kontrolnych instytucji!

Natomiast logika sędziów apelacyjnych to osobny koszmar naszej Temidy. Nie można wszcząć apelacji od wyroku, bowiem minął termin wnioskowania o apelację. Ale wyrok nie został przekazany pozwanemu (!!!), który przebywał na zwolnieniu po zawale, bajpasach i podczas pobytu w sanatorium; także nie poinformowano go o dacie planowanego wydania wyroku, zatem o wyroku NIE wiedział! Dowiedział się po 120 dniach od jego wydania - od mec. K. Kolankiewicza, tuż przed inauguracyjną rozprawą... kolejnego procesu wytoczonego przez nawiedzona pisarkę wespół z tym adwokatem - i dopiero wówczas mógł zgłosić wniosek o apelację. Ale temidowi „znawcy” prawa, kiedy im to opisać, nadal uważają, że termin został przekroczony. No to są prawdziwi geniusze polskiej myśli logicznej! Aż korci, aby nazwać ich kretynami - ich nazwiska w końcu muszą pojawić się internecie!

Jedyny sposób na ponowne uruchomienie sprawy, to publiczne obrażenie tych ludzi, czyli nazwanie ich przynajmniej matołami (a to nie jest zniesławieniem, jak wynika ze spraw dotyczących stadionowych incydentów). Wówczas, jeśli któryś z nich poczuje się urażony lub uzna, że jego nielogiczna godność została zbezczeszczona, to wniesie sprawę do sądu i tylko w ten sposób będzie można ponownie przyjrzeć się gdańskiemu sędziemu i jego kwalifikacjom do prowadzenia tego typu spraw.

Opisana sprawa pokazuje także, w jaki sposób można wkręcić w tryby wymiaru sprawiedliwości niekaranego obywatela, który - jak znakomita większość zwykłych obywateli - kibicował naszej Temidzie w jej trudnej służbie, a teraz jest skazańcem i ma całkiem kiepskie zdanie o naszym wymiarze sprawiedliwości. I to wszystko przez konfabulacje nawiedzonej pisarki i brak umiejętności logicznego myślenia pośród - w końcu solidnie (bo mają na to jakieś papiery) wykształconych - prawników!

Co do unieważnienia wyroku, to i tak nie należy specjalnie dramatyzować, bowiem z innymi obywatelami Los (tu – polska Temida) obszedł się znacznie gorzej. Choćby taki Norbert Borszcz, który spędził już za kratami 10 lat za zabójstwo, chociaż z tą zbrodnią nie ma nic wspólnego. Tak twierdzi nie tylko on, ale także Paweł Gołąb - główny świadek wydarzeń sprzed lat, którego zeznania doprowadziły do skazania na 15 lat więzienia. Świadek przekonuje dzisiaj, że wrobił znajomego, bo prawdziwi przestępcy obiecali mu za to 12 tys. złotych. Chce pomóc skazańcowi, bo gryzie go sumienie. Wymiar sprawiedliwości jest nieugięty, zatem Borszcz spędzi jeszcze parę lat wskutek prawdopodobnego zafałszowania prawdy. Można jedynie pomyśleć – co byłoby, gdyby jakiś świadek zeznał, że to my kogoś zabiliśmy i sąd uznałby to za prawdę? Koszmar! Ale takie przypadki zdarzają się nie tylko w Polsce, lecz nawet w USA - tam wykonywane są nawet najwyższe, omyłko wydane, wyroki.

Ale także w mojej sprawie zaświtała nadzieja na tym logiki ugorze! Oto w innym procesie, tym razem karnym (VIIIK155/10) Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe, 9 grudnia 2011 uznał, że moje artykuły zamieszczone w internecie („Poniżenie twórcy na własne życzenie”, „Czy łatwo jest wyprowadzić prawnika w pole?”, „Jak na portalu zarobić 20 tysięcy złotych?” oraz „Fałszerstwo trójmiejskiego pisarza”) NIE są pomówieniem pisarki, zatem ta pani nie miała racji wytaczając ciężkie działa w siedzibie Temidy w grodzie nad Motławą, życząc sobie zadośćuczynienia w kwocie 20 tys. złotych (do wpłacenia w ciągu tygodnia i to niezależnie od wymaganych przez nią publicznych przeprosin!).

