JustPaste.it

Życie to przygoda z " wolnością"

Grzech youngcontarian, to jak zrobienie swoim rodzicom kupy na stole przy którym zasiada cała rodzina. Na razie dostałeś role wojującego ateisty by uświęcać innych drwiąc z Boga

Grzech youngcontarian, to jak zrobienie swoim rodzicom kupy na stole przy którym zasiada cała rodzina. Na razie dostałeś role wojującego ateisty by uświęcać innych drwiąc z Boga

 

Ponieważ istnieje prawo wyboru, czyli dano nam cudowną szansę bycia współtwórcami naszego szczęścia, możemy naszą pomoc kierować ku tym, którzy pragną ją przyjąć, którzy wybierają drogę do Niego, natomiast nie mamy prawa przeszkadzać i uniemożliwiać ludziom żyjącym na ziemi dokonania „złego" wyboru. Zresztą o każdym z was wie wszystko tylko Bóg i tylko On zna przyszłość każdego z was. Wielu uczy się na błędach, i nigdy o nikim nie można powiedzieć, że jest stracony, a tylko, że bardzo zagrożony z własnego wyboru, opanowany przez siły zła, którym zawierzył, a zatem sprzedał im swoją wolność. Jednak jeden krzyk o ratunek przywołuje Pana, a Jego mocy nic we wszechświecie oprzeć się nie śmie. Idziecie z trudem, to prawda, bo wokół was trwa chaotyczny bieg w wielu sprzecznych kierunkach, wciąż trwa zderzanie się poglądów i postaw, ale to właśnie wy macie być Bożymi oazami spokoju. Koło was ma kształtować się środowisko ustalone w miłości Bożej, przyrastające coraz to większą masą ludzi spokojnych wewnętrznie, wiedzących przez Kogo żyją, ku czemu dążą i w Kim zakorzenieni zostali. Otóż tego braknie na razie i wam. Bóg jest sprawcą każdego życia, a my, ludzie, jesteśmy w tak szczęśliwym położeniu, że z powodu naszej niedoskonałości (powstałej z naszego wyboru) mamy Jego specjalną troskę, współczucie i miłosierdzie takie, jakie ma matka do chorego i źle rozwijającego się dziecka. Nie Bóg tego chciał, a my sami — ludzkość. Zapewniam, że poza Maryją, Królową naszą, nie ma człowieka, który by osobiście, własną złą wolą nie potwierdzał, że jest prawdziwie synem Adama. Bóg ufa swoim synom i to, że ufność Jego w nas została zawiedziona, to jest naszą winą, ale z niej wypływa chwała Boża, ponieważ każdy z nas osobiście wraca na nowo do Ojca, a powrót taki jest już powrotem świadomym, rozumnym, powrotem syna marnotrawnego, który wyruszył zadufany w sobie, nie potrzebujący ojca, a wraca świadomy, że wszystko stracił, ręce ma puste, ale wie też, że ma dom i ma Ojca, który czeka. Powrót do Ojca — Boga jest tym boleśniejszy, im dalsze było odejście, lecz zawsze rozbrzmiewa w nim hymn uwielbienia dla dobroci i miłosierdzia Boga. Bo Ojciec nasz zawsze oczekuje nas i zawsze przebacza. Nasz grzech pierworodny, naszą pychę i miłość własną każdy z nas zdziera z siebie osobiście, lecz nie w samotności, a wspierany i kochany. Powrót każdego z nas jest świadectwem nieskończonego miłosierdzia Boga w osobie Zbawiciela naszego, Jezusa. Można powiedzieć, że syn marnotrawny bardziej wysławia sobą wielkość miłości Ojca, niż syn zawsze posłuszny. Bóg ma niezmierzoną wielość synów świadomych i zawsze wiernych, a nieposłuszną i oporną tylko ludzkość. W niej ujawniła się — dzięki Ofierze Chrystusa Pana — nieskończoność miłości Boga do swoich stworzeń. Każdy z nas jest krwawo okupiony, każdy jest też świadectwem miłości, znakiem, a znak taki to pieśń szczęścia, uwielbienia i zachwytu. Ludzkość zbawiona jest taką żywą pieśnią chwały. Wy ją uzupełniacie.

BÓG — ŚWIATŁOŚCIĄ SUMIEŃ

Rozmowa z ojcem Ludwikiem o śmierci. — Pan nasz za każdego z nas dał życie z miłości i po śmierci człowiek staje twarzą w twarz przede wszystkim z Miłością. Reszta zależna jest od odpowiedzi na tę miłość, a ona może być w jednej sekundzie tak silna, że spali wszystko, co odgradza ją od Boga. Pan, jak każdego stworzył jako byt jedyny w swojej oryginalności, tak i każdego indywidualnie przyjmuje. Oczywiście nie każdy spotyka się z Jezusem, zwłaszcza jeśli Go negował całe życie lub nic o Nim nie wiedział, ale każdy staje przed Światłem Sumień napełniony zrozumieniem, że dalsze życie istnieje, że istnieje Byt Pierwszy, który wszystko stworzył z miłości i w którym żyliśmy i nadal istniejemy. „Odległość" od Miłości, często wprost od przyjęcia i zaakceptowania Miłości jako siły stwórczej, a dalej — Boga jako osobistego Ojca i Zbawcy, odmierza człowiekowi jego odległość od Prawdy w życiu ziemskim. I określa ją człowiek sam. Jest to podstawowe działanie duszy — znalezienie swojego prawdziwego miejsca, pozycji w całości świata Bożego, którego jest żywą cząstką. Każda istota duchowa wie, kim jest, skąd „się wzięła" i co jest celem jej istnienia i jego sensem. Jeśli człowiek nie rozumiał tego w życiu na ziemi z własnej winy lub na skutek winy środowiska, w którym żył, i władzy, jakiej podlegał — wie to po wyzwoleniu się z materii. — Od razu...? — Na ogół prawie natychmiast, jeśli żył według praw jakiejkolwiek religii, nawet pierwotnej, tym bardziej religii o pogłębionym obrazie Boga. Dalsze zrozumienie zależy od użytku, jaki zrobił ze swego sumienia i rozumu, czyli od własnego wkładu w określenie siebie przy pomocy władz duszy i uzdolnień ciała jako narzędzi, potem zaś od wierności wyborowi, jeśli go uczynił, wierności wynikłej z miłości, a nie ze strachu. Zdolność do miłości jest w nas podobieństwem do Ojca — otrzymał ją każdy.