Ponadto ten sam sąd (sprawa VIIIK2/13) 10 października 2013 wydał postanowienie umarzające postępowanie karne przeciwko mnie „z uwagi na brak w zachowaniu oskarżonego znamion czynu zabronionego kwalifikowanego z art. 212 par. 2 Kk”. Na taką ocenę trzeba było czekać kilka lat, ale dzięki i za to. Oznacza to również, że teksty o wymienionych tytułach mogą legalnie być zamieszczane w mediach, zaś admini, którzy je skasowali lub odmówili ich publikacji, mogą je – całkowicie zgodnie z prawem – zamieścić na swych łamach.

Niestety, jeszcze żaden sąd nie zaakceptował wniosku, aby zastosować wariograf celem ustalenia prawdy (pisarka uważa, że pisałem jako niezidentyfikowany J. Kawalec, zaś ja wiem, że nie byłem i nie jestem Kawalcem), więc sprawa tego pomówienia będzie wlokła się zapewne jeszcze latami (co ciekawe, pisarka dodatkowo sfałszowała mój podpis na portalu NaszaKlasa).

Powyższe wynurzenia będą opublikowane w internecie także i dlatego, że sama pisarka wnosiła do sądów o uznanie jej za osobę publiczną i wnosiła o opublikowanie wyroku, o czym z niemałą satysfakcją tu oznajmiam.

Należałoby jeszcze unieważnić wyrok wydany w grudniu 2009 przez sędziego Midziaka, uznając ów werdykt jako kuriozalny, nielogiczny oraz oparty tyleż na niezawisłości tego sędziego, co także na jego nieznajomości prawa prasowego i problematyki pomawiania. I tacy dobrze opłacani przez nas państwowi funkcjonariusze wydają skandalicznie chłamowate wyroki! W ramach kontroli, powinien zostać przeanalizowany ów proces i wyrok ku przestrodze kolejnych nieprofesjonalnych sędziów.

Rafał Ziemkiewicz napisał 3 stycznia 2014 - „Pijany bandyta z Kamienia podobno był już dwa razy karany za jazdę po pijaku. I co? I jajco. Nawet prawa jazdy mu nie zabrali. A gdyby zabrali, to by jeździł bez. Bezczelny babsztyl, który cudem nikogo nie zabił w Warszawie, wjeżdżając po pijaku mercem do przejścia podziemnego, też już dwa razy był zatrzymywany podczas kierowania po drinku - i co? I jajco. Kogo stać na merca albo beemwicę, tego stać też na wyszczekanego papugę, jak ten, który wspomnianej pani załatwia bezkarność pod pozorem stwierdzonej medycznie organicznej niedomogi”.

Nawiedzony „bezczelny babsztyl” (skoro media uznały, że tego typu określenia nie są pomówieniami w wykonaniu rodaków...) uznał, że pisałem jako Kawalec i łazi po sądach „z wyszczekaną papugą” broniącą tzw. dobrego imienia doktorantki o wątpliwej etyce i co? Jajco! Takie cyrki mogą trwać latami... Temida może zbadać wariografem, ale nie każdego - dlaczego? Nic to, że obie strony zwracają się o wyjaśnienie problemu, czy Naleziński pisał jako Kawalec, czy nie. Wymiar sprawiedliwości jest w stanie zafundować badanie najgorszemu kryminaliście, który za ten test nie zapłaci, ale niekaranemu obywatelowi nie jest w stanie umożliwić takiego luksusu, choć strona przegrywająca by te koszty przecież Państwu zwróciła. Wystarczy rzucić okiem na ów dowód* od lat zamieszczany przez pisarkę w internecie, aby zatroskać się o jej stan umysłowy i już w kwadrans wydać orzeczenie, że przedstawiony dowód nie jest żadnym materiałem dowodowym, choć zapewne - niejako przy okazji – może wskazywać na bliżej nieznaną wadę genetyczną doktorantki znakomitego Uniwersytetu Gdańskiego.