— Czy upadli aniołowie i ludzie w piekle też to wiedzą? — Piekło jest przeraźliwie świadome swego stanu i swego miejsca — poza miłością Boga; tym bardziej wszyscy inni ludzie (choć w różnym stopniu) na początku nowego życia. Jedynie Pan nasz zna sumienia ludzi na wskroś. Dlatego tylko On może być sędzią, a właściwie światłością sumienia ludzkiego, wobec której człowiek sam siebie osądza. Tylko Pan wie wszystko, tłumaczy i usprawiedliwia nas, ponieważ to On był dawcą naszych uzdolnień, warunków życia i sytuacji, które zawsze są dla każdego różne. — Czy są tam naprawdę ciemności? — Widzisz, są ciemności błędu przyjętego dobrowolnie dla własnej wygody lub dla usprawiedliwienia się we własnych oczach. Z samozakłamania trudno jest wyjść — te ciemności otaczały przecież danego człowieka już w życiu, żył w nich i zabrał je — musi więc znieść okres czekania i cierpienia. Jest to okres leczenia otwartych ran duszy, której sam je zadał. Dzieje się tak wtedy, kiedy ktoś miał wszelkie warunki poznania prawdy, ale ją odrzucał. Okres ten dla duszy ludzkiej świadomej i obdarzonej sprawnością jest strasznym błądzeniem na czarnej pustyni samotności, a trwa dopóty, dopóki nie zapragnie się z całej mocy poznać prawdę o sobie, choćby najgorszą. Może być nawet tak, że dany człowiek nie wie, że umarł, bo przyjąć tego nie chce. Jest tak bardzo przywiązany do siebie — ciała lub swoich dóbr — że nie daje się od nich oderwać. Bóg nigdy nie stosuje przemocy, pozwala więc dojrzewać temu, co zostało przez Niego odkupione, ale jest ciemne i ślepe — z własnej winy, podkreślam raz jeszcze. Pan stara się uratować każde swoje dziecko. Każde jest odkupione Jego Krwią, Jego Męką. Jeśli tylko człowiek zrobił w swoim życiu cokolwiek dobrego bezinteresownie, cokolwiek kochał, czemukolwiek służył z poświęceniem, w dobrej wierze, nawet jeśliby to było złe, Bóg go tłumaczy i usprawiedliwia, a Maryja prosi i błaga, bo jest prawdziwą Matką każdego z nas. Sama jednak rozumiesz, że długotrwała zła wola nie przygotowała człowieka do wejścia do królestwa miłości i pokoju. \

CZYŚCIEC

Mówi ojciec Ludwik. — Przeglądałem wraz z tobą książeczkę „O życiu pozagrobowym". Autorka sama mówi, że tylko przez podobieństwo i nieprecyzyjnie może określić „tamten świat". Nasz świat duchowy, wolny i od materii niezależny, istnieje poza trzema wymiarami, dlatego pojęcia: czas, przestrzeń i miejsce nie odpowiadają rzeczywistości duchowej. To, co ona określa jako „kręgi", bliższe jest znacznie pojęciu „stany", oczywiście stany duszy. Tyle jest stanów, ile dusz ludzkich, ale ich podobieństwa zagęszczają te pojęcia, dlatego mówiła o „stanie lęku", „stanie miłości" itd. Nie są to jednak miejsca, a więc nie mogą mieć granic. Piekło — stan nieustającego cierpienia Bóg przenika wszystko, ale Jego światło i blask dla duchów zła staje się cierpieniem nie do zniesienia, dlatego usiłują one znaleźć się od Niego „jak najdalej" — lecz i tak żyją w Nim, bo nic poza Bogiem istnieć nie może. Dam ci takie podobieństwo. Jak wiesz, we wszechświecie oprócz galaktyk i próżni (względnej) pomiędzy nimi istnieją tzw. „czarne dziury" — miejsca, w których straszliwa siła ciążenia zwija się ku ich centrum, a każde ciało, które by znalazło się w orbicie tych sił, wciągnięte zostanie w głąb, ku zniszczeniu, już bezpowrotnie. W ich obrębie działa nie siła twórcza, a siła jak gdyby destrukcji, nicości. Stamtąd nic do istnienia powstać nie może. Oczywiście jest to podobieństwo dalekie. Moce zła nie obawiają się spotkania z człowiekiem, gdyż są odeń niepomiernie silniejsze. Od czasu, gdy człowiek przez swą wolną wolę wyboru stał się im dostępny, toczy się zmaganie o każdą duszę ludzką — a każda jest odbiciem chwały Bożej, przez miłość Boga do niej, dzięki której została stworzona. I Pan dopuszcza, aby tak się działo, nie z okrucieństwa (bo każdy człowiek otrzymuje pomoc zawsze, gdy prosi), lecz aby dać człowiekowi szczęście decydowania o sobie, chwałę wolnego wyboru, pomimo wszystko, czym go moce zła łudzą (moce też przez Pana ograniczane w działaniu do możliwości człowieka). O piekle nie będę ci więcej mówił. Każdy z was doświadczał stanów udręki, a to jest ślad zaledwie stałego, wieczystego, w pełni świadomego stanu cierpienia, które jest mieszkaniem duchów złych, duchów nienawiści. Czyściec stanem przygotowania do życia w miłości Czyściec jest istnieniem duszy, tak jak niebo, a każde istnienie oznacza ruch, zmianę, czyli życie. Życie duszy poza piekłem jest stanem wzrostu — dośrodkowego zbliżania się ku swojej pełni.

Czyściec — to stan przygotowywania się do przyjęcia szczęścia, którym dla duszy jest Bóg. Ponieważ miłość ma zawsze tendencje wzrostu, poszerzania się, a w państwie Boga istnieje miłość i tylko miłość jako stan pomiędzy Stwórcą a Jego dzieckiem, musi więc ona wciąż rosnąć i nie ma jej kresu ani miejsca, ale zaczyna się rozwijać od stopnia, jaki posiadała dusza w momencie wejścia do królestwa. Są więc różne stopnie, ale jedna droga, ku Bogu, na której nie ma podziałów, kręgów, przeszkód. Nieprawdą jest, że dusza nie wie nic o „wyższych kręgach", jedynie doświadcza aktualnie tyle szczęścia, ile może znieść, a więc nie pojmuje, jak mogłaby doświadczyć więcej, dopóki nie dojrzeje po temu. Żadnego mieszkańca nieba nie „odrzuca" mniejszy stopień miłości. Jakżeby mogło tak być, jeżeli sam Pan przebywa wciąż z wami, tutaj na ziemi, gdzie grzech jest atmosferą normalną? Niebo nie tylko wspomaga was wraz z Panem — a jest to szczęście i zaszczyt — ale przez miłosierdzie, które dzieli ze swym Stwórcą, jest pomocą tych, którzy oczyszczają się. — Jak? — W tym, w czym Pan widzi tego potrzebę. Są ludzie uratowani przezeń, ale nie rozumiejący, jest dłuższy lub krótszy okres trwania w „ciemnościach duchowych", jest „głód" Boga, głód szczęścia, kiedy człowiek — dopiero po śmierci — pojmuje, co jest jego szczęściem, jest nieskończona tęsknota, ale jest też wdzięczność za uratowanie, uwielbienie i cześć. Tu jest taki zakres stanów duchowych, jaki mieści w sobie człowiek, tylko o nieskończenie silniejszym natężeniu. Duch w swej istocie jest nieporównywalnie od człowieka w ciele subtelniejszy, ale też zróżnicowany w swej wrażliwości i Pan nie wymaga od człowieka niczego ponad to, w co go ubogacił dla wykonania jego zadania. Takim bogactwem może być np. kalectwo dane po to, aby człowiek przez przyjęcie go bez odrzucania i żalu sam stał się świadectwem i wzorem dla innych, słabszych, niezdolnych do przyjęcia większych darów (które uważane są przez ludzi za ciężary).

MIŁOŚĆ WIELE TŁUMACZY.