Wracając do koszmarnej katastrofy - 1 stycznia 2014 pewien pijany kierowca zabił 6 osób w Kamieniu Pomorskim i w telewizji były poseł Jerzy Dziewulski parokrotnie nazwał go bydlakiem i to w obecności byłej minister sprawiedliwości, Barbary Piwnik. Media nie pozostawiają wątpliwości, kto dokonał tego makabrycznego czynu, choćby w tytułach notek - „Zobacz, bydlaku, kogo zabiłeś!”, „Pijany bydlak zabił na złość dziewczynie”, „Dziewczyna broni bydlaka, który zabił 6 osób!”. Dziennikarze wkraczają na grząską problematykę pomówień, a niektórzy prawnicy czyhają na tego typu okazje, aby znowu pozwać kogoś do sądu na bazie art. 212 Kk.

Ja jedynie powtórzę prawdę znaną mi od lat - biorąc pełną odpowiedzialność za słowa (jak szef rządu za swoje decyzje...) - pisarka publicznie mnie pomówiła na portalu NaszaKlasa o to, że pisałem wstrętne teksty na jej temat jako J. Kawalec, a do tego tamże sfałszowała mój podpis, czego - jako znana i solidna komputerowa księgowa - nigdy nie powinna uczynić oraz udała się do sądów, bo miałem czelność opisać jej nieetyczne zachowania na tym portalu. Co ciekawe, nadal swoje kłamstwa rozpowszechnia w pismach do adminów zamieszczających moje teksty, a nawet (sic!) w pismach sądowych, w których przekonuje sędziów, że jestem Kawalcem, o czym - jak mi wmawia - doskonale wiem. I że też tej kłamczusze nos się nie wydłuża...

Pewien obywatel, oskarżony o zabójstwo, domagał się od matki ofiary 70 tys. zł odszkodowania i przeprosin za zniesławiające go (jak twierdził) określenie - „on nie jest człowiekiem, lecz zwierzęciem, które trzeba zabić”. Znany prawnik Krzysztof Orszagh zrezygnował z funkcji doradcy rzecznika praw obywatelskich, kiedy to nazwał go „ludzkim szambem pozbawionym praw” oraz skonstatował: „Nie nazwę go zwierzęciem, bo zwierzęta mogłyby się obrazić. To gangrena na zdrowym organizmie. Z całą pewnością jest bestią, zboczeńcem i wykolejeńcem”. W mediach powiedział, że podtrzymuje swoją opinię i podkreślił, że „morderca sam sobie odebrał godność”.

Co ciekawe, tenże prawnik, na podstawie jednostronnie przedstawionych sugestii przez omawianą pisarkę, poparł jej tezę - tak zeznała w sądzie - o rzekomym moim zniesławieniu tej pani. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że pisarka ciągle podkreśla, że naruszono jej dobre imię, zaś ja uważam, że ta pani sama odebrała sobie godność postępując nieetycznie i przestępczo na portalu NK i jest to całkowicie zbieżne z opinią Krzysztofa Orszagha w sprawie o morderstwo... Niestety, na prośbę, aby opisał przebieg spotkania, jedyną informację, którą przekazał ten znany prawnik, było stwierdzenie, że pisarce nie udzielał żadnej porady. Ciekawe byłoby ostateczne stanowisko mec. Orszagha, skoro już w tę trójmiejską farsę został wmieszany, jednak po zapoznaniu się ze wszystkimi dokumentami, nie zaś tylko z przedstawionymi przez znaną pisarkę.

* - https://docs.google.com/file/d/0B6mEDTBw_SViTFVHN2tVVFhjY1U/edit?pli=1