— Wszystkie motywy są tu — w niebie — jawne, nikt tu nic ze swojej motywacji nie ukryje. Żadna rana zadana bliźniemu nie ginie, ale oświetla tę osobę, która ją zadała. Jeśli popełniała czyny niegodne nawet względem rodziny, będzie jej podwójnie ciężko, tym bardziej, że nie tłumaczy jej miłość. Żebyś wiedziała, ilu ludzi ona tłumaczy, gdy jest. Nawet, gdy jest źle rozumiana, źle „umieszczona", ale gdy jest, tzn. gdy z zaparciem się siebie, kosztem siebie (nawet w drobiazgach) czyni się coś dla innych. Człowiek w obecności Boga osądza sam siebie 9 VI 1981 r. Ojciec Ludwik odpowiada na pytania przełożonej zgromadzenia zakonnego. — Powiedz Klarze, że jej matka (była ciężko chora) niedługo spotka się z jej zmarłym ojcem. Dlatego może mówić o wszystkim, co matkę przygotuje, ale nie straszyć. Spotkanie z Bogiem bywa różne, ale najczęściej spotyka się słabość ludzka z Jego miłosierdziem, które On ma dla tej właściwej nam słabości. Pan nas zna i nigdy nie wymaga więcej, niż możemy Mu dać. Surowszy jest dla tych tylko, którzy zgłaszają się dobrowolnie do Jego służby, obierając Go swoim mistrzem i celem, po czym żyją dla siebie lub starają się po troszku i niby nieznacznie przywłaszczać sobie coś z całości życia ofiarowanego Bogu. Dlatego Klara, jako przełożona, przestraszyła się, bo wie, że ma więcej wolności decyzji niż każda inna jej współtowarzyszka, a przy tym zadanie trudniejsze, bo zgromadzenia bezhabitowe muszą siłą rzeczy bardziej korzystać z dóbr tego świata. Powiedz jej, że człowiek w obecności Boga osądza sam siebie w prawdzie nie tyle z tego, co używa (bo używać musi), ile z chęci posiadania, z pożądania — nie tylko rzeczy, ale i uczuć, np. pragnienia przywiązania do siebie innych osób, pragnienia hołdów i uznania, z chęci wyróżniania się, narzucania swej woli, zaznaczenia swej przewagi itd. Nie chcę jej straszyć. Ja też byłem przełożonym i rozumiem jej obawy. Trzeba starać się o stałe przebywanie w obecności Bożej, o ścisłą przyjaźń z Panem i prosić, opierając się na Jego miłosierdziu, o wyraźne i silne światło w każdej sprawie, nawet najmniejszej. Dla Pana nie ma bowiem „małych" spraw, a nasze życie codzienne składa się z takich drobiazgów, które wydają się niewarte „zawracania nimi głowy" Panu, tymczasem z nich składa się pełna wierność Bogu. A On sądzi nas właśnie z takiego „zwykłego" życia, jakie nam dał. Znaczy to, że nie żąda od nas heroizmu, a drobnych aktów miłości względem siebie i tych wszystkich ludzi, z którymi nas spotyka w każdym momencie życia. Powiedz też, że drobne miłosierdzie okazywane każdemu i zawsze (a to poprzez przyjęcie każdego takim, jaki jest, z radością i dobrocią) otwiera nam upusty Jego miłosierdzia. Z tego właśnie powodu ja sam zostałem oczyszczony i przyjęty wprost do Jego królestwa, bo absolutnie nie z powodu własnej doskonałości. Dlatego takie „środki" zalecam także i tobie. Kogo nie pcha naprzód miłość, tęsknota, pragnienie zbliżenia się do swego celu i źródła, ten będzie poganiany przez „przypadki", aby nie zastygł i nie zasnął, póki żyje (Pan to czyni z miłości, aby oszczędzić człowiekowi wstydu i cierpienia — tu). Ponieważ istnieje prawo wyboru, czyli dano nam cudowną szansę bycia współtwórcami naszego szczęścia, możemy naszą pomoc kierować ku tym, którzy pragną ją przyjąć, którzy wybierają drogę do Niego, natomiast nie mamy prawa przeszkadzać i uniemożliwiać ludziom żyjącym na ziemi dokonania „złego" wyboru. Zresztą o każdym z was wie wszystko tylko Bóg i tylko On zna przyszłość każdego z was. Wielu uczy się na błędach, i nigdy o nikim nie można powiedzieć, że jest stracony, a tylko, że bardzo zagrożony z własnego wyboru, opanowany przez siły zła, którym zawierzył, a zatem sprzedał im swoją wolność. Jednak jeden krzyk o ratunek przywołuje Pana, a Jego mocy nic we wszechświecie oprzeć się nie śmie.

 

Źródło: http://www.objawienia.pl/anna/anna/sbm-3.html